Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2024-04-18 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 231 |
Razem z gongiem, drżącym truchtem przydziałowych bamboszy, żarłocznym strumieniem napływała do niej głodna dziatwa staruszków. Odstawiała pod ściany swoje laski, szwedki i balkoniki, siadała przy „swoich” stolikach obitych praktyczną ceratą i mościła się na krzesłach.
Czas odmierzany tu był posiłkami. Śniadanie, z dymiącą w poszczerbionych wazach zupą mleczną, z chlebem pociętym na opłatki, z kostkami lepiszcza mającego w nazwie „masło”, z miodem, dżemem czy twarogiem, z kubkiem kakaowej cieczy w niedzielę, a zbożowej kawy z domieszką ciepła w powszedni dzień, śniadanie to pozwalało otrząsnąć się z nocnych zjaw i uwolnić od desantu demonów paradujących granią sekretarzyka. Pozwalało zapomnieć o strzygach i dybukach produkowanych przez halucynacje, ciemność i ból; odnieść zwycięstwo nad wszechogarniającym poczuciem własnej znikomości.
Śniadania, do których dożyli, zmywały z ich twarzy nie tylko osad, szlam i śluz wszelkich udręk, ale dawały im ostrożną nadzieję na dotrwanie do obiadu, a kto wie, czy nie na doczłapanie się do kolacji.
*
Po wieczerzy, jadalnia zostawała zamieniona w świetlicę z telewizorem i mieszkańcy przed nocną toaletą udawali się do niej. Dyżurny nadzorca odpalał pudło i otwierała się kolorowa przestrzeń.
Rozlegał buczący pomruk urozmaicony rozkasłanymi komentarzami z tylnych rzędów, a na ekranie dobre i vice dobre wiadomości grały w salonowca. Do dwudziestej drugiej świetlica zanosiła się od westchnień i pohukiwań ludzi słyszących co trzecie słowo, a rozumiejących tylko te, których nie dosłyszeli. Lecz o dwudziestej drugiej sekund pięć, do świetlicy naelektryzowanej banialukami, wkraczał pielęgniarz z nocnej zmiany i zamaszystym susem dopadał wyłącznika telewizora. Na nic protesty, żachnięcia i odwoławcze spazmy, że „jeszcze parę minut, bo zaraz się skończy”.
Regulamin, rzecz święta, mówił klawisz, i nie było odwrotu: zakręcał kurek z wodolejstwem i ekran gasł. Zaczynały się zmagania z odstawianiem krzeseł i pochmurnym ciurkiem wracanie do sal.