Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2012-03-07 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2624 |
Noc spowiła już cały świat, nie oszczędzając w tym także mojego głogowskiego osiedla. Samochody, z uśpionymi wewnątrz nich mechanicznymi sercami, spoczywają w bezruchu już od ładnych paru godzin, ustanowione równiutko, niczym żołnierze na wojskowym apelu na szarym, przyblokowym parkingu. Ciszę przerywa turkot powoli toczących się kół. Pechowiec! Właściciel czerwonej toyoty, zapewne powracający z weekendowej imprezy, będzie musiał zadowolić się miejscem pod drzewem, od strony ulicy. Na parkingu jakikolwiek skrawek wolnej przestrzeni został już dawno zagospodarowany przez innych kierowców.
Uliczne latarnie, w tym i ta, której jasnopomarańczowy blask rozjaśnia mój pokój, oświetlają osiedle. Dzięki nim, nawet o tej porze, mogę z łatwością odczytać szyld na pobliskim zieleniaku. „Codziennie świeże pieczywo! Dostawa nawet dwa razy dziennie.” – obwieszcza. Jednak teraz nikt nie biegnie na złamanie karku, by zdążyć kupić przed tym wrednym sąsiadem spod ósemki, pulchniutkie, miękkie bułeczki o aromatycznym zapachu. Stół i plastikowe krzesełka są puste, a kolorowy parasol nie ochrania przed słońcem miejscowych amatorów piwa, którzy rozkoszują się złotym trunkiem pomimo zamieszczonego na ścianie ogłoszenia, zdecydowanie zakazującego spożywania alkoholu bezpośrednio koło sklepu.
Okalający warzywniak trawnik odpoczywa. Nikt po nim nie depcze, nie wyprowadza psów, nie biegają po nim dzieci. Ławka i trzepak znajdujące się po lewej stronie parkingu, także sieją pustkami. Nikt nie chce znaleźć ukojenia w cieniu, jakie przynoszą zwisające niemalże nad samą ławką liściaste gałęzie drzew. Łupki, będące pozostałościami po rozgryzionych przez dresiarzy ziaren słonecznika, nie są rozrzucane po najbliższym otoczeniu. Małolaty nie prześcigają się w akrobacjach na trzepaku, zmęczone pracami domowymi, zatroskane matki, nie trzepią dywanów.
Byłabym krótkowidzem bądź cierpiałabym na inną, poważną wadę wzroku osobą, gdybym nie zauważyła wyrastających pionowo z ziemi wieżowców. W dziesięciopiętrowych gigantach już tylko w pojedynczych oknach pali się światło. Ile informacji można otrzymać, nawet po tylko pobieżnej obserwacji świateł! Oświetlony duży pokój z balkonem świadczy o tym, że w danym mieszkaniu, ktoś oddaje się najpopularniejszej rozrywce naszych czasów, czyli oglądaniu telewizji. Migocząca żarówka w pomieszczeniu obok może oznaczać buszującego po nocach w Internecie młodą osobę lub stawiającego wszystkich domowników na nogi , donośnym, niczym strażacka syrena, kilkulatka. Niczym niezmącona jasność widniejąca w wąskich okienkach informuje o grasującym w kuchni i podjadającym specjały z lodówki łasuchu.
Nie zaryzykowałabym stwierdzenia, że moje otoczenie wygląda w nocy inaczej. Prezentuje się tak samo jak i za dnia, jednak i tak można z łatwością paść ofiarą złudzenia, że coś się zmieniło. Nieprawda. Nie zmieniło się absolutnie nic. Po czas w nocy płynie wolniej.
ratings: very good / excellent
Język właściwie poprawny, ale autor ma skłonności do tworzenia trochę nietypowych konstrukcji zdań, co w konsekwencji prowadzi do problemów z usytuowaniem przecinków, a właściwie z ich nadmiarem. W moim przekonaniu są zbędne przecinki w następujących miejscach: "pod drzewem, od strony ulicy", "spod ósemki, pulchniutka", "mieszkaniu, ktoś", ", zatroskane matki," - to nie jest wtrącenie!
Ponadto w żaden sposób nie potrafię rozszyfrować zdania zaczynającego się: "Migocząca żarówka...". Natomiast ostatnie zdanie powinno chyba zaczynać się: "Bo czas ...".