Go to commentsKuchnia pełna tajemnic: olej dyniowy
Text 2 of 2 from volume: Różności
Author
Genrepopular science
Formarticle / essay
Date added2012-08-09
Linguistic correctness
Text quality
Views3623

[Uwaga - stary tekst z bloga, próba opisania zwykłej rzeczy `jaką jest`]


Wspomniałem w poprzedniej notce, że w Styrii panuje chlubny zwyczaj tłoczenia i powszechnego spożywania oleju dyniowego, mającego szereg wybitnych walorów. Walory zdrowotne są oczywiście nadzwyczajne i obejmują, za sprawą bogatego w rozmaite substancje składu, nader szeroki wahlarz skutków dobroczynnych: od wzmagania `funkcji męskich` i zapobiegania kłopotów z prostatą, do wspomagania walki z pasożytami jelitowymi. Wspaniałe są również walory smakowe, czy ściślej, aromatyczne - a najtrafniej: po prostu kulinarne.

Podobnie bogaty i miły smak i aromat miał dla mnie jedynie olej z orzecha włoskiego, pochodzącego zresztą z Persji. Kawałek przypieczonego chleba (może być z grilla, ogniska lub patelni) polanego olejem dyniowym, ze szczyptą soli, staje się przysmakiem, który raz skosztowany, na zawsze pozostaje w pamięci jako jeden ze smaków wzorcowych, elementarnych, podstawowych i ostatecznych: nie da się go z niczym porównać ani niczym zastąpić; stanowi smakową ilustrację, jeden z wzorców w moim rankingu `tego, co jest smaczne`. Od jakiegoś czasu kupowałem go sobie w Kauflandzie, import z Austrii (Graz) - a ze Styrii przywiozłem sobie większą butelkę, już zresztą uszczuploną podczas biwakowania w Rumunii.

Ale dobroczynna ta esencja z pestek dyniowych ma inne jeszcze walory, które nazwałbym pobudzająco-poznawczymi, a po części nawet estetycznymi. W zależności bowiem od sposobu oglądania, substancja ta jawi się nam zupełnie inaczej - przy czym wyróżnić można co najmniej trzy sposoby widzenia oleju dyniowego.

Pierwszy widok to widok flaszki oleju, który jest tak ciemny, że wydaje się po prostu czarny, a co najmniej ciemnobrunatny. Owszem, zanurzenie w nim kawałka chleba potwierdza tę obserwację: tłusta strona kromki robi się brunatna, jakby ją w dziegciu zanurzył.

Jednak olej wylany na jasny talerz i prześwietlony promieniami słońca zdradza swój pierwszy sekret: intensywną, rubinową czerwień, bardziej jakby `zagęszczoną aż do barwy brunatnej`, niż tymiż brązami `zabrudzoną`. Głęboki, czerwony ton, przypominający bardzo ciemne wino.

Jednak prawdziwą zagwozdkę dostajemy na sam koniec, po spożyciu oleju rozlanego na talerzu: zostaje po nim zielona plama! Autentycznie: zielona. W odpowiednio cieńkiej warstewce olej jest zielony. Jeśli ktoś jeszcze tego nie widział, to niech leci do sklepu po ten wspaniały specyfik - i sam spróbuje. Nikt nie będzie żałował - w kuchni ten olej to rzecz zawsze cenna.

Zagadka: w jaki sposób zielony olej jest czerwony, a nawet brunatno-czarny? Czy ma to coś wspólnego z doświadczeniem z przejrzystymi, zielonymi płytkami, które, odpowiednio naskładane, zaczynają filtrować promień światła na czerwono? Czy też sekret tkwi głębiej, w molekularnej budowie izomerów zawartych w oleju dyniowym, w ich ewentualnych właściwościach optycznych?

  Contents of volume
Comments (8)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo zgrabnie napisany tekst. Przeczytałam z wielką przyjemnością. Powiało podróżą, zabłysło słońcem, zachęciło do spojrzenia na kuchnię inaczej. Kolor, zapach - wszystko tu jest.
Nie na miejscu jest za to błąd ortograficzny - odpowiem zagadką, poszukaj, tomkku. :)
avatar
Ogólnie z ortografią nie mam problemów, język wypowiedzi z jego subtelnościami oraz poprawność (także w piśmie) uważam za miarę ludzkiej inteligencji. Natomiast miewam problemy w "pierdołami" typu centki/cętki itd. - pewnie coś takiego wypatrzyłaś, choć i grubszy błąd może się każdemu trafić, czemu zwłaszcza sprzyja pisanie na klawiaturze. Ręka nigdy nie napisze "ruża", ale już klawiatura potrafi do tego doprowadzić swoimi sposobami..
Zresztą jestem zwolennikiem pewnej dowolności w pisaniu, byle uświadomionej. Np. chętnie piszę "artykół" i "puhar" - bo wygląda mi to lepiej niż obowiązująca pisownia - a i etymologicznie jest to uzasadnione, tzn. tak POWINNO się pisać, ale jacyś anonimowi "reformatorzy ortografii" zrobili sobie z nas jaja :)
avatar
Ja nie wypatrzyłam, tylko się potknęłam!
Wachlarz...
Ale tekst pod względem formalnym poza tym potknięciem bardzo dobry. Więcej się nie potykałam, a zdarza mi się to dość często. Może z tego powodu, że na co dzień mam do czynienia z językiem obcym i dla rozumienia sensu długich zdań ich logika i interpunkcja jest niezwykle pomocna, więc jestem na to wszystko wyczulona. Nie chciałam się tu czepiać.
avatar
Ależ! Nie sugeruję, że zaszło "czepiactwo, w przypadku "wachlarza" czasem się pomylę z rozpędu, ale już słówko "wahać" zawsze napiszę dobrze. O ot faktycznie można się "potknąć".
avatar
Kuchnia pełna tajemnic... - patrz nagłówek - to tekst parakulinarny, napisany przez wiecznego zadziwionego chłopczyka pasjonata-odkrywcę: taki nie będzie siedział cicho ni pod miotłą, ni pod pantoflem czy patelnią, gdyż gdzie by nie był, wszędzie znajdzie swój intymny wielki zdumiewający świat.

Laur dla dziecka w Poecie
avatar
Polszczyzna i jej literackość najwyższej próby
avatar
W jaki sposób zielony olej jest czerwony a nawet brunatnoczarny?

(cytuję z pamięci - patrz finalny akapit)
avatar
Rzeczy proste takie jak chleb i sól są najlepsze.
© 2010-2016 by Creative Media