Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2022-11-11 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 499 |
Hej!
Dziś mam całkiem sporo do opowiedzenia, więc najlepiej od razu przejść do konkretów.
Wtorek, Ósmy listopada.
Nie chcę zabrzmieć okropnie, ale cieszyłam się, że na dzisiejszych zajęciach z Tomkiem nie towarzyszyła nam jego żona. Nie zrozumcie mnie źle. Nawet lubię Patrycję, a już najbardziej lubię to, że mi pomaga. Jednak jest mi średnio komfortowo, kiedy mam przy niej zwierzać. Zawsze przytłacza mnie ten jej ekstrawertyzm. Czuję wtedy, że moje problemy są dla niej błahostkami, z których nawet nie wypada się zwierzać. Z tego powodu czułam ulgę, że dziś jestem tylko z Tomkiem. Opowiedziałam mu o wszystkim. O tym, jak rozpętałam awanturę, jak rzuciłam piórnikiem w Dagmarę, o rozmowie z wychowawcą, obniżonej ocenie z zachowania, milczeniu rodziców. No i o najnowszej sprawie, o której jeszcze nie wiecie. Moja klasa postanowiła jeszcze bardziej mnie wykluczyć ze swojego grona i zostałam usunięta z grupy klasowej na messengerze. Właśnie zakończyłam moje spowiadanie się, kiedy nagle ktoś wszedł bez pukania do gabinetu. Nie była to Patrycja. W progu stała elegancko ubrana starsza kobieta. Sprawiała wrażenie sympatycznej. Tomek, nieco zrezygnowany podszedł do niej i ucałował ją w policzek.
- Mamo, mówiłem ci, żebyś nie przychodziła do mnie do pracy, kiedy mam pacjentów.
- Wybacz synku, trudno jest się do ciebie dodzwonić. Chciałam tylko wiedzieć, czy będziecie u nas na długi weekend. Do tej twojej Patrycji to nawet dzwonić nie próbowałam...
- Mamo! Tak, będziemy! Nie życzę sobie jednak, byś tak wyrażała się o mojej żonie!
Starsza pani tylko machnęła ręką.
- A może przedstawisz mnie swojej pacjentce? - Matka Tomka podeszła do mnie i z życzliwym uśmiechem podała mi dłoń. - Jestem Leokadia Kalisz, matka Tomasza.
- Nina Piotrowicz. - Delikatnie uścisnęłam jej dłoń. Po usłyszeniu mojego nazwiska kobiecie nieco zrzedła mina, uśmiech nabrał na sztuczności. Zabrała również dłoń.
- Piotrowicz, tak? Wnuczka wójta Nowakowskiego? Córka Anieli?
Przytaknęłam. Staruszka nagle przypomniała sobie o ważnej sprawie urzędowej, którą koniecznie trzeba załatwić przed jedenastym listopada. Pośpiesznie pożegnała się z synem i wyszła z gabinetu, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Strasznie dziwna sytuacja. Tomek chyba zauważył moje zmartwienie. Stwierdził, że jego matka jest specyficzna i nie powinnam się nią przejmować. Poprosił też, bym nie wspominała podczas naszego wspólnego czwartkowego ogniska Patrycji cokolwiek o jego matce czy rodzinie, bo Patrycja czuje się nieakceptowana w rodzinie Kaliszów. W czwartek jesteśmy zaproszone z Pauliną na ognisko do Patrycji i Tomka. Paula podobno znalazła poszlaki na to, że mało prawdopodobne jest, aby Paweł kiedykolwiek pojawił się nad jeziorem. Tak więc czekam w napięciu na czwartek.
Czwartek, Dziesiątego listopada.
No i czwartek nadszedł! Parę dni wcześniej Tomek usłyszał ode mnie, że dziadek niestety nie da rady urządzić ogniska. Było mi nawet trochę przykro z tego powodu, dlatego fizjoterapeuta wpadł na pomysł urządzenia takiej „imprezy” u niego i Patrycji. Następnego dnia Paulina dała nam znać, że ma jakieś nowe informacje o Pawle. Pomyśleliśmy więc, że połączymy przyjemne z pożytecznym i też zaprosili ją na ognisko. Do ich domu ruszyliśmy dziś od razu po moich zajęciach, Paulina czekała na nas na parkingu.
Na podwórzu Kaliszów czekało już na nas palenisko ogrodzone kamieniami oraz ziemniaki gotowe do pieczenia. Tomek i Patrycja są wegetarianami, więc mięsa nie jedzą. Do siedzenia mieliśmy długą ławkę, co prawda z oparciem, ale stała na nierównym terenie i nie była oparta o ścianę. Bałam się więc na niej siedzieć. Tomek jednak obiecał, że będzie siedział obok mnie, więc mam się niczego nie obawiać. Od razu poczułam się lepiej.
Z czasem wszyscy się rozluźniliśmy. Nikt nawet nie poruszał tematu Pawła. Żartowaliśmy, śmialiśmy się. Naprawdę potrzebowałam takiego resetu. Za dużo negatywnych emocji było ostatnio w moim życiu, więc fajnie jest się od tego oderwać.
Nie trwało to długo. Ławka, na której siedzieliśmy, była ustawiona tak, że miałam widok na ulicę oświetloną starą latarnią. Nawet w jej słabym świetle zobaczyłam, że ktoś mi się przygląda. Była to Mariola — dziewczyna z mojej klasy. No to pięknie! Teraz plotki przybiorą na sile. Odruchowo skuliłam się. Tomek był zdumiony moim zachowaniem i gdy już się wyprostowałam, zajrzał mi poważnie w oczy.
- Nina, co się dzieje? Dlaczego zareagowałaś tak na tę dziewczynę? Jest z twojej klasy, prawda? Kojarzę ją, mieszka niedaleko.
Długo nie mogłam się zebrać. Wzrok miałam wbity we własne kolana. Postanowiłam jednak, że albo teraz, albo nigdy. W końcu ta sprawa dotyczy też jego. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego poważnie.
- Tomek, bo ludzie z klasy myślą, że my mamy romans...
Fizjoterapeuta ledwo powstrzymał wybuch śmiechu.
- Romans? Jak to? Co się tym małolatom pokiełbasiło?
No to mu opowiedziałam. O dawnej rozmowie z Dagą, o tych chichotach i spojrzeniach na korytarzu podczas przerw. No i finalnie o tym, dlaczego zaatakowałam córeczkę dyrektora piórnikiem. Tutaj już Tomek nie powstrzymywał śmiechu i serdecznie mnie przytulił.
- Gwiazdeczko, nie przejmuj się. Pogadam z dyrektorem o tej sprawie, zanim on się dowie z plotek, w ten sposób będziemy mieć nad nimi przewagę. Teraz czuję się winny że to przeze mnie masz kłopoty. O tym też z nim pogadam.
Wielki ciężar spadł mi z serca. Ze szczerych chęci mocno się w niego wtuliłam. Zerknęłam też kątem oka na siedzącą po drugiej stronie Tomka Patrycję. Nie wydawała się zazdrosna, bardziej rozczulona i rozbawiona sytuacją. Czy nie powinna być zazdrosna? Jeśli nie jest, bo tak bardzo mu ufa, to naprawdę się cieszę. Jednak jeśli nie postrzega mnie za zagrożenie, tylko dlatego, że jestem niepełnosprawna no to trochę przykre.
W końcu przestaliśmy się przytulać. Paulina zabrała głos.
- Że też mnie to nie dziwi. Na takim zadupiu ludzie są tak wygłodniali sensacji, że sami je sobie tworzą z dupy. Jeśli już przestaliście się do siebie kleić, to może pogadamy o tym, co znalazłam?
Przytaknęłam. Humory od razu nam się wszystkim zważyły. Paulina wepchała się między mną a Tomka. Wyjęła coś ze swojej lnianej torby. Był to stary, gruby zeszyt z wizerunkiem Barbie. Dziewczyna od razu zaczęła wyjaśniać, o co chodzi.
- W podstawówce prowadziłam złote myśli. Ostatnio je sobie przeglądałam i zauważyłam, że Paweł mi się wpisał. Pewne linijki wydają mi się niepokojące. O, tutaj. - Wskazała zdania podkreślone czerwonym długopisem. Wszyscy pochyliliśmy się nad zeszytem:
„Najbardziej nielubiana osoba: Moja mama.
Największe marzenie: Pójście nad jezioro, ale mama mi zabrania. Mówi, że tam chłopcy tacy jak ja, umierają”.
- Strasznie niepokojące jak na ośmioletnie dziecko. Nina, czy tak było? - Patrycja spojrzała na mnie uważnie.
- Nie wiem, naprawdę. Mam pustkę w głowie... mało pamiętam z czasów, kiedy Paweł był jeszcze z nami. - z chwilą wypowiedzianych słów dopiero dotarło do mnie, że to jest najprawdziwsza prawda. Przerażające. I nienormalne.
- To dziwne. – odparła Paulina. - A może zapytasz twojego starszego brata?
Wzięłam głęboki wdech. Kolejne trudności.
- To nie będzie łatwe, bo Oskar unika trudnych tematów, ale spróbuję. - Było mi ciężko. Tomek chyba zauważył, że jest mi źle, bo znowu mnie przytulił. Powoli zaczęliśmy zmieniać temat i atmosfera zaczęła się rozluźniać. Ziemniaczki zjedliśmy już w mieszkaniu całkowicie odprężeni, chociaż w głębi duszy wciąż byłam przerażona dzisiejszymi odkryciami. Tomek około dwudziestej pierwszej odwiózł Paulinę na przystanek a mnie do domu. Oczywiście nikt nawet nie zapytał o wrażenia z ogniska.
No i spisałam wszystko. Trochę mnie to uspokoiło. Nadal nie wiem jednak jakim cudem Paweł utonął nad jeziorem, jeśli było tego dnia zamknięte i w dodatku w żaden inny dzień też nie mógł tam pójść. Z jakiego powodu mama zabraniała mu tam iść? Dlaczego straszyła go śmiercią? Czy kiedykolwiek się tego dowiemy?
No nic, trzymajcie się!