Author | |
Genre | humor / grotesque |
Form | prose |
Date added | 2012-03-19 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2864 |
W pawłowickiej bibliotece zalęgnął się Moliks. Niby to nic takiego, był uprzejmy i grzecznie odnosił się do pań bibliotekarek, ale jednak przeszkadzał. Pojawił się nie wiadomo skąd, w samym środku dnia i został. Tak po prostu.
Początkowo żadna z kobiet nie podejrzewała nawet, kim on jest. Zdziwiły się tylko trochę, ponieważ już od dobrych dziesięciu lat nikt nie przychodził osobiście po książki. Zamawiano je bardzo rzadko i robiono to za pomocą internetu, a bibliotekarki wysyłały odpowiednie pozycje gołębiami pocztowymi.
Ptaki te miały zarówno swoje zalety, jak i wady. Nie trzeba ich było wprawdzie karmić, a programowanie wymagało wyłącznie wytyczenia odpowiedniego kursu, jednakże należało je zawsze starannie oliwić, a to zajmowało nad wyraz dużo czasu. Ponadto wyglądały bardzo podobnie do swoich żywych odpowiedników. Babka pani Amelii opowiadała kiedyś, że za czasów jej młodości gołębie wchodziły w skład jednego z najpopularniejszych gatunków ptaków, a ich stada można było spotkać dosłownie wszędzie. Niestety. Obecnie, w dobie piratów powietrznych, zaliczały się one do zwierząt objętych ochroną...
Tymczasem Moliks wyglądał zwyczajnie. Był panem w tak zwanym wieku średnim. Na głowie miał trzy nudnawe, różowe irokeziki, nad lewą brwią kilka srebrzystych kolczyków, fioletowe paznokcie u rąk i czarną, niemodną już od kilkunastu lat, skórzaną kurtkę z ćwiekami układającymi się w kształt loga powszechnie znanej kapeli kosmowekowej. Pan jak pan. Nawet mówił normalnie, po polsku, bez żadnego obcego akcentu.
Fakt, że nie jest Ziemianinem, dostrzeżono dopiero wówczas, kiedy usiadł grzecznie w kątku i zaczął czytać jedną z najbardziej popularnych powieści. `Wampirzy urok` zajął mu dokładnie połowę godziny. Współczesne książki nie były już tak długie i nudnawe, jak te sprzed czterdziestu lat. Całą akcję streszczano na dwudziestu, trzydziestu stronach. Skomplikowane opisy zastąpiono niewielkimi hologramikami, a dla tych, którzy pomimo wieloletniej nauki w szkole nie potrafili wciąż jeszcze czytać, wmontowano dodatkowo wersję głosową. Lektor zająkiwał się wprawdzie od czasu do czasu i nie potrafił czytać płynnie, ale obecnie nikt już nie uznawał tego za problem.
Moliks skrzywił się po przeczytaniu książki, a z głowy posypały mu się srebrzysto-błękitne iskierki.
- Trrr... Trrr... Trrr... - zaskrzypiał w dziwaczny sposób, po czym źrenice oczu zaczęły mu się obracać w kółko, a uszy zwinęły się w trąbki.
Panie bibliotekarki zastygły w bezruchu, nie bardzo wiedząc, czy powinny w jakiś sposób zareagować. Saturianie nie mówili w żadnym z ziemskich języków, Uranianie mieli łuski i niewielkie ogonki, a Neptunianie poruszali się ociężale, roztaczając dokoła siebie żółtawe pole ochronne. Kim więc był ten osobnik? Nie wyglądał na kogoś, kto miałby niecne zamiary, ale dlaczego tak dziwnie terkotał?
- Trrr... Trrr... - zaskrzypiał po raz kolejny pan w średnim wieku. - Przepraszam najmocniej, ale od czytania bzdur skręcają mi się kabelki w osłonce przewodowej... Panie wybaczą, jestem Moliksem. Pochodzę z układu słonecznego, którego wy, Ziemianie, jeszcze nie odkryliście. Czy mógłbym prosić o jakąś sensowną lekturę? Potrzebuję świeżej energii, którą może mi dostarczyć jedynie wartościowa książka.
Pani Amelia i pani Zuzanna popatrzyły na siebie nieco skonsternowane. Doprawdy! Pojęcie wartościowej książki było niezwykle rozległe. Zaczęły wymieniać tytuły cenionych ówcześnie pozycji. `Czarna ofiara`, `Wilcze pamiętniki`, `Złe pnącza` oraz `Duchowe pustkowie` podziałały na Moliksa w sposób niepożądany. Jego terkotanie wzmogło się tylko, a różowe irokeziki zaczęły opadać na lewą stronę głowy, tworząc dziwaczny przedziałek. Pomocne kobiety rzuciły się wiec czym prędzej na inny, równie ceniony gatunek książek. Psychologia. Ta z pewnością była wartościową dziedziną. `Techniki samodoskonalenia`, `Sposoby skutecznego oddziaływania na otoczenie` oraz `Mój wewnętrzny kosmos` doprowadziły mężczyznę do stanu niemalże agonalnego.
Szacowne niewiasty zaczynały popadać w panikę. Postanowiły poszperać odrobinę w internecie i odnaleźć kilku ekspertów, którzy doradziliby im jakieś odpowiednie lektury. Moliks tymczasem dogorywał pod półką z literaturą brazylijską. Terkotał, furczał i od czasu do czasu cichutko pojękiwał.
- Dbry, mamo! - do biblioteki wkroczył radośnie Franek, dziesięcioletni syn pani Amelii. - Jak tam gołębie? Przyszedłem je spryskać oliwą. Podobno od oleju rzepakowego zaczynają ćwierkać. Chciałbym móc to usłyszeć... O! A temu panu co dolega? Słabo mu? Widziałem podobny stan w komedii Zdzierskiego `Marsjanie atakują`... Co robisz, mamo? Dzwonisz po pogotowie?
- Nie, synku. Muszę znaleźć eksperta od dobrych książek. Pan przeczytał powieść i bardzo źle się poczuł.
- Ha! - wrzasnął triumfalnie Franek. - Zawsze mówiłem, że czytanie człowiekowi szkodzi! Pomogę panu. Swoją drogą, musiało panu zupełnie nieźle odbić, skoro postanowił pan to zgłębić. Z choinki się pan urwał? Książkę to sobie można co najwyżej pooglądać, ewentualnie powąchać jeden z tych przestarzałych, drukowanych egzemplarzy. Pachną zupełnie nieźle. Chce się pan sztachnąć? Bardzo proszę, niech pan niuchnie...
Chłopiec podsunął zwinnie jedną z archiwalnych powieści tuż pod twarz Moliksa i zaczął przewracać kartki. Mężczyzna pociągnął nosem. Pociągnął raz, drugi, wreszcie zaczął wdychać powietrze przesycone zapachem książkowych stronic tak intensywnie, że wewnątrz biblioteki, tuż obok narożnego stolika z komputerami, zaczęła się tworzyć niewielka trąba powietrza.
- A! - przypomniał sobie zachwycony efektami własnej działalności Franek. - Starej Literze, wiesz mamo, naszej pięćdziesięcioletniej polonistce, zupełnie dzisiaj odbiło. Cytowała nam ze łzami w oczach jakiegoś nieżyjącego faceta. Romantyk z niego podobno. Zaraz, zaraz! Niech sobie przypomnę, jak to szło... `Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie...`
Chłopiec nie zdołał powiedzieć niczego więcej. Moliks odżył. Różowe irokeziki znowu zostały postawione na sztorc, a terkotanie ustało.
- Dziękuję! - wykrzyknął nadzwyczaj podekscytowany, a następnie zawirował w miejscu i zniknął...
ratings: perfect / excellent
"Moliks" to w moim odczuciu doskonałe opowiadanie. Ciekawa treść, dobry barwny język, nienaganna kompozycja, porządny zapis. Utwór zawiera sporo subtelnego humoru z odrobiną ironii, co sprawia, że czyta się go jednym tchem.
Dodam jeszcze, że opowiadanie mogłoby być dobrym punktem wyjścia do dyskusji o książce.
ratings: perfect / excellent
Pozdrawiam serdecznie.
ratings: very good / very good
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
serce i rozum Pisarza/Poety ORAZ
rozum i serce Czytelnika.