Author | |
Genre | poetry |
Form | blank verse |
Date added | 2022-10-25 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 492 |
1
Nie wiesz, co widzisz,
lecz wzrok od tego ucieka.
Czasami w szaleństwo zapatrzone w dno.
Podtrzymuje zgniłego trupa trampoliny.
Innym razem na magicznym dywanie źrenicy,
pragniesz poszybować,
wzbić się wysoko,
poza cierpienie i przesadny zachwyt spojrzeń.
Falują i szepcą słowa,
że na szczycie odnajdziesz ścieżkę powrotu,
którą morze wciąż zatapia,
Nawet tam cię dorwało.
A chwile płyną szybko,
szybciej od ciebie.
2
Zawsze zostawałeś w tyle,
a poranione stopy, bolały bardziej niż ból.
Tylko co zrobiłeś, żeby temu zapobiec?
Biegło razem z tobą,
a ty widziałeś zadowoloną niby twarz,
w zwierciadle pełnym potępienia i pogardy,
dla wszelkich słabości.
Rzucały ziarno na żyzną, lecz złudną,
bo nieużyźnioną glebę.
Słabą i poniewieraną przez,
innych.
Czyżby?
3
Cały czas jesteś owadem, na przezroczystej zjeżdżalni,
gdzie ścianki tak gładkie, jak twoje dotychczasowe życie.
Proste i równomierne.
W końcu tak szybko zjeżdżałeś, że wszystko co pragnąłeś,
było niezrozumiałymi smugami.
Mówisz, że tak lepiej.
Mniej tęsknisz, mniej cierpisz.
Akurat. Już ci wierzę.
Powiadają, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
To prawda.
Nigdy tam nie byłeś, bo nigdy tam nie szedłeś.
Nie wmawiaj więc, że zmyliłeś drogę.