Author | |
Genre | biography & memoirs |
Form | prose |
Date added | 2012-05-29 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2846 |
Jeden z tych wieczorów, w których gorączkowo pragnę zrozumieć sens mojego istnienia. Wiem, dlaczego jestem. To zasługa Boga przy pomocy pary zakochanych w sobie ludzi. Wiem też gdzie się urodziłem, wychowałem, a dalszy ciąg wydarzeń, jakie miałem przyjemność – lub nie – doświadczyć, doskonale sam pamiętam. Ale jaki mógłby być tego sens? Co spowodowało, że Bóg chciał w swoim dziele stworzenia uzyskać efekt taki, jakim jestem?
Miałby mnie powołać na drogę wiecznego oddania się Jemu, będąc na służbie jako kapłan. Bycie samotnym żołnierzem na polu bitwy o choćby jedną duszę grzesznika nie należy do łatwych zawodów na obecnym rynku pracy. Sama samotność nie jest najprzyjemniejszą rzeczywistością człowieka. To jeszcze bardziej nakłania mnie do myślenia: dlaczego ja? Skoro nasuwają mi się w ogóle te pytania, to świadczy tylko o tym, że nie jest, oraz nie będzie, mi łatwo się z tym pogodzić. Że jestem trudnym człowiekiem, który dostaje depresji wraz z zachodzącym słońcem. Że często będę musiał się mierzyć z kryzysami, które zwyciężone mają wynieść moją osobowość, psychikę czy duchowość na wyższy poziom. Co się stanie w chwili porażki? Czy kiedy sam polegnę, pociągnę w dół także tych, o których walczę? Pismo mówi: „kto umie dobrze czynić, a nie czyni, ten grzeszy” (Jk 4, 17).
W dzieciństwie najczęstszym obrazem księdza był dla mnie mężczyzna odważny, silny duchowo, emocjonalnie, fizycznie. Zero stresu. Zero problemów. Mnóstwo czasu dla siebie, choć zawsze dyspozycyjny. W młodości wiele z tych obrazków uległo zmianie, niektóre stały się bardziej widoczne, takie jak fakt, że mogę na nim polegać. Obecnie jestem w sytuacji, w której sam miałbym się nim stać. To, jakim będę w oczach dziecka, młodzieży, ludzi w kwiecie wieku lub starszych zależy jedynie ode mnie. W moich dłoniach złożone zostanie zbawienie wieczne tego czy innego, tej czy tamtej.
Kiedy mam przed oczami obraz oddalającej się od Pana i Jego Kościoła duszy przeze mnie, zaczynam wątpić we własne siły. To przecież zrozumiałe, każdy chce jak najlepiej. Wizja porażki jedynie odciąga od trudów podjęcia wyzwania.
Tu wracamy do punktu, od którego wyszliśmy. Mianowicie: skąd biorą się wewnętrzne rozterki, cierpienia młodego kleryka? Z wizji porażki. Jest brutalna, nieugięta, rozczarowująca. Na długi czas zostawia głębokie rany, które będą się odnawiały, gdy wzejdzie jeden z tych „smutnych księżyców”. Takie dni zbierają żniwo z naszych duchowych wzlotów, emocjonalnych uniesień nie zostawiając po nich nic, na czym moglibyśmy powstać z popiołu smutku, niczym fantastyczny feniks.
Jest nadzieja. Albo inaczej – jest Nadzieja. Ta Nadzieja, konkretna, zbawcza, która to Nadzieja powołała Cię, drogi Czytelniku, zanim zdążyłeś wyrazić na to zgodę. Można myśleć, że okrutnie potraktowano Twoją wolną wolę. Ale to Ty musiałeś podjąć decyzję o złożeniu dokumentów, odbycia egzaminów i innych czynności, o których możesz wiedzieć sam. Samotność żołnierza, przywołana wcześniej, traci na swojej wartości właśnie teraz. Nigdy nie byłeś sam – przed seminarium, w trakcie, pod koniec. Po jego zakończeniu też nie będziesz. Porażka? Jest nieunikniona, jeżeli wychodzi od Pana (przykład Hioba). Każdy błąd jest przyczyną tego, że więcej go nie popełnisz, o ile wyciągniesz konsekwencje. Brak konsekwencji prowadzi do kolejnych upadków. W tym miejscu Ty – i tylko Ty – dyktujesz, ile będzie tych upadków.
Proroków, którzy cierpieli, uważamy za szczęśliwych, ponieważ wytrwali (por. Jk 5, 10-11). Z przygnębieniem trzeba stanąć twarzą w twarz, spojrzeć oczy jemu, następnie sobie i zdać sobie sprawę, że nie jesteś Sam. Masz Sojusznika. „Spotkało kogoś z was nieszczęście? Niech się modli” (Jk 5, 13)! Czasem pomoże krzyk, częściej łzy, lecz wytrwała modlitwa – zawsze.
ratings: perfect / good
ratings: perfect / excellent
Cześć i chwała każdej służbie na rzecz życia i zdrowia,
która, śpiesząc komuś na ratunek, sama ryzykuje własnym zdrowiem i życiem!