Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-11-03 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 482 |
Jechałem pociągiem. Tyle pamiętam.
Marzyły mi się ryby - igły. Chciałam je łapać, ale w plecaku nie miałem wędek. Teraz robią takie fajne, teleskopowe. W plecaku zmieściły by się ze trzy. Gówno o tym wiem, ale jestem pewien - gdybym pojechał na ryby, wziąłbym ze sobą takie teleskopowe, a nie targałbym ze sobą długiej wędki, z dyndającą żyłką. Nie jestem idiotą.
Wiem, że się bałem. Ale źródło tego niepokoju odnalazło się samo, kiedy szperałem po kieszeniach i uzmysłowiłem sobie, że nie mam dowodu osobistego. Co prawda granica między... No właśnie, czym?
Pociąg był przepełniony. Nie było w nim Polaków. A kraj w którym się znalazłem to była Holandia.
Gdzieś nad morzem, do którego prowadził kanał.
Na kanale była barka. Płynęła pod mostem. Nie widziałem tego dokłądnie, bo byłem wysoko. Gdzieś na wysokości głowy kołysała się biała mewa. Niebo było jak mleko.
Mewa krzyczała, jakby ktoś dostał w twarz.
- Gdzie jest pielęgniarka?
- Tam gdzieś powinna być - koleś w rybackiej czapeczce, albo, czy ja wiem - raperskiej, siedział w dużej grupie na trawie i popijał jakiś napój. Wszyscy mówili po Polsku. Ludzie którzy go otaczali nie byli mi znajomi. Znałem skądś tylko jego. Albo przypominał mi mojego znajomego. Mówił jego głosem i miał tak samo nieprzejednany wyraz twarzy.
Potrzebowałem tych tabletek. Jodek sodu, czy słodek jodu. wszystko jedno. Gdzieś ktoś kurwa powinien to mieć, na pewno pielęgniarka, i ona kurwa powinna mi to dać.