Go to commentsBARDZO DŁUGI WIERSZ KTÓRY NIE CHCIAŁ BYĆ PROZĄ
Text 5 of 5 from volume: Ze starego brulionu
Author
Genreprose poetry
Formblank verse
Date added2024-04-29
Linguistic correctness
Text quality
Views236

BARDZO DŁUGI WIERSZ KTÓRY NIE CHCIAŁ BYĆ PROZĄ


mży

wycieraczki piszczą po szybie

aż uszy bolą

bry!

syn z miną męczennika

patrzył na mnie psim wzrokiem

jakże ciężko wstać

po tygodniu szkolnych zajęć

mnie od lat nie dziwi nic

uśmiecham się

markując że mi lekko

niedziela – i takie tam...

(chociaż to szabat mieliśmy święcić)

tak wymyślił bóg?

- parasol...

cholera!

do auta jakieś 150 metrów

dałoby radę

wycieraczki bez wytchnienia piszczą

(strasznie nas to wkurza)

trzeba będzie je wymienić

w najbliższym czasie


jesień…


a ty co masz taką minę

jakbym wiózł cię na egzekucję?

wyprzedzam miejski autobus

pusty jak my

przed niedzielnym kazaniem

syn milczy

chociaż aż kipi od ciętych ripost

(znam go)

zgniata je w sobie

niczym kafar bale w podmokłym gruncie


milczymy tłumiąc warkot myśli


żona poprawia córce

kosmyk włosów

wpadający jej na oczy

wita nas przykościelny parking

lśniący niczym lustro

gęsto upstrzony brudnymi kałużami

zagnieżdżonymi w nieckach

byle jak wylanego asfaltu


wychodzimy z auta zakładając maski

niedzielnych przyjaznych uśmiechów

(tak trzeba)

uśmiechy uśmiechy uśmiechy

ugrzecznione rozmowy

ble ble ble

mży i chwała najwyższemu!

zajmujemy swoje miejsce

niezmiennie te same od lat

wszystko zgodnie

z niepisanym prawem kościoła

diakon wbrew okolicznościom przyrody

zachęca nas abyśmy

podziękowali boga za pogodę

(mam chęć kopnąć go w dupę)

teraz jest czas

mantrowania

dla mnie

najgorsza część tego religijnego spektaklu

wolę odgrzewane kazanie

z tym nieodzownym patosem

w głosie kaznodziei

ukradkiem spoglądam na zegarek

zastanawiając się skąd oni biorą

takich duchownych

z łapanki?

kazanie dłuży się niczym

wieczność w fotelu dentysty

chociaż jestem świadomy

że mieści się w dwudziestu minutach

teraz najważniejsza część

tego nabożnego spotkania

kolekta – wielka tajemnica wiary

którą można traktować na dwa sposoby

dobrze - ponieważ jest zwiastunem końca nabożeństwa

i źle - ponieważ świadczy o tym

że bóg nie ma kasy dla swoich pracowników


(moja żona twierdzi że bywam złośliwy,

ale to jedynie niewinny sarkazm)


rytuał dobiega końca uwalniając

wszystkie kanały radości

szczęśliwi

opuszczamy pośpiesznie kościół

napompowani odświętną atmosferą

która z założenia ma nam starczyć

na kolejny tydzień

(chociaż zwykle znika już w poniedziałek)

jeszcze tylko kilka kurtuazyjnych

ukłonów

pa pa pa


jesteśmy wreszcie w domu

kładę się wygodnie na sofę

chwytam pilot od telewizora i

nagle zalewa mnie światłość

której przesłania nie jestem w stanie

zrozumieć…


oglądam z bogiem

western za garść dolarów


lubimy ten film



  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
W kościele wytrzymałem do trzynastego roku życia, ale widzę, że są ode mnie dużo lepsi.
avatar
Przeciętnie słabe. O ile to wiersz?
© 2010-2016 by Creative Media