Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-11-02 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 513 |
Zaszkliły się oczy dziadowi. Jakby przez szkła kontaktowe - znaczy wyraźnie, ujrzał tę melepetę, z pochyłym dachem i drzwiami z blachy falistej. To jedno się tutaj nie zmieniło. Ten sklep.
Kiedyś wchodził od tyłu, ale to było jeszcze w czasach socjalistycznego renesansu, kiedy to wielki gymch Gierka zastąpił starą onucę gomułkowską. Teraz ta ulica się nazywała Koziorożca. Ni przypiął, ni przyłatał. Nie mógł tam wleźć do środka. Od razu by dostał ogórkiem, albo zgniłym jabłkiem. Albo czymś cięższym, jakby go rozpoznali. W swych cięzkich, mokrych spodniach powlókł się dalej. W kierunku cmentarza. Gdzieś tam mógł jeszcze spotkać stare kości kamratów. Złożone w grobowcach. Bo tu jest taki obyczaj, że nie kładzie się do gołej ziemi. Choćby obywatel nie miał już nic na koncie. Decydują o tym względy sanitarne.
- O zesz kurwa jego mać - Usłyszał z boku. Ktoś go chyba dostrzegł. Poprawił kaszkiet. Daszek nasunął na czoło. Odwrócił się.
Szybko przelazł przez jezdnię. Szybko, na ile pozwoliły mu zmoknięte łachmany i ciężki los. Akurat nic nie jechało więc snuł noga za nogą.
Mimo deszczu pod sklepem zbierali się ludzie. Byli młodzi. Dopiero zaczynali swój pijacki proceder, a już nie mieli pieniędzy. Toteż musieli się skumać, obliczyć, co tam trochu który miał, i wyżebrać parę groszy, co by starczyło dla każdego choć po łyku kwaszonego wina. Zapłodnić się alkoholowo. Bo dalej to już pójdzie z lekka.
Ominął to.
Miał już sześćdzisiąt parę lat, chociaż na tyle nie wyglądał. Trochę się bał tego cmentarzyska, że dostrzeże go duch znużony i zaprosi do położenia się. Nie chciał jeszcze się kłaść. Żaden z niego Monte Christo, ale miał swoje sprawy do załatwienia. I, co jak co, ale nie chciał się kłaść.
Z daleka dojrzał starą kopertę. Bramę przenicowaną tak, że dziury prawie powodowały brak bramy. Coś tam jednak zostało i trzeba było przez to przejść.
Ktoś wlekł się za nim.
- Artymidian - Usłyszał za sobą.
Nie odwrócił się.
Zwano go kiedyś Artymidianem. A swojego imienia co mu nadano na chrzście już prawie nie pamiętał. O peeselu nie wspominając.