Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2024-03-26 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 250 |
17 MARCA, SPACER
Łażę po Kielcach od lat i obserwuję jak się zmieniają. Odwiedzam te same miejsca i rejestruję ich ewolucję. Każdy taki spacer to nie tylko mała podróż w głąb przestrzeni, ale i w głąb siebie. Upływ czasu i różne formy ludzkiej aktywności. Przyglądam się otaczającemu mnie światu – sprawdzam punkty odniesienia? Samotny spacer to uwaga skupiona na otoczeniu, podczas gdy to samo w większej grupie to raczej budowanie wzajemnych relacji.
Tym razem poszedłem sam. Słońce za chmurami, tylko kilka stopni powyżej zera. Pogoda w sam raz, żeby iść, tylko krótkie postoje.
Tym razem poszedłem zobaczyć jak teraz wygląda górka za „Iskrą” (tak, wiem, już nie ma „Iskry” – jest Narodowo Socjalistyczny Koncern). A spacer ulicą Jagiellońską od Grunwaldzkiej do Krakowskiej jest jak wycieczka w muzeum chodników – są tu nowiuśkie kawałki z kostki, są fragmenty poprawianych płytek, ale są i długie ciągi takich płyt chodnikowych kładzionych jeszcze za Gierka – czujesz to pod stopami. Poprzednio byłem tam rok temu chyba. Wtedy: niby tuż przy ruchliwej ulicy, nieopodal komisariatu policji, ale miejsce wyraźnie imprezowe – porzucone, pootwierane samochody, ślady po ogniskach, stosy starych opon. No i wtedy dwa dojścia na ten wzgórek – od Krakowskiej, za stacją benzynową i od Jagiellońskiej, ścieżką. Idę ścieżką. Po prawej, wspinając się, mam gąszcz krzewów, jeszcze bezlistnych, niskich, dwumetrowych. Grunt to skała, pokryta cienką warstwą gleby – cóż tu może rosnąć? Tylko takie twardziaki, którym niewiele do życia potrzeba. Na szczycie wita mnie stos starych opon – no cóż. A przecież skupują je. W pobliskich Nowinach jest zakład zajmujący się ich przeróbką, a w mieszczącej się tam cementowni palą nimi w piecu. Tuż za tym stosem resztki „Żuka”. Rok temu było go więcej, znikły koła, paka. Rok temu było tu kilka wraków, dziś został tylko ten. Ale wciąż, gdy pada, można wsiąść do kabiny i pić piwo. Obok wraku kolejny stos starych opon. Ramę „Żuka” ktoś wykorzystał jako ruszt – pod nią ślad po ognisku. Może to stanowisko do opalania kabli?
Poza brakiem tych wraków zmiany są poważniejsze. Od wschodu ogrodzony teren Wydawnictwa „Jedność” ( to było), od południa ogrodzenia domów jednorodzinnych ( to było), ale pomiędzy nimi było przejście na teren zakładu naprawy samochodów, teraz zagrodzone. Zmiana: dziś tylko od Jagiellońskiej da się tam dostać. Od wschodu i południa ogrodzenia, od północy teren NSK, od zachodu chaszcze. Gdy dochodzę do zagrodzonego narożnika, ścieżką spomiędzy tych zarośli wychodzi facet. Tak, nie mam tu już czego szukać, postanawiam sprawdzić tą ścieżkę. Prowadzi mnie do niecki wśród tych krzaczorów. A tam – niespodzianka – dom. Nie taki w potocznym rozumieniu, ale jednak dom. Bardziej to favella. Trzykomorowa konstrukcja, kombinacja namiotów, plandek, płyt, blach. Przed domem płonie ognisko, przy nim kręci się facet. Widząc mnie pyta: szuka pan czegoś? Pytanie zadane grzecznie, bez cienia zażenowania czy agresji. Nie konfrontacyjnie. Odpowiadam: nie, bo zbyt długo musiałbym wyjaśniać, że, owszem, szukam, ale… Wycofuję się. A kiedy o tym potem myślę, to pojawia mi się pytanie: czy kiedy taki bezdomny jak ten spotkany postawi sobie dom to dalej należy go uważać za bezdomnego czy nie? Nawet jeśli ten dom w rozumieniu urzędniczym za dom trudno uznać. Bo nie zakotwiczony wedle tępych przepisów w podłożu.
( Dygresja. Kilka lat temu telewizja pokazywała gościa, który gdzieś tu, w Świętokrzyskim, kupił działkę i postawił na niej madziarskie jurty, a urzędy odmawiały mu zameldowania, bo te budowle nie miały fundamentów - ! W ich rozumieniu to nie były domy.)
Wypada wracać. Schodzę ta samą ścieżką do Jagiellońskiej, skręcam w Krakowską na wschód, a potem schodzę do Mielczarskiego. Idę chodnikiem, który szacuję na czasy Gierka, albo nawet Gomułki. Zabytek. Idę Mielczarskiego na północ. Palę papierosa. Na odcinku między Krakowską a Południową, w którą skręcam, a to dobre pół kilometra ani jednego kosza. Mijam dawny biurowiec „Iskry”, oglądam tabliczki, szyldy. Ileż instytucji się w nim zagnieździło! A jeszcze kilka lat temu to był pustostan aż proszący się o zaskłotowanie…
17 marca, pogoda niby wiosenna, ale to jeszcze wciąż zima. Wracając do domu postanawiam sobie, że zajrzę w ten zakamarek Kielc w maju, czerwcu, gdy będzie cieplej i zielono. I wtedy może pogadam z tym bezdomnym posiadaczem domu.
ratings: perfect / excellent
- CO WIDZIMY WSZĘDZIE W NASZYCH UNIJNYCH OD 19 LAT WIOSKACH I MIASTACH -
i od Dziada Pradziada dopieszczamy wyłącznie fasadę, farbowane zielone trawy na reprezentacyjnej przysłowiowej Marszałkowskiej i te Bulwary Filadelfijskie,
to jest, jak jest
- i będzie coraz gorzej!
CO ZROBIĆ Z WIELKĄ KASĄ Z BRUKSELI, KTÓRĄ TRZEBA SZYBKO WYDAĆ?
To taaaaaaaaaakie proste! Zainwestować w kopciuchy, w oczyszczalnie ścieków, w infrastrukturę miejskich peryferii
i w Głuchą Dolną!
Wooooooooow!
ratings: perfect / excellent
kiedy ich bracia mniejsi niepełnosprawni intelektualnie /w tym samym czasie/ szyją torby, wyrabiają szczotki, kleją koperty, kelnerują etc.
i sami siebie utrzymują
??
W Kaliforni żyje 181 tysięcy bezdomnych, a przecież wszędzie praca leży na ulicy! Za 3 dolary na rękę wprowadzisz psa na godzinny spacer
WYprowadzisz psa
i manifestacją irracjonalnego buntu przeciwko ogólnej zasadzie biologicznego przetrwania, która obowiązuje wszystkie istoty żywe od mrówki, przez wróble, po dziki
a która brzmi:
SKORO NIE JESTEŚ NI DZIECKIEM, NI STARUSZKIEM, MASZ ZDROWE RĘCE I NOGI, ZADBAJ O SIEBIE SAM!
Dlaczego taki bunt jest irracjonalny?
Bo otwarcie kwestionując zastany system, nie tworząc w nim żadnych dóbr /ni materialnych, ni duchowych/, sam jednak z jego schronisk, z pomocy medycznej, transportu, jadłodajni, z ciuchów i miejskich łaźni korzystasz
??
Twoje żerowanie i pasożytowanie na systemie uwłacza tym wszystkim, którzy
- przy ciężkim własnym inwalidztwie -
S A M I zarabiają na własne potrzeby