Author | |
Genre | adventure |
Form | prose |
Date added | 2022-12-24 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 511 |
W wigilijny zmierzch, ośnieżona cisza przytula leśne drzewa, srebrzystą tajemnicą oczekiwania. Można by rzec, że coś wisi w powietrzu. Nie dosłownie, lecz namacalnie. Tylko co jakiś czas, słychać niewielkie plaśnięcia. To splecione kryształkami śnieżynki, z przykrytych lśnieniem gałązek, szybują na ziemię z kierunku nieba i migoczącej gwiazdki. Jakby chciały coś powiedzieć tym ukierunkowaniem… lub wygnać Obecność z norki.
Ciche odgłosy przybierają na sile, uporczywym, acz radosnym natręctwem. Aż poświata księżycowa splata jasne, śnieżne chwile, w nieco spłoszone migotanie zmrożonego czasu, który strasznie skrzypi przemijaniem, gdyby po nim chodzić.
Obecność coś budzi z zimowego snu. Jakieś tajemnicze dźwięki, wplecione w cisze lasu. Nie jest zadowolona z takiego obrotu sprawy. Oj nie. Absolutnie. Jeszcze by chętnie pospała, ale cóż. W końcu wychodzi. Może wreszcie dzięki temu ucichną i będzie mogła wrócić do snu.
Pomału noc, maluje zmierzch. Dziwne odgłosy szybujących śnieżynek, nie ustają. Wręcz przeciwnie. Słyszy je coraz wyraźnie. W pewnej chwili, skupiają się w jednym punkcie, gdzieś w głębi lasu. Ze zwykłej ciekawości, postanawia powędrować w owe miejsce. Chociaż chętnie by wróciła do swojej norki.
Nie ma określonego kształtu. Natomiast przybiera niektóre te, które mija. Teraz jest toczącym się kamieniem, lecz za chwilę ośnieżoną gałązka, lub wiewiórką. Odgłosy słyszy coraz wyraźniej. Aż wychodzi na ośnieżoną polanę. Srebrny księżyc i gwiazdka, oświetla paśnik, srebrnym lśnieniem.
Nie wie skąd, ale wie, co tam zobaczy. Zmrożony czas, faktycznie trzeszczy raźno, kiedy idzie po nim. Wtem słyszy za sobą dialog:
–– Fajnie, że jesteś.
–– Tak. Fajnie, że tu jest.
–– Tylko nie bardzo wie, jaką rolę odegra.
–– I raczej się nigdy nie dowie.
Odwraca się w kierunku głosów. Widzi wilka i sarenkę. Stoją przy sobie, jakby nigdy nic. Coś mu świta, że to deczko niecodzienna sytuacja. No i jeszcze, że w ogóle mówią.
–– Zajrzyj wreszcie do paśnika. Wspomożesz dzieciątko.
–– Przepraszam, ja? –– przybysz ma wątpliwości. –– A niby jak?
–– Przestań nawijać, tylko zajrzyj –– dodaje niecierpliwie sarenka.
Zagląda. Faktycznie. Widzi dzieciątko, z krwawymi dziurami na rączkach. W tym samym momencie, Obecność przybiera wygląd leżącego dziecka, lecz ma wrażenie, że zawiera w sobie miliony istnień.
To jakieś absurd –– myśli sobie. –– O czym w tym wszystkim biega?
Nagle ni stąd ni zowąd, w tle paśnika, pojawia się mgła. Ściekają z niej krople krwi. Po chwili pojawia się na niej, kształt skrzyżowanych cieni. Majaczy wysoko, nad dziwną kołyską. Wtem jakiś czas za nim, zaczyna pulsować ciemność. Odgłosy już nie są takie przyjemne, jak od szybujących śnieżynek. Poprzez krzyż, kształt chce się dostać do dzieciątka, by je rozszarpać. Lecz ono o dziwo, jest całkiem spokojne.
Nadal nie pojmuje, o co w tym wszystkim chodzi i jaką rolę spełnia.
Wtem powtórnie słyszy znajome głosy:
— Ej, Obecność. Nie bądź taki płochy. Spójrz na dzieciaka –– rzecze wilk
Nie ma pojęcia, co ten gest oznacza, lecz nagle czuję w sobie dziwny spokój. Że ostatecznie, nie będzie aż tak źle.
Widzi, dzieciątko które wyciąga rączkę przed siebie, jakby chciało błogosławić. Nagle zmienia zdanie i pokazuje kłębiącej się ciemności, środkowy palec.