Author | |
Genre | philosophy |
Form | prose |
Date added | 2025-02-03 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 33 |
Słowo
Niektórzy ludzie, jak podają historycy, lubili spory co do tego problemu, co było pierwsze: woda, ogień czy powietrze? Gdyby im ktoś zasugerował, że Słowo, umarliby ze śmiechu, choć i w ich czasach, w akademiach z prawdziwego zdarzenia padały, w sporach, kontrowersyjne tezy. Z ludzkiego punktu widzenia jest to mocno nielogiczne i fałszywe utrzymywanie poglądu, jakoby z nicości powstało Słowo. Aby cokolwiek powstało z niczego. Trudno sobie w ogóle wyobrazić nicość. A tu nagle Słowo, które stało się ciałem. Siłą braku w sobie (może bezsilnością) mocy tej wyobraźni, czy wyobrażenia człowiek z braku innej możliwości wybiera założenie Mocy poza nim samym, a która jego istnienie założyła. I stąd snuje czy otrzymuje logiczne wytłumaczenie lub logiko – prawdo – podobne. Ktoś inny powie, że to pseudointelektualne brednie, niedorozwój jakiejś myśli . Hurra entuzjazm. Usprawiedliwienie zwykłej gorszości aby ją zatuszować w imię choćby indywidualnego tryumfu nad resztą stada, ku wzbudzeniu chwilowego podziwu graniczącego z zachwytem. O! Moje na wierzchu! Wiara w to, że przyszłe pokolenia na drodze rewolucyjnego rozwoju świadomości naukowej znajdą odpowiedź i na te problemy stanowi równe iluzoryczne założenie, jeśli nie mniej prawdo – podobne. Szukanie odpowiedzi na takie pytania w sobie samym, w ludzkim Bycie jest sprzeniewierzeniem się zasadzie realnej percepcji zmysłów. Oszustwem uczciwości metodologicznej w nauce. Coś od wieków, od tysiącleci nakazuje człowiekowi dopełniać siebie Kimś potężniejszym od siebie samego. Być może po to aby zregenerować utracone w walce o byt siły, poszukuje tajemnej energii kosmosu, być może czegoś mu brak. Wytwarza więc w swojej fantazji bogów, bożków, gnomów, bazyliszków, potworów… . Jak więc nie przyjąć w umyśle czegoś co realnie nakazuje szukać gdzieś we wnętrzu ciała. Jak pominąć fakt. Byłoby to zakłamaniem samego siebie, zafałszowaniem obrazu samego siebie. Podkopaniem zasady zdrowego ego: on widzi to, a ja udaję, że tego nie ma. Dlaczego on to ma, a ja nie? Przyjmując zatem, że na początku było Słowo można wysnuć, że był to dźwięk, poruszenie, drganie, drżenie, ruch. Zaś pierwszą przyczyną ruchu była Istota sprawcza wszechrzeczy, jakaś Potęga, Wszechmoc, Omnipotencja, Doskonałość absolutna. Księgi Zoharu bajkowo opowiadają powstanie alfabetu. Jest to jakiś substytut ogólnej, małej wiedzy w tym temacie. Co prawda opowieści Zoharu odnoszą się raczej do ewolucji homo sapiens i jego prób rozwoju dźwięków artykułowanych ale inne księgi, świadectwa historii, genesis, wskazują na anatomiczne podobieństwa do tajemniczych bóstw i bogów. Być może zbieżność melodyczno-miłosna wiodła prym przy powstawaniu wyrazów, słów. Może taki typ energii wyzwolił ruch dźwięku, dał początek sensowi. Może umiłowanie piękna było pierwszą ideą bytu, pomyślanego jako idea. Z pewnością Słowo to było potęgą sprawczą, mocą. Raz pomyślana idea bytu stała się ciałem, idea oblepiona piaskiem, błotem, etc. Jak Słowo zrodziło ideę nie sposób objaśnić. Jak Słowo będąc ideą stawało się nią także trudno dociec. W historii nazywa się taki fakt tajemnicą dzieła stworzenia. Dzieło stworzenia jest więc zasłonięte, przesłonięte mrokiem niewiedzy. Tajemny Byt Naczelny u którego „na początku było Słowo” osadził homo sapiens w dość niejasnych okolicznościach z wiadomego powodu. Księgi genesis mające tysiące lat wskazują definicję bytu ludzkiego, jego imperatyw formy egzystencji, skąd wynika, że w definicji formy ludzkiego bytu jest zakodowana ta paradoksalna niewiedza. Słowo stało się realnością, dokonało się coś osobliwego w tajemny sposób. W dzisiejszym, stechnicyzowanym świecie pozornego postępu i rozwoju, świecie komputerów osobistych, satelitów i sieci informatycznych słowo stanowi rodzaj miękkiego tworzywa do miętoszenia i plucia. Czasami staje się gdzieniegdzie siekierą lub wściekłym kłem. Nastąpił kompletny rozbrat słowa z tworzeniem, zwłaszcza w kręgach niższych, ubogich warstw społecznych, tak licznych na początku XXI wieku. To rodzaj słownej schizofrenii abstrakcyjnego oblicza człowieka XXI wieku. Wielu z nas używa steku słów bez znaczenia, rodzaj papki w kontakcie interpersonalnym, zapychającej pustkę własnej nędzy twórczej; rzeczywista impotencja możliwości twórczej, celebracji słowa. Dominacja analitycznego myślenia z pobudzeniem motoryki sprawia pozorne, a więc złudne wrażenie polifonizacji kontaktu interpersonalnego, bogactwa umysłowego na zasadzie komputerowej sumy bitów czy bajtów. O wyższości ma w tym znaczeniu decydować pojemność pliku na dysku twardym. A tymczasem Albert Einstein, podobno najgenialniejszy współczesny fizyk i filozof zapisałby, gdyby żył cały swój wykład w pliku nie większym niż kilkanaście tysięcy bajtów. Genialność jego syntezy nie byłaby pozorną paplaniną wokół jakiegoś motywu na jeden gigabajt pojemności, jak często można to dziś spotkać w telewizyjnej kłótni pseudo wyedukowanych redaktorów. W dodatku nieliczna elita, która tworzy komputery, dzieci nowych czasów, tworzy pozorne instrumenty ułatwiające człowiekowi egzystencję. Można nawet pobawić się fantazją i stwierdzić, że księgowy z 1935 roku po Chrystusie więcej wiedział i liczył. Tego rodzaju zabawki jak komputer osobisty wraz z oprogramowaniem i ułatwianiem życia w rzeczywistości najczęściej (biorąc pod uwagę wzrost populacji oraz politykę koncernów i syndykatów) pauperyzują osobowości do roli klawiszowego. Nie znaczy to wcale, że komputer to wynalazek zły ale że nie poprawnie wykorzystywany, podobnie jak Słowo. Staje się materiałem szkodliwym dla środowiska ludzkiego postępu szeroko pojętego, od elity poczynając na szerokich kręgach kończąc. Ale to jest niebezpieczna tajemnica Słowa. Można insynuować paradoks: im więcej słów tym ciemniej, albo im więcej słów tym więcej milczenia. W dzisiejszym świecie pozornych postępów ludzi słowa to arie operetkowe „łysej śpiewaczki”, co tak trafnie spostrzega współczesna dramaturgia światowa. Pewnego rodzaju aberracje sferyczne i astygmatyzm znaczeń, definicji pojęć, paralel, motywów tematycznych, wprowadzają pierwotny chaos pomiędzy ludzi, dezintegrują ich wspólnotę i powoli niszczą. Lecz, powie ktoś, taka jest strategia fiskalna elit, taki jest świat, najlepszy z możliwych. Jednak z uporem może powracać myśl: kiedyś, dawno temu był początek, a na samym przedzie początku było Słowo… jak to możliwe? Skąd wziąć podstawę dla tak niepojętej iluzji? Wszystko co logiczne sprzeciwia się temu. Gdzie można znaleźć czynnik warunkujący zdrowy rozum w tym temacie, a nie szaleństwo? Może poszukać w sobie samym? Może poza sobą?...