Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2024-05-10 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 209 |
Był pierwszy dzień nowego roku szkolnego. Marcin, dziesięcioletni uczeń czwartej klasy, był podekscytowany i zaciekawiony. Czekał go nowy etap w nauce, nowa wychowawczyni i nowi koledzy z klasy. Z radością spakował do plecaka swoje książki, zeszyty i przybory szkolne. Wśród nich znalazła się duża teczka z kolorowymi kartkami, farbami, kredkami i nożyczkami. Były to przybory plastyczne, które wychowawczyni poprosiła uczniów, aby przynieśli ze sobą na pierwsze zajęcia.
Marcin poszedł do kuchni, gdzie czekała na niego matka Grażyna. Była to kobieta w średnim wieku, o smutnych oczach i zmęczonej twarzy. Przez lata musiała znosić ciężki charakter i nałóg swojego męża Janusza, który pił codziennie piwo i często robił awantury. Grażyna starała się chronić Marcina przed ojcem i zapewnić mu normalne życie.
- Dzień dobry, mamo - powiedział Marcin, uśmiechając się szeroko.
- Dzień dobry, synku - odpowiedziała Grażyna, głaszcząc go po głowie. - Jesteś gotowy do szkoły?
- Tak, mamo. Bardzo się cieszę. Chcę poznać nową panią i nowych kolegów.
- To dobrze, synku. Jestem z ciebie dumna. Masz wszystko ze sobą?
- Tak, mamo. Mam wszystko.
- A co to za teczka? - zapytała Grażyna, wskazując na dużą kopertę wystającą z plecaka Marcina.
- To są moje przybory plastyczne. Nowa pani poprosiła nas, żebyśmy je przynieśli na pierwsze zajęcia.
- Aha, rozumiem. To bardzo fajnie. Lubię jak się bawisz kolorami i tworzysz piękne obrazy.
- Ja też to lubię, mamo.
W tym momencie do kuchni wszedł Janusz. Był to duży i silny mężczyzna o rudej brodzie i zaczerwienionych oczach. Miał na sobie brudną koszulę i spodnie robocze. W ręku trzymał puszkę piwa, którą otworzył z głośnym sykiem.
- Co tu się dzieje? - zapytał Janusz, patrząc podejrzliwie na swoją żonę i syna.
- Nic się nie dzieje - odpowiedziała Grażyna, starając się zachować spokój. - Marcin idzie do szkoły.
- Do szkoły? A co to za dzień? Nie ma dziś wolnego?
- Nie ma wolnego - powiedziała Grażyna. - Jest pierwszy dzień nowego roku szkolnego.
- Pierwszy dzień nowego roku szkolnego? - powtórzył Janusz, marszcząc brwi. - A co to za różnica? I tak tam niczego nie nauczą.
- Nie mów tak - odezwała się Grażyna. - Szkoła jest ważna dla Marcina. On chce się uczyć i
- Uczyć i rozwijać? Po co mu to? Niech lepiej pójdzie do pracy i zarobi na piwo dla ojca.
- Nie bądź taki - powiedziała Grażyna. - Marcin jest jeszcze dzieckiem. On ma prawo do nauki i zabawy.
- Zabawy? A co to za zabawa? Co to za teczka? - zapytał Janusz, zwracając uwagę na plecak Marcina.
- To są przybory plastyczne - wyjaśnił Marcin, nieśmiało. - Nowa pani poprosiła nas, żebyśmy je przynieśli na pierwsze zajęcia.
- Przybory plastyczne? - powtórzył Janusz, z pogardą. - A co to za bzdury? Po co ci to? Nie wystarczy ci zwykły długopis i zeszyt?
- Nie, tato. To są inne zajęcia. Będziemy malować i rysować.
- Malować i rysować? A po co ci to? Chcesz być jakiś artystą? Nie lepiej być robotnikiem jak ja?
- Nie wiem, tato. Ja lubię malować i rysować.
- Lubisz malować i rysować? To może jeszcze lubisz się bawić lalkami i nosić sukienki? - zaśmiał się Janusz, ironicznie. - Jesteś chłopcem czy dziewczynką?
- Jestem chłopcem, tato - odpowiedział Marcin, spuszczając głowę.
- No to zachowuj się jak chłopiec - powiedział Janusz. - Nie baw się w te głupoty. Daj mi tę teczkę.
Janusz sięgnął po plecak Marcina i wyrwał z niego teczkę z przyborami plastycznymi. Otworzył ją i zaczął wyrzucać jej zawartość na podłogę.
- Co ty robisz? - krzyknęła Grażyna. - Zostaw to!
- Nie mieszaj się - odparł Janusz. - To moje dziecko i ja wiem, co dla niego dobre. Patrzcie na to! Co to za śmieci? Kolorowe kartki, farby, kredki, nożyczki… Po co ci to?
- To są moje przybory plastyczne - powiedział Marcin, łkając. - Proszę, oddaj mi je.
- Nie oddam ci ich - powiedział Janusz. - To jest strata czasu i pieniędzy. Zresztą, skąd masz na to pieniądze? Pewnie ukradłeś je z mojej kieszeni.
- Nie ukradłem niczego - zaprzeczył Marcin. - Mamo kupiła mi je.
- Mamo kupiła ci je? A skąd ona ma na to pieniądze? Pewnie też ukradła je z mojej kieszeni.
- Nie ukradłam niczego - zaprzeczyła Grażyna. - Zarobiłam je ucząc angielskiego po godzinach.
- Ucząc angielskiego po godzinach? A kiedy to? Pewnie chodziłaś do jakiegoś kochanka i
- Nie miałam żadnego kochanka - zaprzeczyła Grażyna. - Uczyłam angielskiego dzieci z sąsiedztwa.
- Dzieci z sąsiedztwa? A po co im angielski? Nie wystarczy im polski?
- Angielski jest ważny dla przyszłości dzieci - powiedziała Grażyna. - Tak samo jak przybory plastyczne dla Marcina.
- Przybory plastyczne dla Marcina? To jest jakaś kpina! To jest jakaś ściema! To jest jakaś prowokacja! - krzyknął Janusz, podnosząc głos. - Kto ci takich bzdur naopowiadał? Ta nowa pani?
- Tak, tato. To ona poprosiła nas, żebyśmy przynieśli przybory plastyczne na pierwsze zajęcia.
- Aha, to ona. A jak ona się nazywa?
- Pani Kowalska.
- Pani Kowalska? A skąd ona się wzięła?
- Z Warszawy.
- Z Warszawy? A co ona tu robi?
- Jest naszą nową wychowawczynią.
- Nową wychowawczynią? A co się stało ze starą?
- Poszła na emeryturę.
- Na emeryturę? A dlaczego na emeryturę? - zapytał Janusz.
- Bo była stara i chora - odpowiedział Marcin.
- Stara i chora? A co ona miała?
- Rak piersi.
- Rak piersi? A to nie jest przypadkiem choroba kobiet?
- Tak, tato. To jest choroba kobiet.
- No właśnie. To jest choroba kobiet. A ty jesteś chłopcem. Nie powinieneś się bawić w te kobiece rzeczy. Powinieneś być twardy i silny jak ja. Nie powinieneś się dać zwodzić przez takie jak ta pani Kowalska. Ona pewnie chce cię zrobić z ciebie miękkiego i słabego. Ona pewnie chce cię zrobić z ciebie swojego niewolnika.
- Nie, tato. Ona nie chce tego. Ona jest miła i sympatyczna. Ona chce nam pomóc w nauce i w zabawie.
- Nauce i zabawie? A co to za nauka i zabawa? Co ona wam każe robić?
- Każe nam malować i rysować.
- Malować i rysować? A co jeszcze?
- Każe nam śpiewać i tańczyć.
- Śpiewać i tańczyć? A co jeszcze?
- Każe nam czytać i pisać.
- Czytać i pisać? A co jeszcze?
- Każe nam nosić teczki z przyborami plastycznymi zamiast trzymać je w klasie.
- Nosić teczki z przyborami plastycznymi zamiast trzymać je w klasie? - powtórzył Janusz, nie dowierzając własnym uszom. - To jest jakaś kpina! To jest jakaś ściema! To jest jakaś prowokacja! Jak ona może was tak traktować? Jak ona może was tak zniewalać? Jak ona może was tak męczyć?
- Nie, tato. Ona nas nie traktuje źle. Ona nas nie zniewala. Ona nas nie męczy. Ona chce, żebyśmy mieli swoje przybory plastyczne pod ręką, żebyśmy mogli się nimi bawić kiedy tylko chcemy.
- Bawić kiedy tylko chcemy? A kiedy wy chcecie się bawić? W czasie lekcji?
- Nie, tato. W czasie przerw.
- Przerw? A ile macie przerw?
- Pięć.
- Pięć? To za dużo. Powinniście mieć jedną albo dwie. Nie macie czasu na przerwy. Macie czas na naukę.
- Ale tato, przerwy są ważne dla odpoczynku i relaksu. Bez przerw nie można się dobrze uczyć.
- Nie można się dobrze uczyć? A co ty wiesz o uczeniu się? Ty się niczego nie uczysz. Ty się tylko bawisz w te głupoty. Patrz na to! Co to za pióra? - zapytał Janusz, biorąc do ręki jeden z wielu długopisów Marcina.
- To są moje pióra do pisania - odpowiedział Marcin.
- Do pisania? A po co ci tyle piór do pisania? Nie wystarczy ci jedno albo dwa?
- Nie, tato. Potrzebuję więcej piór do pisania, bo każde ma inny kolor i inny rodzaj tuszu.
- Inny kolor i inny rodzaj tuszu? A po co ci to? Nie wystarczy ci czarny albo niebieski?
- Nie, tato. Lubię pisać różnymi kolorami, bo to jest ładne i ciekawe.
- Ładne i ciekawe? To może jeszcze lubisz pisać serduszka i kwiatki na marginesach? Jesteś chłopcem czy dziewczynką?
- Jestem chłopcem, tato - odpowiedział Marcin, płacząc.
- No to zachowuj się jak chłopiec - powiedział Janusz. - Nie baw się w te głupoty. Daj mi te pióra.
Janusz zaczął wyrywać z ręki Marcina jego długopisy i rzucać je na podłogę.
- Co ty robisz? - krzyknęła Grażyna. - Zostaw to!
- Nie mieszaj się - odparł Janusz. - To moje dziecko i ja wiem, co dla niego dobre.
Grażyna nie mogła już dłużej patrzeć na to, jak jej mąż niszczy rzeczy Marcina i krzywdzi go słowami. Postanowiła stanąć w jego obronie.
- Dość! - krzyknęła Grażyna. - Nie pozwolę ci tak traktować naszego syna! On ma prawo do nauki i zabawy! On ma prawo do swoich zainteresowań i marzeń! On ma prawo do swoich przyborów plastycznych i piór do pisania! Nie będziesz mu tego odbierał!
- Co ty do mnie mówisz? - zapytał Janusz, zaskoczony. - Jak ty się ze mną odważasz tak rozmawiać? Nie wiesz, kim jestem? Nie wiesz, co mogę ci zrobić?
- Wiem, kim jesteś - odpowiedziała Grażyna. - Jesteś pijanym i agresywnym mężem, który nie szanuje mnie ani Marcina. Jesteś człowiekiem, który nie dba o nasze dobro i szczęście. Jesteś człowiekiem, który nie zasługuje na naszą miłość i szacunek.
- Nie zasługuję na waszą miłość i szacunek? - powtórzył Janusz, oburzony. - A kto ci tak powiedział? Ta nowa pani?
- Nie. To ja tak powiedziałam - odpowiedziała Grażyna. - To ja tak myślę. I to ja tak postanowiłam.
- Co postanowiłaś? - zapytał Janusz, podejrzliwie.
- Postanowiłam, że odchodzę od ciebie - powiedziała Grażyna. - Postanowiłam, że zabieram Marcina ze sobą. Postanowiłam, że zaczynamy nowe życie bez ciebie.
- Co? - krzyknął Janusz. - Nie możesz tego zrobić! Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz mi zabrać syna! To moje dziecko! To moja rodzina! To moje prawo!
- Nie, to nie twoje prawo - powiedziała Grażyna. - To twoja odpowiedzialność. A ty jej nie ponosisz. Ty nie dbasz o nasze potrzeby i uczucia. Ty nas krzywdzisz i poniżasz. Ty nas nie kochasz.
- Nie kocham was? - powtórzył Janusz. - Jak możesz tak mówić? Ja was kocham! Ja was kocham bardziej niż cokolwiek innego na świecie!
- Nie, nie kochasz nas - powiedziała Grażyna. - Kochasz tylko siebie i swoje piwo. Kochasz tylko swoją siłę i swoją dumę. Kochasz tylko swoją władzę i swoją rację. Nie wiesz, co to znaczy kochać.
- Nie wiem, co to znaczy kochać? - powtórzył Janusz. - A ty wiesz? Ty wiesz, co to znaczy kochać?
- Tak, wiem - powiedziała Grażyna. - Wiem, co to znaczy kochać. Kochać znaczy szanować i akceptować. Kochać znaczy wspierać i pomagać. Kochać znaczy cieszyć się i dziękować. Kochać znaczy tak jak ja kocham Marcina.
- A ja nie kocham Marcina? - zapytał Janusz.
- Nie, nie kochasz go - powiedziała Grażyna. - Gdybyś go kochał, nie robiłbyś mu tego, co mu robisz. Gdybyś go kochał, nie zabierałbyś mu jego przyborów plastycznych i piór do pisania. Gdybyś go kochał, nie wyśmiewałbyś jego zainteresowań i marzeń. Gdybyś go kochał, nie krzyczałbyś na niego i nie bił go.
- Ja go nie biję! - zaprzeczył Janusz.
- Och, nie bijesz? A co to jest? - zapytała Grażyna, pokazując na siniak na ramieniu Marcina.
- To jest... to jest... to jest nic! To jest wypadek! To jest zabawa! To jest lekcja! To jest miłość! - wykrztusił Janusz.
- Nie, to nie jest miłość - powiedziała Grażyna. - To jest przemoc. To jest znęcanie się. To jest nienawiść. I ja tego nie zniosę. I Marcin tego nie zasługuje. Dlatego odchodzę od ciebie. Dlatego zabieram Marcina ze sobą. Dlatego zaczynamy nowe życie bez ciebie.
- Nie możesz tego zrobić! - krzyknął Janusz. - Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz mi zabrać syna! To moje dziecko! To moja rodzina! To moje prawo!
- Nie, to nie twoje prawo - powiedziała Grażyna. - To twoja odpowiedzialność. A ty jej nie ponosisz. Dlatego tracisz nas na zawsze. Żegnaj, Januszu.
Grażyna wzięła Marcina za rękę i wyszła z kuchni. Zabrała ze sobą jego plecak i teczkę z przyborami plastycznymi. Zostawiła na podłodze tylko jego długopisy, które Janusz rozrzucił.
Janusz został sam w kuchni. Patrzył na drzwi, przez które wyszli Grażyna i Marcin. Patrzył na podłogę, na której leżały pióra do pisania. Patrzył na puszkę piwa, którą trzymał w ręku.
Poczuł, że coś się w nim łamie.
Poczuł, że coś się w nim kończy.
Poczuł, że coś się w nim zmienia.
Zaczął płakać.