Go to commentsZarazili mnie
Text 23 of 29 from volume: Takie sprawy
Author
Genrenonfiction
Formarticle / essay
Date added2022-10-02
Linguistic correctness
Text quality
Views639

ZARAZILI MNIE

To Polska jest, prawda? Ale gdzieś znika ta nasza wolnościowa narracja, wypierana przez tych totalistów, którzy chcą nas wepchnąć do tego binarnego świata: z jednej jądro mroku, czyli Rosja i Putin, a z drugiej siły światła, czyli niekrytykowalni Ukraińcy. To, niestety, efekt działań naszych władz – nie wiem, czy to spodziewany efekt tego ciągłego cukrzenia uchodźcom ze wschodu. Tak jednak często wychodzi. Woda, a jest środek lata, wydawana na dworcu, gdzie przybywają też pociągi z uchodźcami, ale tylko dla Ukraińców. Polskim podróżnym się jej odmawia. Instytucje publiczne, gdzie w określonych godzinach obsługuje się tylko uchodźców, a miejscowi są wyganiani, choć to za nasze się odbywa ta działalność.

A dorośli i doświadczeni wiedzą przecież, że gdy przesadzi się z cukrem, ze słodyczą, to najpierw boli brzuch, a potem psują się zęby.

Rozmawiam często z zaprzyjaźnionymi Ukraińcami ( w końcu te chłopaki to sąsiedzi z drugiej klatki) i wiem, że u nich ze znajomością historii słabo. To nie jest powód do dumy, ale ja więcej wiem o historii ich kraju niż oni. Nie wspominając o Polsce. Dlatego tak dziwi mnie postępowanie poszczególnych samorządów ( w tym i władz Kielc). Pewne działania, a raczej zaniechania, sprawiają, że osiedlający się tu Ukraińcy mają prawo sądzić, że znaleźli się w kraju nijakim, kraju bez historii. Ja wiem – to litewskie – że wszystkie łzy są mokre, ale tylko własne są słone. Ale czy musimy zatajać pewne fakty? Dlaczego w Kielcach nie zawyły syreny o 17.00 1 sierpnia? Dlaczego nie zawyły 1 września? Żeby nie stresować dotkniętych traumatycznymi przeżyciami uchodźców? To głupie uzasadnienie, bo patrząc na reakcje miejscowych chyba szybko by zrozumieli, że skoro na dźwięk syreny miejscowi nie ruszają truchtem do miejsc ukrycia, to taka syrena znaczy coś innego niż w Charkowie. Ale dzięki takim zaniechaniom przybysze ci mają wrażenie, że takie wojenne traumy są tylko ich udziałem, a my, miejscowi, nie mamy porównywalnych doświadczeń.

Czy każdy Rosjanin to bękart/cwel Putina? A wszystko co rosyjskie powinno się znaleźć wśród zakazanych? Mamy w Kielcach zacne kino „Moskwa”. W tym całym amoku nazwę zasłonięto ukraińską flagą, ale wolnościowi aktywiści nocą ją usunęli i więcej jej nie wieszano. W bibliotece wojewódzkiej na półce nie ma już książek Marka Sołonina – przy okazji następnej wizyty sprawdzę, czy stoją tam utwory Dostojewskiego, Bułhakowa i Babla. Sam uległem tej tendencji i przez kilka miesięcy nie włączałem sobie rosyjskiej muzyki. Zarazili mnie. Ale przyszedł moment, kiedy pomyślałem, że zespoły, które lubię jeszcze przed wojną źle o Putinie mówiły – teraz, ze zrozumiałych względów niewiele się o ich obecnych poglądach dowiemy, ale wątpię, by nagle zdobył ich sympatię. I przestało mnie uwierać, nie wstydzę się słuchać LENINGRADU, MOSCOW DEATH BRIGADE, SIBERIAN MEAT GRINDER ( „Putin, idi nazad”), DUSZOGUBÓW. Gdyby w latach ’80 wszyscy kojarzyli Polskę z Jazuzelskim, Dezerter nie byłby wydawany w USA, bo myśląc dzisiejszymi kategoriami odbierano by ich jako forpocztę reżimu.

I ta konstatacja, że jestem zarażony, że myślę zgodnie z obowiązującą narracją, była dla mnie porażająca. Ta sytuacja: pijemy z sąsiadami, Ukraińcami piwo przed blokiem, pojawia się mój kolega i chce nawiązać z nimi bliższy kontakt, ale mówi do nich po rosyjsku. Konfliktogenna sytuacja, bo oni, mimo, że nie są tam i nie bronią czynnie swej ojczyzny to na tej bezpiecznej kieleckiej ławce okazują się żarliwymi ukraińskimi patriotami i za mówienie do nich po rosyjsku reagują agresją. Ja, od pewnego momentu moderator rozmowy, uciszam kolegę, by nie stresować Ukraińców. Dopiero potem sąsiad, świadek rozmowy uświadamia mi, że wpadłem w pułapkę totalizmu, tym razem ukraińskiego. Tak, rozumiem zbrzydzenie rosyjskim tam, za naszą wschodnią granicą, gdy trwa wojna. Ale tu jest Polska i tu cały czas -  choć to może być niesmaczne – wolno mówić po rosyjsku. Można i po niemiecku. Wolno. To nie jest zakazane. Zgoda na takie zakazy jest jak dobrowolna lobotomia. Onegdaj szlachta polska w odpowiedzi na podatkowe zapędy Batorego powiedziała mu: jeżeli w Rzeczypospolitej nie ma wolności, to czego mamy bronić? Czy tego chcemy – być lustrzanym odbiciem putinowskiej Rosji? Tyle, że na opak? To czym nasz świat ma się różnić od świata Putina? Wstyd mi za tą sytuację na ławce… Że poparłem Ukraińców, a nie przyjaznego im kolegę.

Tym bardziej, że są tu dwa smaczki. Jeden z tych Ukraińców opowiedział, że od swoich pobratymców wie, że na kursach językowych dla uchodźców pojawił się nieoczekiwany przez Polaków problem: wykładowcy tłumaczący ukraiński na polski spotykają kursantów, uchodźców z Ukrainy, którzy rozumieją po rosyjsku, a nie po ukraińsku. I wykładowca gadający do nich po ukraińsku to niemiec. Bo oni nie rozumieją ani po ukraińsku, ani po polsku.

Drugi smaczek jest grubszy. Pułk Azow broniący Mariupola został w dużej części sformowany z rosyjskojęzycznych Ukraińców. Poza nimi służyli tam – podobno – również rosyjscy faszyści, chcący dzięki temu nadwątlić władzę Putina. A cały pułk – język językiem, ale serce sercem.

Dlatego wstyd mi za sytuację z ławki przed blokiem. Dziś wiem, że jak cię gryzie w uszy, że tu się mówi takim językiem, to pamiętaj, że to autochton się nim posługuje, a ty jesteś – mniej lub bardziej mile widzianym - gościem.

( Czerwony znaczek – ostrożnie! Była kiedyś taka rozmowa z Ukraińcami/sąsiadami o seksie. Polak zagaił o seksie oralnym. Ukrainiec: my naszym kobietom nie robimy takich rzeczy! One nam tak, my im nie.  Ot, taka różnica kulturowa….)


  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Z Ukrainy uciekają do Polski i Ukraińcy, i Rosjanie. Trzeba pamiętać, że ten naród NIE JEST monolitem. Blisko 1/5 ludności tego kraju stanowią właśnie

R o s j a n i e
avatar
Jako Polak nie będziesz w Polsce rozmawiać dzisiaj z uciekinierką z Donbasu, Natalią Pietrowną, i jej nastoletnimi dziećmi /Siergiejem, Alieksiejem i Jekatieriną/ po angielsku czy francusku tylko dlatego, że oni mają fatalne asocjacje lingwistyczne z Putinem. Jako Rosjanie z Ukrainy NIE UTOŻSAMIAJĄ SIĘ oni z Rosją, a z Ukrainą - i dlatego są teraz u nas w Warszawie, we Wrocławiu czy w Krakowie, a nie w Moskwie czy w Sankt Petersburgu
avatar
Wystarczy wsłuchać się w rosyjskojęzyczne rozmowy matek z dziećmi, by zrozumieć, że te uciekinierki "Ukrainki" - to de facto Rosjanki i ich rosjanięta
avatar
Wszystkie wojny domowe są wojnami albo Północy z Południem, albo Wschodu z Zachodem.

Ich ofiarami są zawsze

starcy /którzy pozostali/

i

matki z dziećmi, które uciekły
avatar
Poruszyłeś ważny temat. W latach 90-tych, kiedy język rosyjski w szkołach zastępowano gwałtownie angielskim, pojawił się w pewnej szkole irlandzki wolontariusz - katolik. Mówił nieźle po polsku. Na przerwie wdał się w rozmowę z księdzem uczącym od niedawna w tejże szkole religii. W trakcie rozmowy ksiądz zaczął zdanie: "Pan, jako Anglik..." i nie skończył, bo mimo sutanny dostał w mordę. Skończyło się na pogotowiu. Tak więc język nie jest pewnym wyznacznikiem narodowości.
avatar
Polscy Ukraińcy, Łemkowie i Bojkowie, do wybuchu wojny Rosji z Ukrainą, byli jedną z naszych najmniejszych mniejszości narodowych. Dzisiaj z braćmi - ruskojęzycznymi uchodźcami zza Buga stanowią największą liczebnie grupę ludnościową w naszym kraju. Dla naszej puli genetycznej, dla gospodarki oraz dla polskiego prawosławia to potężny zastrzyk. Tylko... co z naszą obu stronom na ogół całkowicie nieznaną wspólną polsko-ukraińską historią, jakiej powinniśmy na nowo i razem w jednej ławce szkolnej się uczyć?
© 2010-2016 by Creative Media