Author | |
Genre | common life |
Form | article / essay |
Date added | 2012-08-17 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2784 |
W zakładce pitu pitu na stronie www.theunlimited.pl znajdziecie nawiązanie do artykułu Tomasza Lisa na temat (jego) otyłości. Jego zdanie jest jasne i klarowne – w otyłości nie ma nic fajnego ani seksownego. I ja się pod tym podpisuję.
Jeszcze kilka lat temu kobiece, i nie tylko, stacje telewizyjne, wypełnione były programami takimi jak Swan. Opowiadały one historię kobiet, które z brzydkiego kaczątka stawały się pięknymi łabędziami. Oczywisty był tam udział chirurgii plastycznej, fryzjerów, stomatologów, makijażystów, stylistów i innych niezbędnych –ystów. Faktem jest także to, że w żadnym stopniu nie przypominały one siebie sprzed metamorfozy. To był akurat najmniejszy problem dla uczestniczek.
Interesując się dalej tą tematyką, dotarłam do szokujących informacji, że większość z nich nie potrafiła utrzymać swojego - dopiero co nabytego piękna - na dłużej. Powracająca otyłość zniekształcała ich ciała na nowo, powrót do palenia i picia alkoholu sprawił, że wart kilkadziesiąt tysięcy dolarów uśmiech – już wcale nie był filmowym. Złe nawyki żywieniowe odbijały się na skórze i włosach…
Podobnie było z programami – tu nie ukrywam, że moimi ulubionymi – w których z grubasów - dzięki pracy trenera i dietetyka, robiono kolejne gwiazdy Słonecznego Patrolu. Tutaj utrzymanie efektów było jeszcze krótsze – przynajmniej u większości przypadków.
Czy zatem były to programy bezsensowne? Moim zdaniem nie.
Bezsensowna jest postawa, która święci triumfy obecnie w telewizji i która według mnie, prowadzi do poważnych zaburzeń w społeczeństwach.
Mowa tutaj o powszechnej, bezwarunkowej akceptacji samego siebie.
Zdziwieni, że uważam to za najgorszy nurt od kilkunastu lat w mediach? Już spieszę wyjaśnić…
W społeczeństwach amerykańskich i zachodnioeuropejskich, do których zaczyna pretendować również Polska, pojawia się coraz więcej osób wskazujących na niesamowitą potrzebę samoakceptacji. Tak jak większość z nich – również i ja - byłam początkowo zafascynowana programami osławionego już Gok’a, który uczył nas nie tylko Jak dobrze wyglądać nago, ale przede wszystkim – jak zdobyć się na odwagę i zacząć siebie akceptować.
Na początku wydało mi się to wspaniałe, wielkie i potrzebne. Problem pojawił się w momencie, gdy tego typu koncepcje zaczęły ewoluować i urosły do rangi problemu społecznego.
Z potrzeby akceptacji siebie – mimo, że np. nie mamy nóg aż do szyi – bardzo się cieszyłam. Pokazywano nam jak ukryć bądź sprytnie odwrócić uwagę od naszych wad tak, abyśmy my i nasze otoczenie spoglądało na nas z uśmiechem.
I to było wspaniałe. Problemem jest samowolnej i wspieranej przez media ewolucja tego zagadnienia.
I tak – akceptacja sięgnęła poziomu absurdu. Grube dziewczyny i chłopacy zaczęli robić atut i swoistą ‘modę’ z otyłości. Nasze ulice wypełniaja wystające ‘boczki’ znad jeansów biodrówek, wylewające się zwały tłuszczy zza krótkich szortów i bluzeczek. Opięte sweterki na wielkich bębnach brzusznych zaczęły być dowodem na wysoki status społeczny, a nastolatki zamiast sportem i ruchem na świeżym powietrzu, zajmują się wyszukiwaniem dużych rozmiarów w sieciówkach.
Czy tak powinno być? Oczywiście, że nie!
Otyłość i nadwaga nie są ani estetyczne ani zdrowe. Tak samo jak przesadna chudość wśród modelek. Powodują nie tylko problemy natury estetycznej ale przede wszystkim zdrowotnej.
Spójrzmy na dzieci. Dobrze pamiętam za moich dziecięcych lat, że grubasek w klasie był jeden i bynajmniej nie szczycił się wysoką pozycją w hierarchii wśród nastolatków. Otyłość była piętnowana i być może słusznie. I choć wielu z was powie mi teraz – że niektórzy mają ją w genach ( każdy otyły to powie), to przytoczę tutaj wyniki badań z których wynika, że około 1% ludzi grubych nie mogłoby ze względu na uwarunkowania genetyczne, zdrowotne i inne - tego zmienić. Pozostała część znalazła sobie po prostu wytłumaczenie.
Bo czymże jest otyłość. Bynajmniej nie tylko zbędnymi kilogramami. To problem znacznie bardziej złożony.
Otyłość to lenistwo, brak samodyscypliny. To brak chęci i siły do zmiany czegokolwiek w życiu. To brak chęci do życia. To codzienne niezadowolenie ze swojego wyglądu, stres przed randką, przed seksem. To niechęć do aktywności sportowej, to jedzenie byle czego, gdzie jedynym walorem staje się ilość a nie jakość. To kompleksy, zahamowania, ograniczenia. To wielokrotnie łzy i depresja, to niespełnione marzenia i plany. To niechęć do innych ludzi, zawiść i zazdrość.
Najbardziej przeraża mnie, że media sprzedają to na co jest popyt – a popyt zawsze jest na łatwe i szybkie rozwiązania. Na usprawiedliwianie siebie i swoich błędów. To się sprzedaje zawsze. Krytyka – nawet ta obiektywna - nigdy.
Powiecie teraz, że wielu grubych uważa się za szczęśliwych, że dobrze im w swojej skórze. Że się akceptują , nie potrzebują i nie chcą zmian.
I w związku z tym zadam wam na koniec jedno pytanie: czy znajdziecie choć jedną otyłą osobę, która mając realną szansę na uzyskanie idealnej figury w 5 minut bez żadnych poświęceń – odmówiłaby?
n.
ratings: perfect / excellent
Nadal myślę, że to dobrze, iż są programy, które pokazują jak się ubrać, by zatuszować nasze niedoskonałości i nie chodzi już tu o otyłych, czy chudych. O wszystkich. A to, że nie każdy potrafi wyciągnąć wnioski z lekcji i czegoś pożytecznego się nauczyć, to nie nasza wina. Stąd i wałki wystające spod bluzki i inne straszydła :)
PS: Byłam szczupła przez większość przeżytego życia. W rok przytyłam 8 kilo i dzięki Ci Panie za to. W końcu czuję się kobieco! Kokietuję? Nie! To najprawdziwsza prawda :)
ratings: perfect / excellent
Gotowanie na ekranie zrobiło z nas-Polaków - i to w ciągu zaledwie kilku ostatnich dekad - naród przerażających spaślaków, a megatony wyrzuconej na śmietniki żywności urastają już do 5. pięter.
I żadna lawinowa rozbudowa stadionów, salonów fitness, ścieżek rowerowych, budowa orlików, aquaparków, siłowni na świeżym powietrzu itp., itp. niczego tutaj JUŻ dzisiaj nie zmieni
To proste: jestem very fajny/fajna - dlatego w tym błogostanie rozwalam się przed telewizornią, gryzę se fistaszki, zamawiam pizzę i piwko - i tak to leci.
Co katastrofalne, to to, że w tym wszystkim dzień po dniu uczestniczą już od pieluch nasze dzieci
Tylko z tego powodu, że na swoim krzyżu doba w dobę przez całe lata noszą ciężar równy wadze dwóch normalnych ludzi??
Kto przy zdrowych zmysłach chciałby od rana do rana dźwigać paki o wadze 60 i więcej kg?? I to za darmo?!
wydrukowane na koszulce typu T-shirt o rozmiarach spadochronu
brzmi:
JESTEM GRUBY, BO MNIE NA TO STAĆ.
prowadzą na skróty prosto na katafalk.
Jeżeli przy tym temu Twojemu bezruchowi towarzyszy obżarstwo, to, Koleżanko/Kolego,
własnymi zębami kopiesz sobie szybki poza kolejką grób
ratings: perfect / excellent