Author | |
Genre | humor / grotesque |
Form | prose |
Date added | 2023-03-01 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 406 |
Diabła poczciwotę, smutek dziś przygniata do dobrych rad, którymi piekło wybrukowane. Ma ucięte rogi, wyrwany ogon, a końce jego nóg, wieńczą dwie sprężyste pyzy, zamiast prestiżowych kopytek. Dlatego biednemu ustać trudno, na tych niestabilnych miękkościach. A to wszystko za karę. Szczyptę miłosierdzia grzesznikowi – co to w kociołku wiecznie gotowany – nieroztropnie okazał. Stoi teraz diabelnie oszpecony, jak ta ofiara na ołtarzu, by się sumitować przed szefem.
–– Jaśnie Don Lucy…
–– Tylko nie jaśnie, durniu!
–– Chciałem tylko dobrze.
–– Coś ty powiedział? Jeszcze ci mało. Mam cię wypatroszyć?
–– Nie daj Boże.
–– Hmm… no tak. Tyś chory na umyśle.
–– Ależ jaśnie mroczny…
–– Co!
–– … cholernie mroczny i nic poza tym, przecież mu włożyłem wrzące widły w dupę, aż skwierczało.
–– Ale nie zmiażdżyłeś jąder w mieszku!!
–– Przecie nie było żadnych, o ciemny Lucy.
–– Don Lucy! Jeszcze nie zapamiętałeś, tym swoich bezrogim łbem.
–– Prawdę mówię.
–– Prawdę? Tobie gorzej z każdą chwilą. No tak… to była ona. Moja wina.
–– Moja wina? O panie. Co ty mówisz. Nie bierz przykładu ze mnie. Zmartwienie odczuwam.
–– No normalnie idiota. Diabli mi ciebie nadali. Ty się nie masz martwić, tylko zło czynić. Na pokuszenie wodzić zatwardziałych grzeszników.
–– A po co? Jaki to ma sens?
–– Właśnie. Moja podpucha zadziałała. Zlecisz na Ziemię. Jak zdeprawujesz chociaż kilku czystych, to ci wszystko odrośnie. Zrozumiałeś?
–– Zupełnie czystych, to raczej nie znajdę…. a może być jeden, ale za to duży?
–– Za jakie grzechy, ktoś mi ciebie nadał. A idź do diabła!
–– Przecież jestem przy tobie, szefie.
–– Metafor nie znasz? Wierszy nie pisałeś, kiedy byłeś ni bies, ni wydra.
–– Aaa… jak byłem dianioł?
–– Właśnie.
–– Nie. Jam grafoman. Wstyd było jakoś.
Natenczas Don Lucy złapał podwładnego za boże poszycie i wyrzucił poza granicę piekła, żeby mógł zło uczynić i wrócić z grzesznymi duszami, co na powrót ciało otrzymają, żeby było co do garnka włożyć, a wygnanemu, by odrosło wszystko.
*
Pech, nie pech, chciał, że Diabeł Poczciwota, na dziewkę urodziwą od razu trafił, gdy na Ziemi wylądował. Całe piekło mu wnet zasłoniła, swoimi wdziękami. Płocha też nie była, mimo że brzydactwo przed nią stało. Na domiar złego, to ona jego kusiła, a nie on ją. Rozedrgany piekielnie diabeł, nie wiedział, co ma czynić. Natomiast na domiar dobrego, miłosierna nawet była, patrząc na takiego pokrakę. Jej dobro zaczęło omotać czorta. Czort z tym, jęczał poszkodowany miłością, ale nic nie mógł poradzić.
Najpierw czarna sierść, zaczęła wypadać i na jej miejscu, wyrastały białe pióra. Następnie twarzyczka szpetna, zrobiła się ładniusia i tak męska i cała reszta też, stanęła na wysokości zadania, a na końcu wyrosły skrzydła. No – rzekło dziewczę – wypisz wymaluj anioł. Na dodatek przystojny jak diabli. I wtedy dziewczę, zaczęło się przemieniać w diablicę, chociaż nie z piekła rodem. Lecz cóż z tego, skoro Diabeł Poczciwota, już się zdążył zakochać. Zatem żyli długo i szczęśliwie, z pewnymi wyjątkami, z uwagi na które, przechodzimy do następnego akapitu.
*
— Koga tam diabli niosą? –– warknął Don Lucy, po czym mruknął do słuchawki: włazić!
–– Szefie, to ja. Nie mogę wejść. Dzwonię z Ziemi.
–– Ile dusz?
–– Na początku było fajnie. Ja aniołem, ona diablicą. Wyzerowało się jakoś. Znośnie było. Ale później… przecież nie mogłem takiej brać… no wiesz Don Lucy… dla dobra piekła… mogłaby…
–– Co ty chrzanisz?
–– Nic. Chociaż zgłodniałem.
–– I jakie zero. Ty jesteś zerem. I jaki anioł i jaka diablica.
–– Wróciłem do poprzedniego stanu. Już wolę być kaleką w piekle, niż aniołem na Ziemi. A poza tym, do wielu nie pasowałem. Nie tylko do niej. Tu czasami jest gorzej niż w piekle.
–– Tyś choryś. Przyznaj się. Masz gorączkę i bredzisz. Jak to… gorzej? Wracaj, bo tylko wstyd czeluścią piekielnym przynosisz.
–– Dzięki, Najciemniejszy z ciemnych.
Diabłu Poczciwocie, pozwolono wrócić do rodzinnego domu, jednak z uwagi na to, iż wystawił moce piekielnie na pośmiewisko, został dodatkowo oskubany z siarczystej sierści i wrzucony na 1/666 wieczności, do karceru, gdzie jako goły, cierpiał męki, odczuwając nieustanną, miłość i dobroć, bez chwili odpoczynku i releksu, na popełnienie zła.
*
–– No i co pan sądzi?
–– No cóż… bądźmy dobrej myśli.
–– Pana zdaniem, taka terapia dialogowa zadziała?
–– Sądzę, iż może oczyścić umysł.
–– Miałbym pewne wątpliwości, natury…
–– Diabli z tym! I proszę mi mówić: doktorze Don Lucy, do diabła!
*
–– Jak myślisz. Naszym profesorom, taka konwersacja pomoże.
–– Diabli wiedzą.
–– Zapytamy?
*