Author | |
Genre | biography & memoirs |
Form | prose |
Date added | 2023-05-11 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 387 |
(fragment książki `Cywil w służbie narodu`. Połowa lat 80. Dałem się skaperować do /istniejących w latach 80-tych/ OOC w OHP. Kadra składała się z byłych zawodowych wojskowych, ja jedynym cywilem. W oddziale odbywali dwuletnią, obowiazkową służbę poborowi, którzy nie zostali skierowani do wojska `gdyż otrzymali gorszą kategorię zdrowia`).
(...)
Wieczorem spotkałem się ze znajomkiem Januszem, wojskowym lekarzem.
– No, co tam? – zagaił pierwszy, kiedy tylko rozsiedliśmy się w knajpce przy stoliku, z kuflami grudziądzkiego w rękach. – Zaciekawiłeś mnie tym telefonem.
– Nic aż tak ważnego. Chciałem się tylko o coś spytać, może coś wiesz.
– Tajemnicy lekarskiej ze mnie nie wydusisz. – Zaśmiał się.
Uśmiechnąłem się półgębkiem.
– Nawet bym nie śmiał pomyśleć o tym, a cóż dopiero zapytać. No dobra… – Na chwilkę zawiesiłem głos. „Jak mam zacząć? Jak nie wiadomo jak, to najlepiej bez opłotków, prosto z mostu. Nie ma co owijać w bawełnę” – zdecydowałem w myśli. – Słuchaj, Janusz, ściągnęli mnie do pracy w oddziale obrony cywilnej na Parkowej. To takie oddziały, gdzie odbywają służbę poborowi z kategorią…
– D, czasem z C – wszedł mi bezceremonialnie w słowo. – Znam. I tam się dałeś?! Ty, cywil?!
Końcowe dwa zdania wypowiedział z wyraźnym zdziwieniem w głosie.
– No właśnie – odpowiedziałem. – Dałem się. Od dwóch dni, jako zastępca od wychowania. I… przejrzałem już wszystkie teczki osobowe tych junaków, ponad setkę. Cholernie mnie zaskoczyło, że…
– Dużo karanych, a kilku ten tego? – znowu mi przerwał i zakręcił palcem kółka obok swojej skroni.
– Skąd wiesz?! – Tym razem ja okazałem zdziwienie w głosie.
– Bo wiem. – Zaśmiał się.
– No dobra. Ale większość z nich to są krase byki, zdrowe. Jak im dali te kategorie?! Co to za jaja?
– Chcesz wiedzieć? – Spoważniał i nachylił się ku mnie. – Dobrze, ale… – nerwowo zabębnił palcami po blacie stolika – zatrzymaj to dla siebie. Kiedy półtora roku temu wprowadzili te OOC, wezwał mnie mój dowódca. Załatwił krótko. Pokazał to rozporządzenie i w tę gadkę: „Jeżeli, majorze, chcecie znaleźć się w zielonym garnizonie, to przyjmujcie do mojej jednostki wszystkich zdrowych, jak leci. Karanych i niekaranych. Jeżeli zaś wolicie zostać w mieście, to radzę wam, aby żaden przestępca nie znalazł się u mnie. Nawet jakby był okazem zdrowia. Nie interesuje mnie jak to zrobicie, znajdziecie u niego krzywy nos czy za długie ucho. Ma mieć kategorię niezdolny do czynnej służby wojskowej. Niech sobie idzie do tych nowych OOC. Czy się rozumiemy, majorze?”.
– O, qrwa – wyrwało mi się. – Teraz rozumiem.
– A co byś, Zdzichu, zrobił? – Wypił duszkiem do końca piwo, odstawił kufel, obtarł usta i dokończył: – Jak widzisz, dalej tu mieszkam. Tyle ci mogę powiedzieć.
– Ja pier… kaźwa mat`! – Ledwie się powstrzymałem przed głośnym okrzykiem. – To wy się w wojsku pozbyliście kłopotów i wszystko zwaliliście na innych!
Wzruszył ramionami.
– Nie udawaj idealisty. Mam dwoje małych dzieci, mieszkanie, żona ma tu pracę. A gdzieś w lesie, co byśmy robili? Tam to miejsce dla kawalerów. Zresztą – machnął ręką – myślisz, że tak ja jeden? Wszędzie robili tak samo. Przecież mam kumpli lekarzy, nie tylko u nas.
–Tak, wyście się pozbyli kłopotu, a ja mam teraz w oddziale więźniów, tyle że bez krat i uzbrojonych strażników. Do tego część psychicznych! Jak oni w ogóle dostali powołanie?! Nie mogliście im wypisywać kategorii E i „niezdolny do służby wojskowej”? Od razu kierować do cywila, a nie do poboru na dwa lata?
– Norma, chłopie, norma. WKU ma normę do wykonania. Tam też służą ludzie, którym tam jest dobrze i nie chcą jej zmieniać. My tych z zabazgranymi papierami odrzuciliśmy ze służby wojskowej, a im brakowało do zapełnienia stanu poboru. Jak powołali wasze oddziały cywilne, to i wysłali ich. W tym rozporządzeniu stoi jak byk, że tam służbę mogą odbyć z kategorią C i D.
– A ja wdepnąłem w gówno.
– Wdepnąłeś. Ale nie jesteś przecież jeden. Inni tam pracują.
– Taa… na moim stołku już dwóch odeszło. Od lutego nie mieli nikogo.
– Zdzichu, zmuszał cię kto?
– Nikt. Tyle że inni w mieście się pomiarkowali wcześniej.
– Przecież z bronią tam nie ćwiczycie. Jesteś duży chłop, nie martw się zawczasu.
„Co racja, to racja. Nikt mnie zmuszał, a ułomkiem też nie jestem. Nie będę się teraz nad sobą roztkliwiał, jak dorastająca panienka”.
– Dzięki, żeś mi powiedział. Przynajmniej wiem. – Wyciągnąłem do niego rękę. – Chcesz jeszcze piwo?
– Chyba należy się? Tylko zatrzymaj dla siebie, co ci zdradziłem.
– Powiedziałeś. Znasz mnie.
(...)
ratings: perfect / excellent