Go to commentsROZSTANIE historia jednej miłości...
Text 2 of 2 from volume: Rozstanie
Author
Genrepoetry
Formblank verse
Date added2012-04-09
Linguistic correctness
Text quality
Views2816

ROZSTANIE

historia jednej miłości…


Spis utworów:


1. Mieszka we mnie

2. Myśli jak nici

3. Wiatr wieje znad grobów

4. Starłam z szyb kurz samotności

5. Skryta w twoich ramionach

6. Kartka po kartce

7. W kuchni między szafkami

8. Lato przyjechało

9. Kiedy jestem sama

10.  Jutro znów poniedziałek

11.  Liście zmieniają kolor

12.  Z naszych okien

13.  Dusza artysty

14.  Mróz wymalował gwiazdki

15.  Ta wiosna

16.  Dotykam ust

17.  Padłam przed Tobą

18.  Kiedy kończy się miłość

19.  Pierwsza odeszła

20.  Przeszłość

21.  Patrzę za tobą

22.  Samotność przyszła

23.  Coś do mnie mówisz

24.  Niby zwyczajny dzień

25.  Opadły mi ręce

26.  Myślałam

27.  Dar miłości

28.  Zimna pustka

29.  Nieuchwytny

30.  Słowa jak lawa

31.  Zatraceni

32.  Nie można powiedzieć



ROZSTANIE

historia jednej miłości…




Mieszka we mnie

Przedziwna istota

Która w chwilach smutku

Zalewa mi duszę

Nieprzebranym blaskiem

Sprawia, że myśli

Układają się w słowa

Płynąc przez bezmiar

Spękanych uczuć


***



Myśli jak nici

Splątane

Ułożone w kokon

Chroniący

Tyle niewypowiedzianych słów

Próbuję je uporządkować

Nawinąć na szpulę

Metodycznie

Drobiazgowo

Dokładnie


Tylko co chwila coś się plącze…


*** 


Wiatr wieje znad grobów

Zawodzi

Uderza w okno

Falami

Moje serce jest jak

Rozkołysana łupina orzecha


***


Myślałam, że to TY

Tyle na ciebie czekałam

W nadziei

W zimnie przemijania

Twoje ręce

Rozpaliły płomień

Od dawna skrywanych pragnień

A potem wiatr zaszumiał w liściach

I rozsypałeś się jak domek z kart


*** 


Starłam z szyb kurz samotności

Uchyliłam okno

Ciepły wiatr dotknął mi policzka

Ktoś podał rękę

Nie spojrzałam za siebie


 ***


Skryta w twoich ramionach

Bezpieczna

Na drodze, którą

Mieliśmy iść razem

Twoja miłość

Dodawała otuchy

Twój uśmiech

Zapalał światło

Twoje dłonie

Silne

Obiecywały wieczność


Teraz leżę na piasku

I nawet wiatr mnie nie pieści


*** 


Kartka po kartce

Wyrywam z duszy

Zapiski minionych chwil

Razem


Lepki od krwi smutek

Miesza się z łzami


Boję się jesieni bez ciebie


***


W kuchni między szafkami

Tak, żeby nikt nie mógł znaleźć

Schowałam to, co najważniejsze

Moje skarby

W kilku szufladach


Na samej górze to, co we mnie najlepsze

Życzliwość , dobroć

I kilka innych

Owiniętych w bibułki


Poniżej schowałam złe cechy

Zamknęłam w słoiku,

Żeby się nie rozsypały

Dobrze ukryte

Tym nikt nie chce się chwalić


Na samym dole najcenniejsze

Nadzieja, marzenia,

Pragnienie miłości

Są tak miękkie, że dla pewności leżą w pudełku

Z twardego kartonu


Szukałeś łyżeczki do herbaty

Rozsypałeś wszystko na podłodze


Teraz nie wiem jak mam się pozbierać


***


Lato przyjechało z tuzinem walizek

Przywiozło prezenty

Długo oczekiwane

W ciepłe wieczory

Grało nam do kolacji

Na harmonii spokoju

Opowiadało historie o szczęśliwych ludziach

Kiedy ty nalewałeś wino

Do kieliszków z grubego kryształu

Śmiało się głośno częstując nas obietnicami

A my, zasłuchani, wpatrzeni, nierealni

Ufni

Bo tak bardzo chcieliśmy wierzyć


Zabrało nas w podróż

Pokazało nieznane miejsca

W nas samych

A ty robiłeś zdjęcia

Jakbyś chciał zamknąć w kadrze

Każdą, tak szybko uciekającą

Chwilę


Lato szepnęło mi w duszy

„Tak dobrze nam razem…

Ale ja

Niedługo odejdę”…


Przeglądam dziś album

I tęsknię

Za latem

I za tobą


*** 


Kiedy jestem sama

I zdejmuję maskę

Widzę głębokie bruzdy,

Które smutek

Jak rolnik

Od świtu

W pocie czoła orząc pole

Wyrzeźbił na policzkach


Przez oczy wyziera

Ciemność duszy,

Która zbyt często

Już umierała

Za życia


Kąciki ust drżą,

Kiedy myślę

Skąd wezmę siłę na kolejny dzień

Jeśli deszcz zmyje

Uśmiech

Wymalowany na

Negatywie mojego odbicia


Jestem już stara

Nie mam marzeń.


*** 


Jutro znów poniedziałek

Budzik zadzwoni o szóstej

Szybki prysznic

Makijaż

Służbowe ubranie

I plastikowy pancerz

Po którym spłyną

Ludzkie spojrzenia

Odbiją się słowa

Gesty nie wystraszą

Ukrytego pod nim

Drżącego szaraka

Czekającego

Aż wieczorem

Znowu wypuszczę go na wolność


*** 


Liście zmieniają kolor

Kiedy pory roku

Bawią się w berka

Dzień szarzeje

I zamienia się w noc

Żeby pogasić światła

I usnąć po czuwaniu

Gwiazdy świecą,

Żeby marzyciele

Wypatrywali tej,

Która spadnie

Obiecując spełnienie pragnień

Jak czterolistna koniczyna


Ty ciągle się zmieniasz

A ja nie mogę cię zrozumieć


*** 


Z naszych okien

Przez ulicę

Przerzuciliśmy sznurek

Wieszamy na nim jak bieliznę

Plastikowymi klamrami

Wspomnienia


Kto z nas

Pierwszy

Przetnie swój koniec?


*** 


Dusza artysty tworzy obrazy

Nadaje ludziom cechy

Których nie mają

Lepi je sprawnymi palcami

W glinie codzienności

I ożywia

Rzeźbiąc szczegóły

Dopisując historie


Trudno jest

Odnaleźć się w świecie zwykłych ludzi


*** 


Mróz wymalował gwiazdki na szybie


Kiedy patrzę jak odchodzisz

Misterne kryształy lodu lśnią w promieniach

Zimnego słońca


Oślepiają mi oczy

Kiedy wchodzisz w cień i znikasz za rogiem

Naszego życia


Zaciskam powieki

Zostałam sama


*** 


Ta wiosna

Nie będzie już nasza

Nie dla nas

Zakwitną w parku  krokusy

Śnieg zrobi miejsce na ławkach

Dla innych zakochanych par

Nasza miłość

Skuta lodem

Już nigdy nie wypuści pędów


*** 


Twoje ciało

Ciepłe w dotyku

Otuliło mnie jak kokon

W którym

Ze splecionymi nogami

Możemy zapomnieć o świecie


*** 


Dotykam ust

Na których przed chwilą

Zostawiłeś ostatni pocałunek

Patrzę w dal

Szukając drogi

Którą odszedłeś

Nieprzenikniona ciemność

Zamilkła w ciszy

I tylko wiatr

Targa mi włosy

Zasłaniając oczy


Co płaczą


*** 


Padłam przed Tobą na kolana

Mam marzenie

Szepnęłam

Znasz moje marzenia

Powierzam Ci je od dawna

Błagając o litość

Przychylność

I cud

Czemu nie weźmiesz mnie za rękę

Nie poprowadzisz w dobrym kierunku

Czemu tylko woń kadzideł

I wieczna


Głucha cisza


*** 



Kiedy kończy się miłość

Świat zamiera

Jak w fantastycznych powieściach

Zatrzymuje się czas

Zegary przestają bić

I słychać tylko

Nasze serca

Których płacz

Zawodzi

Na skutych lodem polach


Wtedy właśnie

Umierają marzenia


*** 



Pierwsza odeszła Cierpliwość

„Mam dość!”

Powiedziała

I wyszła trzaskając drzwiami


Nadzieja spojrzała na nas

Zatroskanymi oczami

„Nie opuszczę was”

Zapewniła

A potem zniknęła bez śladu


Miłość

Poczuła się zraniona

Przywołała Marzenia

Rozbiegane w naszych głowach

Pochowane w myślach

„Czas odejść”

Zarządziła


I przyszło Pożegnanie

Zgięte bólem

I słone od łez


Resztką sił

Ścisnęło nam serca


*** 


Przeszłość

Tylko wtedy jest wieczna

Jeśli ubrać ją w słowa

Spisać na kartce papieru

Co wszystko zniesie

Udźwignie nasze szczęście

I ciężar rozstania

Czarne na białym

Ożywi kolory

Wszystkich

Spędzonych razem

Chwil

Nada imiona

Przywoła zapachy

Ożywi dźwięki

Przypomni słowa

Zatrzyma nasz czas

Zanim umrze

W zapomnieniu


*** 


Patrzę za tobą szklanymi oczami

Złakniona

Każdego szczegółu

Który pozwoli mi

Malować cię myślami

W pustce życia

Przywołać

Minione chwile


W zmroku

Widzę już tylko sylwetkę

Coraz mniejszą

W oddali

Krzyczę za tobą

Milczącymi ustami

Myśli

Biegną do ciebie

Przez bezkres

Przeznaczenia


*** 



Samotność przyszła ubrana w promienie słoneczne

Na niebieskim rozświetlonym niebie chrzęściła

Spękanymi kryształami lodu pod twoimi stopami

Obdzierając dzień z blasku gasnącego światła


*** 



Coś do mnie mówisz

Widzę jak poruszają ci się usta

Układając w słowa

Których nie słyszę

Na gładkiej zwykle

Skórze twarzy

Sieć drobnych zmarszczek

Rozrzuconych niedbale

Porusza się w rytm

Niemych dźwięków

Odbieram cię wszystkimi zmysłami

Wpatrzona w twoje zimne oczy

Milcząco wymowne

Utraconym blaskiem

Chłód twoich uczuć

Jak dreszcz przemijania

Spowija mnie całą

Nieuchronnie


I tylko słyszeć nie chcę

Słów pożegnania


*** 



Niby zwyczajny dzień

Rozlany czerwonością

Wschodzącego słońca

Nad dachami

Zmarzniętych domów

W blasku poranka

Puste chodniki

Czekają na pierwszych

W tym dniu

Zagubionych przechodniów

Lodowa cisza banalnego miasta

Sceneria

Pierwszego dnia bez Ciebie


*** 


Opadły mi ręce

Te ręce

Które w ciepłe noce

Oplatały ci szyję

Gdy mnie unosiłeś

Jakbym była listkiem tylko

Porwanym przez wiatr

Opuszkami palców

Chłonęły twój zapach

Przytulone do snu

W zakamarkach ciała


Ręce

Kurczowo ściśnięte

Kiedy odchodziłeś


Dziś załamane

Opadły bezwładnie


*** 



Myślałam

Że bez ciebie wróci spokój

Otuli pierzyną zapomnienia

Kołysząc rozedrgane serce


A myśli

Jak motyle ulecą ku niebu

By z góry wypatrywać

Zieloności nadziei


Bez ciebie

Na ugorze życia

Samotność dusi mnie

Zimnymi rękoma


*** 


Dar miłości jak klejnot

Połyskiwał w słońcu

Naszych marzeń

Perlistych nadzieją


Rozświetlał drogę

Widmem kolorów

Utkanych z tęczy


Aż cień zaszedł

Kryształowe szkiełka

Lśniły jak łzy

Drżące na rzęsach


Miłość wygasła

I szadź pokryła

Jarmarczny pierścionek


*** 



Zimna pustka owiała mnie

Tysiącem płatków śniegu

Szalejących na wietrze

W tańcu przemijania

Strach chwycił za rękę

Jak fordanser bez pary

Pląsając w kakofonii

Skostniałego łkania

Porzucona na ustroniu

Naszego rozstania

Zgasłam jak nadzieja

W najsmutniejszych oczach


*** 



Nieuchwytny jak motyl

Unosisz się w powietrzu

Tylko szelest skrzydeł

Przypomina mi, że jesteś

Na wietrznej fali

Pędzisz przed siebie

Szukając Bóg wie czego

Pyłu kwiatów

Zieleni łąk

Zapomniany w swoim świecie

Pospiesznych spraw

Mogę cię mieć

Tylko kiedy

Na chwilę odpoczniesz

Na moim ramieniu


*** 


Słowa jak lawa

Trującą falą

Zalewają nam dusze

Paląc nadzieje

Spopielając marzenia


Zamknięci

W naszym żalu

Uciec nie mamy dokąd

Zdani na ból

Zapadania w niepamięć


Nie pozwólmy im

Zniszczyć naszych wspomnień


*** 


Zatraceni w smugach bólu

Korowodach niepotrzebnych słów

Oślepieni dymem

Niszczejących wspomnień

Gasnących w popiele walk

Szarpiących się dusz

Rozchodzimy się skuci żalem

Sztywni w szacie skrywanych uczuć

Spętani winami w niepojętym smutku

Bezmiaru chaosu

Nieprzerwanych myśli

Nie potrafimy być wolni


*** 


Nie można powiedzieć

Od dziś już nas nie ma

Przecież myśli nasze

Choć ciężkie od smutku

Unoszą się w ciepłym prądzie

Wiosennego wiatru

Odchodzi zima powoli biorąc

W niepamięć trudne chwile

Skuje je lodem daleko

W niedostępnej otchłani mrozu

Wiosna owieje palce splecione

Jeszcze myślami ze sobą

Rozłączy je lekko, zabierze

W lepsze miejsca słońcem skąpane

A my odejdziemy

Jeszcze patrząc za siebie

Na cień nasz, który zniknie

Z ostatnim porywem Królowej Zimy


Nie płacz

Pomacham do ciebie

Uśmiechem przebaczenia






















  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
szkoda,że utwory zgrupowane bo trudno ocenić na oceny najwyższe...generalnie większość podoba mi się
avatar
szczerze?
nawet nie podjąłem próby Czytania.
ja mam tak w Roboczych...
szkoda.
avatar
Odszedłeś potem nagle -
Drzwi otwarte, liść
Powiewem wiatru
Padł mi do nóg,
I wtedy zrozumiałam:
Czas pożegnań już
Przekroczył próg...

/Sława Przybylska - "Pamiętasz? Była jesień..." - cytat z pamięci/

Rozstanie (patrz tytuł utworu) jakich wiele, a znana Czytelnikom liryka tych rozstań bardzo już na wszelkie sposoby najczęściej strasznie oklepana, i coraz trudniej dzisiaj - po Petrarce, Szekspirze, Puszkinie i po Leśmianie!! - napisać coś o tym, nie ocierając się o wytarty banał i komunały.

Oceny za odwagę i determinację, by sprostać temu niewykonalnemu chyba już zadaniu
© 2010-2016 by Creative Media