Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2024-11-24 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 91 |
CZYTAJĄC O HISTORII 16
To podstępna książka – ledwie po nią sięgnąłem, a już byłem z drugiej strony. Podstępna, bo całość przemyca takie treści – wyraźnie ta perspektywa wyłazi na wierzch w podsumowaniu. Ale jak się to czyta! Biorąc jednak pod uwagę wydawnictwo…
Simon Jenkins ( to prawdziwe nazwisko?) „Krótka historia Europy. Od Peryklesa do Putina”, wyd. Rebis, Poznań 2022 – naprawdę krótka, lekka, przemycająca niepokojącą tezę. Ja polecam – zmierzyć się z taką narracją naprawdę warto – jeśli się nie lękasz. Autor we wstępie zaznacza otwarcie, że dla niego Europa to dzisiejsze Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania, a reszta to marginalia. Jego ojczysta Wielka Brytania i moja Europa Środkowa to obszary mało istotne dla tej opowieści, więc niech czytelnik z tych obszarów wiele sobie nie obiecuje – niewiele o tym będzie. Ale między deklaracją a realizacją jest dość spore zapadlisko. Autor częściowo dotrzymuje słowa.
Lekturę rozpocząłem od tyłu ( faceci tak lubią) – od indeksów, osób i geograficznego. Mohacz mnie zaskoczył, bo okazało się, że przy okazji tego hasła nie ma tam nic o Polsce. W indeksach szukałem haseł związanych z Polską. Nie jestem perwersem i nie szukałem tych związanych z Anglią, Wielką Brytanią, Szkocją, Walią, Irlandią i tak dalej. Znalazłem – Kazimierz Wielki, król Polski. Stanisław August, król Polski. Wałęsa, Lech. A w indeksie geograficznym pierwszy jest Brześć Litewski ( podany jako strona 327, ale pojawia się na stronie 326, w kontekście zawarcia pokoju miedzy Niemcami a Rosją w 1918), Grunwald, Kraków, Legnica, Polska, Śląsk, Warszawa.
Jesteśmy peryferiami, tu rzadko kiedy działo się coś ciekawego – Wielka Brytania i Europa Środkowa. A jednak o tym pierwszym obszarze jest tu sporo jak na peryferyjność, a o tym drugim – jak takie hasła w indeksie, taka opowieść. Ktoś to wyda w Bułgarii czy Macedonii?
1 września 1939 jest w rozdziale poprzedzającym opowieść o II wojnie światowej. To jeszcze tak naprawdę nie była wojna. Spoko, tu nie ma tej kontrowersyjnej kwestii o powstania – nie było ani tego w getcie, ani tego w Warszawie, ani w Pradze. Nie ma powstania – nie ma sporu. Było tylko powstanie w Paryżu. Powstanie słowackie – to już wiedza hermeneutyczna.
Nagle Polska zwycięża w bitwie warszawskiej 1920. To ważne wydarzenie – ale skąd i jak tak Polska się pojawia na mapie Europy?
Ja wiem, że każdy jest centrum swojego wszechświata. Jedni potrafią jednak zauważyć, że w pobliżu orbitują inne centra wszechświata, a inni są absolutnymi centrami. Ale czytając książki z tamtego kręgu kulturowego mam wrażenie, że tu gdzie żyję jest jakieś bagnisko, coś pomiędzy, coś nieistotnego. Może i tak, ale ja tu żyję i halo, halo, ja tu jestem! Takie odnoszę wrażenie, że pisanie o historii dla takich autorów byłoby dużo prostsze, gdyby tu nie było tej mozaiki narodowości, gdyby Niemcy i Rosjanie nie zgnietliby tego wszystkiego i spotkaliby się granica w granicę. Szkocja, Irlandia, Walia i tak dalej z jednej strony, a z drugiej Kazachowie, Tatarzy, Ujgurzy, Czukcze. Monolity, gdy się im przyjrzeć z bliska to… Ale z całej tej narracji wynika, że fajniej byłoby, gdyby te granice państw się domknęły i Rosja graniczyła z Niemcami. A nas by nie było. Jak czytam o rosyjskiej strefie wpływów ( a w domyśle o brytyjskiej strefie wpływu) – coś tu kiedyś jakiś biznes zrobiliśmy i myślimy, że takie historie będziemy od tej pory robić dalej, jak Jahwe coś obiecał Żydom i oni w to wierzą, a wierzą w to i brytole, to… Dla mnie rosyjska strefa wpływów istnieje, owszem, ale kończy się jakieś 50 kilometrów za granicą administracyjną miasta Moskwa. A autor pod koniec książki atakuje nas takimi śmiałymi tezami – rosyjska strefa wpływu. Czymś, co Putin wykorzystuje dziś w narracji jako oczywistość. A to jakiś fantazmat jest. Kupisz pan cegłę? No i cegły idą jak woda w handlu.