Go to commentsTydzień czwarty (czwartek, piątek, sobota, niedziela)
Text 7 of 8 from volume: Psychiatryk
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2022-09-14
Linguistic correctness
Text quality
Views593

Czwartek


Nad ranem znów przyszedł ból głowy. Łupiący i rozsadzający czaszkę. Nie pomogła tabletka, czego się spodziewałam, zanim wzięłam ją do ust. Przeleżałam do południa pod czujnym okiem  dziewczyn. Naprawdę się o mnie zatroszczyły. Było śniadanie do pokoju i kawa do łóżka. A ja po raz pierwszy dałam sobie czas na chorobę.

Odwiedziłam potem panią psycholog. Rozmowa z nią jak zwykle inspirująca. Tym razem wokół nieakceptacji ciała, która towarzyszy mi od zawsze. Utrwaliłem w sobie takie przekonanie i ono zbuntowało się w postaci różnych chorób. Bóle brzucha i głowy a nawet wysokie ciśnienie pochodzą z niezaopiekowanego, na odrzucanego przeze mnie ciała. Tak jakbym żyła poza sobą. Nie uznawałam cielesności jako mojego bytu. A jeśli już coś mnie łączyło z moim ciałem to tylko żądania, żeby dobrze się czuło.


Piątek


Czas na zmianę złych nawyków. Po pierwsze mniej fb i głupawych filmików w sieci. Koniec z książkami, które nic mi nie dają i wcale nie muszę czytać do końca czegoś, co mnie nie interesuje. Więcej ruchu! To chyba najtrudniejsze wyzwanie. Spacery, artystyczne randki z samą sobą, piłka do ćwiczeń, może streching w domu kultury. Jednym słowem zadbać o ciało!!!

Jednocześnie nie sabotować samej siebie, marzeń, które co i rusz pojawiają się i znikają.  Najpierw nowa sypialnia, w której nie tylko będą nowe meble ale i mój azyl. Dopiero od niedawna dom stał się przyjaznym miejscem, bo zniknęła teściowa, która przez dwadzieścia lat zatruwała mi życie. To ona jest drugim powodem nerwicy, którą wyhodowałam w swoim ciele. Dzisiaj czuję, że mogę robić w domu, co chcę. A kiedyś nawet położenie się na kanapie było powodem do komentarza, a ciągła obserwacja przyprawiała mnie o niechęć do całego świata.

Powinnam odnowić koleżeństwo z E., przyjaźń z A. kontakty pisarskie z E. No i najważniejsze podtrzymywać znajomość z dziewczynami z psychiatryka. Od momentu zaprzyjaźnienia się z Renatą poczułam, jakby wreszcie miała starszą siostrę. Jest dla mnie prawdziwą Mentorką. Nie, nie pomyliłam się, przez duże M, bo jej mądrość i odwaga są wręcz onieśmielające. A siła i pewność siebie oraz otwartość wobec innych rodzi tyle empatii, że aż trudno uwierzyć. Potrzebowałam jej chyba przez całe życie. Dzięki niej wiem, że świat można zdobywać w każdym wieku, że zawsze jest czas, żeby odkryć coś nowego i znaleźć kolejny powód do bycia i to bycia sobą. Chciałabym nauczyć się od niej pewności siebie i równowagi między moimi potrzebami a tym, czego chcą ode mnie inni ludzie.

A Jola, którą nazwałam Seniorką, po prostu jest plastrem miodu. Ma miłe usposobienie, nigdy się nie narzuca, czego mi brakuje już od dawna. Napisałam o nas trzech wierszyk i bardzo się dziewczynom spodobał. Mam nadzieję, że i one będą mnie miło wspominać…


Sobota


Zostały tylko trzy dni pobytu. W poniedziałek już pożegnanie ze społecznością a we wtorek odjazd. Wieczorem idziemy na spotkanie z poezją. Jedna z bosonogich, czyli żyjących blisko natury będzie prezentować swoje wiersze o miłości. Ja też pracuję nad wyzwalaniem w sobie twórcy. Dwunastotygodniowy kurs skończę za dwa miesiące i wtedy mam nadzieję zacząć nowy okres w swoim życiu.

Chcę i muszę pisać, inaczej życie nie ma już dla mnie sensu. Bez względu na to, co myślą inni. Zresztą to ich problem nie mój. Chcę czerpać ze źródeł kreatywności, czyli od naszego Stwórcy. On też oczekuje ode mnie twórczej pracy, a nie tylko kręcenia się wokół własnej osi. To, co mam zrobić, należy przede wszystkim do mnie. Nikt nie napisze za mnie wierszy, nikt nie wymyśli opowiadań, nikt nie przeżyje moich emocji.


Niedziela


Zaskoczyła mnie „Droga artysty”! Dostałam tygodniowy zakaz czytania. Mam zaglądać w siebie i patrzeć wokół, co się dzieje, czyli ćwiczyć uważność. To takie modne. No to czeka mnie całkowite nicnierobienie. Ale czad!!


  Contents of volume
Comments (7)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Proponuję "rekolekcje w ciszy", bowiem autorka podobno wierząca. Ponadto: traktowanie każdego dnia, każdej chwili jako coś niepowtarzalnego. Mniej "mądrowania się", które innym - podczas czytania - przysparza migreny. Oraz: mniej gadającego pisania, a więcej - dla swojego "dobrostanu" - milczenia. Może i wtedy odautorsko pzeintelektualizowana na podstawie mozolnie wycyckanych lektur "gimbaza" oddali się na w miarę bezpieczną odległość?

Życzliwie.
avatar
Proszę już nie czytać moich tekstów, bo migrena jest nieprzyjemna… Nie ma zamiaru się tłumaczyć, szczególnie z gimnazjum, w którym pracowałam. Niech pani poszuka sobie innych dziesiątek do bicia, bo już mnie nie bolą pani wpisy.
avatar
Kontakty z ludźmi /w tym z pacjentami różnych oddziałów szpitalnych/ obarczone są tym powszechnym ryzykiem, że, gdzie byś nie był, zawsze możesz zostać

źle zrozumiany

z powodu użytkowania całkiem innego /niż reszta/ słownika.

Tak więc, parafrazując wielkiego Wielkiego W. Młynarskiego, powiemy:

"Mówmy /każdy, każda/ swoje!"

Co dobre jest dla Madzi,
U Tadzi się nie ładzi,
Czyś radził mu, czy kadził ;(
avatar
Na uporczywe straszne migreny słynna z Podjuch mongolska dr medycyny /i zarazem bioenergoterapeutka/ w tamtym tysiącleciu polecała swoim pacjentom codzienne dalekie leśne spacery /w Szczecinie po Puszczy Bukowej/ i w ich trakcie jak najczęstsze obejmowanie i przytulanie się do najstarszych drzew
avatar
Nazwisko tej lekarki - o ile się nie mylę - to Alimaa Sodnomgombo
avatar
Szanowna pani Anno,

internet i tam wrzucane teksty są po to, aby je czytać ;) A moim nałogiem jest właśnie lektura. Doprawdy nie pojmuję pani rozdrażnienia?
Przecież nie daję ocen, lecz jedynie wyprowadzam własne, nie ogólne, wnioski. Na podstawie publikacji i nie prywatnych, przechowywanych w szufladzie zeszytów?
Każdy kto postępuje podobne jak pani ja oraz nam podobni, to powinien zdawać sobie sprawę z tego, co może go spotkać?

Życzliwie :)
avatar
Gimbaza, czyli tzw. gimnazjum to wymysł ówczesnych noworządzących, którzy za wszelką cenę chcieli zerwać z "komuną". Na moje nieśmiałe: półprywatno-samorządowe zapytanie, po co i na co taka rewolucja na zasadzie rozłączenia wchodzących w biologiczną dojrzałość dzieci z ich dotychczasowymi wychowawcami, wówczas dowiedziałam się, że jestem... starą komunistką, bo trzeba zmieniać, aby zmieniać. Do gimnazjów szli także bardzo dobrzy nauczyciele, niczemu niewinni, iż szkolny program był taki jaki był, więc dalej nie pojmuję, skąd u autorki takie alergiczne reakcje?
© 2010-2016 by Creative Media