Go to commentsZza chmur
Text 10 of 10 from volume: Kroniki grozy
Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2024-07-24
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views111

Kiedy się obudziłem, Marty już nie było w łóżku. Pewnie wstała wcześniej i pognała na zakupy po jeszcze cieplutkie bułeczki, pomyślałem. Trochę zaszumiało mi w głowie, a nie przypominałem sobie, żebym wczoraj pił. Zresztą, to nie było takie samo wrażenie jak na kacu. Trudno, trzeba być twardym i jakoś to znieść. Założyłem kapcie i odrobinę obolały smętnie wyszedłem z sypialni. Ziewnąłem i przetarłem oczy ze zmęczenia. Z kuchni dochodziły odgłosy i zapachy smażenia śniadania.

– Marta? – zawołałem.

Nikt nie odpowiedział. Coś tu nie pasowało, coś było nie tak. Nie potrafiłem sprecyzować, ale czułem to wszystkimi zmysłami.

Wkroczyłem do kuchni i zastałem tam zaskakujący widok. Oto kompletnie obcy mi człowiek przyrządzał jajecznicę, jakby był u siebie. Wyglądał zwyczajnie, ale normalni ludzie nie włamują się do cudzych mieszkań.

– Kim jesteś i co tu robisz? – zapytałem tonem żądającym wyjaśnień. W pośpiechu rozglądałem się za jakimś narzędziem do obrony, ale pod ręką nie było nic przydatnego.

– Zaraz będzie gotowe, usiądź – westchnąwszy, odparł spokojnie.

Kim on jest? Co robi tu ten nieznajomy człowiek? Czy to Marta go sprowadziła i nic mi nie powiedziała? Nie przypominam sobie, żeby wspominała, że będziemy mieć gości.

– Gdzie jest moja żona? – zapytałem wreszcie, nie mogąc znieść tej niepewności.

Mężczyzna nalał wody do szklanki i postawił ją przede mną na stole. Miast odpowiedzieć, zamieszał jajecznicę, głośno westchnął, a dopiero potem przysiadł obok. Zauważyłem, że na czole miał w miarę świeży ślad po uderzeniu. Przed moim czujnym wzrokiem nic się nie uchowa, niechybnie wdał się w bójkę nie dalej jak wczoraj. Nie wzbudzał zaufania.

– Mama nie żyje – oznajmił znudzonym tonem.

– Kto? – zdziwiłem się, groźnie marszcząc czoło. Co on sugerował?

– Czyli Marta.

Tego już za wiele. Włamuje się do mnie, grozi, że moja żona zginie. Drżącą dłonią złapałem za szklankę i zamachnąwszy się, wymierzyłem intruzowi cios. Oberwał prosto w skroń, aż stoczył się z krzesła. Uderzenie i tak było słabsze, niż się spodziewałem, szkło nawet nie pękło.

– Co ty znowu robisz? – syknąwszy z bólu, wrzasnął z pretensją w głosie.

– Co zrobiliście Marcie? – krzyczałem, żądając odpowiedzi. Poderwałem się z miejsca i nachyliłem nad nim gotów do zadania mu większych cierpień.

– Spójrz na zdjęcie – powiedział i wskazał palcem na lodówkę.

Bez przekonania odwróciłem głowę we wskazanym kierunku, bardziej nawet odruchowo niż celowo. Zaskoczony, zamarłem. Rzeczywiście do drzwi lodówki na magnesie przypięta była fotografia rodzinna. Bez trudu rozpoznałem siebie i Martę we własnym mieszkaniu. Towarzyszyło nam dwóch młodzieńców. Przecież to nasze dzieci!

– Pamiętasz? – zapytał znudzonym tonem, powstawszy z podłogi.

Szczerze nie potrafiłem sobie przypomnieć. Zaraz, zaraz, czy ten obcy człowiek chce mi wmówić, że jest moim synem? Ma mnie za idiotę? Przecież mój syn nie jest taki... po prostu nie jest taki.

– Tato, pamiętasz? – powtórzył.

Chciał do mnie podejść, ale się cofnąłem. Nie, to nie może być prawda! Może to tylko głupi żart? Pewnie wszędzie rozstawione są kamery i teraz ktoś nabija się ze mnie w najlepsze.

Chybocąc się, wyszedłem z kuchni. Moje ruchy były powolne, słabe, a przecież jeszcze niedawno byłem silnym i niezależnym człowiekiem. To chyba jakiś spisek. Co oni mi zrobili?

Zatrzymałem się w przedpokoju. W oczy rzuciło mi się wielkie lustro. Z odbicia patrzyła na mnie przerażonymi oczami twarz starca. Większość czaszki była łysa, siwe włosy uchowały się z tyłu i po bokach. Pełna przebarwień skóra była zmarszczona. Moje mięśnie takie wychudzone, sflaczałe. To jestem ja? Ale jak do tego doszło? Kiedy to się stało?

Chciałem zaprotestować – ale jak? Czy naprawdę zostałem skazany na niemoc i już nic nie mogłem zrobić?

– Może połóż się do łóżka? – zaproponował ten obcy mężczyzna.

Nawet jeśli był moim synem, to i tak nie potrafiłem przypomnieć sobie jego imienia. Nie chciałem jednak dać po sobie tego poznać. Nie zwykłem okazywać słabości przed nikim.

Wciąż nie byłem pewny, czy mogłem mu ufać. Przecież cały ten poranek jest taki surrealistyczny. To jakiś koszmar. Nic do siebie nie pasowało. Gdzie ja właściwie jestem?

Kiedy złapał mnie za rękę, spodziewałem się szarpnięcia, ale zamiast tego ostrożnie poprowadził mnie do sypialni. Kierował mną, a przecież byłem dorosły, potrafiłem sam myśleć. Zauważyłem pampersy przy moim łóżku, przez co przypomniałem sobie o dzieciach, o dwójce naszych synów. Zmartwiłem się, że być może coś im się stało.

Kiedy jegomość wyszedł, usłyszałem, jak rozmawia z kimś przez telefon.

– Znowu to samo – narzekał. – Nie poznał mnie i po raz kolejny uderzył. Serce mi pęka, kiedy widzę go w takim stanie. Słuchaj, ja już tak dłużej nie mogę... Jeśli to się jeszcze raz powtórzy, dosypię mu to do napoju i zakończymy jego męki. Tak będzie lepiej i dla niego, i dla mnie...

Co on tam mówi? Powinienem być czujny. Nie dam się, nie ufam im. Nawet nie wiem, kim oni są i czego chcą. Ja jednak jestem sprytniejszy, z niejednej opresji już w życiu wyszedłem. Tylko to zmęczenie... na moment zmrużyłem oczy, żeby odpocząć, uporządkować sobie wszystko w głowie.

Kiedy się obudziłem, Marty już nie było w łóżku. Pewnie wstała wcześniej i pognała na zakupy po jeszcze cieplutkie bułeczki, pomyślałem.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media