Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2023-08-01 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 302 |
Żyjemy w światopoglądowym zapętleniu; po drodze do wolności zgubiliśmy duszę. Przebywamy w nerwowej kotłowaninie sprzecznych pragnień, na rozdrożu, pomiędzy pracą, a zdobywaniem mamony, między wyniszczającą pogonią za pieniędzmi, a troską o rodzinę. Tupet, bezczelność, stalowe łokcie, sprężysty grzbiet i dyspozycyjne przekonania, są to cechy umożliwiające nam istnienie. Delikatność, subtelność, honor, stały się teraz abstrakcjami i należą do pojęć odległych od rzeczywistości.
Po wielu trudach związanych z likwidacją ustrojowej nędzy, powróciliśmy do punktu wyjścia i w perspektywie – kolejną wycinkę odbudowanej Ojczyzny. A zapowiadało się nieźle. Osowiałe społeczeństwo zerwało z apatią, roznosił je optymizm, entuzjazm, poczuło w sobie moc i zawładnęła nim powszechna życzliwość. Zanosiło się na raj wśród spełnionych oczekiwań. Każdy miał szczęście w plecaku i od niego zależała przyszłość. Czuł się wolny, miał cel, perspektywy, nadzieję, był u siebie. Wszystkim się zdawało, że tak będzie już zawsze: oto zapanowała mądrość, równość, sprawiedliwość i nie może być inaczej. Aż przyszli ludzie honoru nowej generacji i wprowadzili stan wojenny, rozpieprzając ludzkie więzi i masowy ruch. Wróciła więc apatia, lęk, zniechęcenie. I znowu nikomu się nic nie chciało. Jak dawniej, byliśmy kibicami zaprzepaszczonych marzeń.
Po wielu latach emocjonalnej zgagi, politycznych i gospodarczych drgawek, w akompaniamencie upiornego odświeżania zgliszcz, nadeszli populistyczni wizjonerzy. Z furią godną lepszej sprawy, wierząc, że gdy chce się naprawić dach, należy zerwać podłogę, kołki te zabrały się za wyjaśnianie rzeczy oczywistych, i, nie bawiąc się w odcedzanie prawdy od fałszu, hurtem, do fundamentów, poniszczyły, rozwaliły, zohydziły, obśmiały wszystko, co przedtem było słuszne i konieczne. Pod skocznym hasełkiem ulepszenia Państwa obróciły w perzynę cały niezaprzeczalny dorobek pokoleń, jeszcze bardziej obniżyły chuchrowaty poziom kultury i nauki. Jak? Poprzez zlikwidowanie powszechnej edukacji i wprowadzenie w społeczny krwiobieg – dziewiętnastowiecznej wersji kapitalizmu z ludzką paszczą.
*
Uderzmy się we własne piersi: powodem obecnego stanu rzeczy jest brak odpowiedzialności za cokolwiek. Wszechobecna pogarda dla Człowieka i przyzwolenie na nią: to efekt panowania Najjaśniejszej Pani Kasy, produkt zgody na nonsensy, regulaminy, procedury, przepisy i ustawowe buble pozwalające przestępcom na hasanie po wolności. Rezultat paplaniny o tym, jak zdobyć szmal. Skutek rad, z kim opłaca się pójść w biznesy i legalne przekręty, a z kim nie warto iść po olej do głowy. Winna jest bezmyślna zgoda na wypaczenie pojęć takich, jak tolerancja, demokracja, prawo.
Nie respektujemy praw Człowieka, lecz skrupulatnie przestrzegamy praw Gangstera. Nasza bierna zgoda pomaga oprychom, gdyż dajemy im zamiast kary – nagrodę za wredne sprawowanie. Doliniarz, za którym policja ugania się przez pół miasta, nie idzie odsiadywać swojej niewinności, ale, śmiejąc się z sądu, krokiem dumnym i obrażonym, wraca po ukryty w krzakach, zwędzony portfel i domaga się odszkodowania oraz przeprosin za szykany.
Snajper walący z fuzji do przechodniów jest zaszokowany, gdy słyszy, że kropić do ludzi jest niegrzecznie. Oprych idzie do pudła na zdrowotny urlop, by odpocząć przed kolejnym włamem. Za bycie prymusem w pierdlu, czyli – Wzorowym Kryminalistą, bandyta wychodzi na przepustkę i szlachtuje następną ofiarę. Oto nasz zysk.
*
Każdy, kto o tym wie, zdaje sobie sprawę, że znowu jest jak było, tylko jeszcze gorzej. Nadal nie ma sprawiedliwości, wciąż są dysproporcje, ciągle są równi i równiejsi, kwitnie dyletanctwo, handel prawdą i chałupnicze metody naprawy gospodarki, służby zdrowia czy kultury. Wciąż pleni się pogarda dla człowiek i, szerzy się łapówkarstwo. Arogancja, obłuda i fałsz są zjawiskami coraz częstszymi, wzrasta więc społeczna frustracja, rozczarowanie i zniechęcenie, a bieda staje się powszechna.
Po staremu jesteśmy zastraszani, boimy się samodzielnie myśleć, wyrażać własne zdanie, obawiamy się złośliwych, zawistnych kreatur z politycznego świecznika, donosicieli, oszczerców, wazeliniarzy wyrastających jak grzyby po deszczu, wydobytych z nicości, z rynsztoka, a boimy się z przyczyn ekonomicznych. Jesteśmy zafascynowani pozorami, uprawianiem pustosłowia, poruszaniem tematów zastępczych, podczas gdy te, które należałoby rozwiązać od razu i radykalnie, zatruwają nam codzienność.
Dokucza nam amnezja. Nie pamiętamy, że protesty społeczne lub rewolucyjne zamieszki są z początku buntem głodnych, sprzeciwem kierowanym przez ludzi o czystych rękach i szlachetnych intencjach, buntem zrodzonym ze społecznego niezadowolenia. Staramy się nie mieć na uwadze, że bunt przeradza się w obywatelską desperację, lecz gdy się rozszerza tak, iż nie można nad nim sprawować kontroli, uaktywnia się demagogiczny szlam i z kanałów wynurza się ferajna zwolenników każdej idei, grupa fanatyków, której nie chodzi o prawo do chleba, lecz o prawo do bezkarnej grabieży.