Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2024-02-03 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 326 |
Wolność nas oszołomiła, przytłoczyła rozmiarami. Nie wiemy, co zrobić z jej nadmiarem. Wyzwoleni od łańcucha wczorajszych norm, reguł, narzuconego stylu i dozwolonej poprawności, zagubieni wśród bezpańskich przyzwyczajeń i pozrywanych więzi, które mówiły nam, jak mamy widzieć, czym się bulwersować, w jaki sposób należy odczuwać, pozbawieni presji bycia przyzwoitymi, a drapujący się w łapserdackie stroje nadzwyczajnych, niezastąpionych i ukrzywdzonych przez los, oderwani od matuli-cenzury, tej wewnętrznej i niewidocznej, a także tej oficjalnej, urzędowej, wpadliśmy z deszczu pod rynnę, wdepnęliśmy w nową zależność: nostalgiczne tworzenie wspomnieniowych pęt.
*
Wszem i wobec, i każdemu z oddzielna wiadomo, że nie potrafimy wydolić bez narzekania. Uwielbiamy obnosić się ze swoimi boleściami, gramolić na świecznik dla znerwicowanych palantów, by zaprezentować kreację z byłego męczeństwa.
Trudno nam znieść widok człowieka szczęśliwego. Osobnik zadowolony, budzi szydliwą niechęć i musi potrwać z parę milionów lat, co najmniej tyle, ile trwało schodzenie z drzew, by zaszły w nas mentalne zmiany; dzisiejszy sąsiad jest co prawda bogaty, ale od razu pocieszamy się, że ma parchy i łajdactwo wypisane na buziuchnie.
*
Automatyzmem, nieomal obyczajową powinnością, stało się pokazowe cierpiętnictwo; jest dobrze, bo jest źle, a frasunek - uskrzydla. Im bardziej narzekamy, tym czeka nas zdrowszy sen. Zgryzoty, porażki, smuteczek do kawy, a na przekąskę pobratymiec, który stracił pracę, popija, robi awantury, szlaja się po starych, czerwonych czasach, kiedy żyło mu się jak w krowim placku: ciepło, sucho i nad podziw bezpiecznie.
*
Niepostrzeżenie zmierzamy do umysłowych jaskiń. Z lubością tworzymy kolejne zsyłki, wygnania, nowe upodlenia i nieszczęścia. Pchamy się we własne sidła. Z ochotą i upodobaniem nurzamy w minionym kombatanctwie. Wystawiamy na pokaz nasz nędzny, nieudany i zapętlony los; jak na licytacji niewolników, razem z przebrzmiałą urodą, popsutym uzębieniem i krótszą nogą.
Nachalnie wdzięczymy się do potencjalnych nabywców naszej niedoli. Zadajemy im zalotne pytanie: kto da więcej za nasze wrzody, kupi nas na dobre czy złe. Czy rozdzieramy szaty w sposób wystarczająco żałosny, a nasz ból jest bardziej twarzowy z profilu lub mniej en face? W jaki sposób mamy się ustawić, aby uzyskać większą cenę?
*
Przez lata kazano nam jeść dzieła Marksa na obiad, śniadanie i w biegu do pracy. Nie było od niego zwolnienia. Istniał i po swojemu interpretował. Nawet Historię Starożytną. Wyjaśniał prostym ludziom wredną dolę uciśnionej mrówki. Na deser dawano nam popić z leninowskiej barci. Zamiast modlitwy był Stalin i jego złośliwe radości z cudzych tragedii.
Wszelki nadmiar, przesyt, znieczula, powoduje, że intencje mają odwrotny skutek do swoich pierwotnych zamierzeń. Im więcej namawiano nas do niechcianej miłości, ciągnięto za mózg do obowiązkowej przyjaźni, tym większy narastał w nas sprzeciw i tym bardziej pragnęliśmy wydobyć się z bajora.
Obawiam się, że gdy już nie ma zagrożenia i nareszcie wolno nam myśleć bez bata, z powrotem i tym razem na dłużej, popadamy w kolejne jarzmo. Po raz następny zaczynamy produkować nowe, tym razem własne kagańce, po to, mieć za czym tęsknić.
(patrz namolna diagnoza)
Ale skoro wszem i wobec - i każdemu oddzielnie - to wszystko wiadomo,
bo każdy w 3. tysiącleciu po Chrystusie do jakiejś szkoły chodził i telewizję co najmniej naziemną ma,
to może wystarczy już tej łopatologii i dydaktyki?
(patrz celowo przeoczona w tej dydaktyce teza)
Z Marksem czy bez
K a ż d y ma zwoje swoje
I codzienną od 19 lat brukselkę jak na talerzu.
Wolno-ć, Tomku, w swoim domku!
my to, my śmo, my owo, tamto i owamto
et cetera, et cetera
nikogo niczego nie uczą, bo, jaki koń jest, każdy dobrze widzi.
To, czego jak tlenu potrzebuje polska narracja 3. dekady 3. tysiąclecia nowej ery - to
kompletnie zapomniany
WYRAZ BEZGRANICZNEJ WDZIĘCZNOŚCI
dla Wielkich naszych Dziadów i Przeddziadów.
P O K Ł O Ń SIĘ, POLAKU,
PROCHOM SWYCH RODAKÓW!
UDERZ CZOŁEM W ZIEMIĘ,
BO TO WIELKIE PLEMIĘ!
POKAŻCIE MI NARÓD OD NAS LEPSZY!!
To, czego na gwałt dzisiaj potrzebują, to wyrazów wdzięczności dla swoich Matek i Ojców, Babek i Dziadków, którzy tak cicho i bez fanfar odeszli za Styks w cień elizejskich drzew
skoro WSZYSCY rozumieją, to dlaczego tak niewielu dostrzega, jak jest naprawdę?
??
Twoja wiedza NIE JEST moja, choćbyś mi ją wciskał przez dziesięciolecia na okrągło. To dlatego, jak pisze wielka Wielka Szymborska, "zrodziliśmy się bez skazy i pomrzemy bez rutyny". W tłumaczeniu na nasze "czego Jaś się nie nauczył, Jan /nigdy/ nie będzie umiał". Wartość edukacyjna sztuki /w tym literatury/ JEST ż a d n a
/o ile nie masz z nią styczności już od powicia/
Ach, czemuż to, ach czemuż odmawiasz literaturze wpływu na umysł późnego młodzieńca? Wszak aliści gdy czytam, to kształtuje mi się zawartość glacy. Oczywiście, zależy co czytam. Jeżeli artykuły w rodzaju ŻYDZI DO GAZU, tom cięgiem kretyn. Ale jak Gombrowicza, to insza inszość.
Rozejrzyjmy się /bez uprzedzeń/ dookoła. Co /oprócz własnego talerza/ w zasięgu 360 stopni w płaszczyźnie horyzontalnej od zawsze na zawsze
W I D Z I M Y
każdego dnia 24h/24h
?
/Dzisiaj/ jak nie Tutsi i Hutu, to Aleppo czy Buczę, Mariupol i Strefę Gazy
Niestety, WIĘKSZOŚĆ z nas-misiaczków nic NIE CZYTA