Author | |
Genre | horror / thriller |
Form | prose |
Date added | 2012-10-18 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2676 |
W maleńkiej kuchni Eleonora szykowała obiad. Wokół panował ład i porządek. Kobieta, mimo swoich pięćdziesięciu pięciu lat prezentowała zadbany wygląd. Czekała na córkę, która powinna niebawem wrócić ze szkoły. Julia była nastoletnią dziewczyną, jedynym dzieckiem Eleonory i Janusza, jednocześnie oczkiem w głowie swego taty, emerytowanego lekarza. Mijały godziny, a Julii wciąż nie było w domu. Zrozpaczona matka zgłosiła zaginięcie dziecka na policję. Bezsenna noc była wyczekiwaniem, ale nie okazała się ostatnią.
Może nie dziś, może nie jutro… ale kiedyś na pewno dopadnę cię – zawyrokowała Julia ze wzrokiem utkwionym w białą ścianę. Wpatrywała się w nią godzinami, gdy nie było go w pobliżu, czując się pusta jak niezapisana kartka papieru. Z całkowitego otępienia wyrywała ją chęć zemsty, powód dla którego do tej pory nie zwariowała.
- Trzask! – rozległ się odgłos zamykanych drzwi. Wzdrygnęła się, gdy lęk dał o sobie znać. Przez chwilę bezsilność toczyła walkę z wrogością. Wiele emocji grało w jej sercu, ale ona już dawno nauczyła się trzymać je w ryzach. Czując ciężki oddech za plecami gorączkowo myślała, w jaki sposób zabije go nim wydostanie się z piwnicy. Płynnie pociągnął ją do siebie, a następnie odgiął jej szyję do tyłu i zaczął całować napiętą skórę wokół piersi. Jej ciało z początku niezdolne do ruchu, teraz pokonywało bariery. Zdradzieckie ręce nerwowo przebiegały po kręgosłupie, zmierzając ku dołowi w poszukiwaniu ukrytych przedmiotów w kieszeniach spodni. – Nic, cholera! Znowu nic. – pomyślała zawiedziona. Błysk białych zębów ukazał jej szyderczy uśmiech.
- No dalej. Dotykaj, jesteś coraz śmielsza, dziecinko. – powiedział, lecz ona zastygła w bezruchu. Po chwili poczuła jak jego szorstka dłoń chwyta ją za nadgarstek prowadząc poniżej rozporka. Przez chwilę, gdy mocowała się z zamkiem napłynęły jej łzy do oczu. – Niech to szlag! – pomyślała i natychmiast przywołała na twarz zimną maskę, odpychając żal w najgłębsze zakamarki duszy. Tam gdzie czaił się strach.
Leżała na zimnej podłodze jak bezużyteczny przedmiot. Po lewej stronie stała drewniana ławka służąca jej za miejsce do spania, nie miała jednak chęci ani siły, by podnosić się z ziemi. Myślała o tym, kiedy to wszystko się zaczęło. Ile czasu minęło od jej porwania? Dwa, może trzy lata… zwinęła się w kłębek, gdyż świadomość upływu czasu do niej dotarła. Żyjąc w podziemiach nie miała pojęcia jaka jest pora roku! Myślała, że zaraz umrze, bo tak chciała, tak bardzo tego chciała… To nie było takie proste. Musiała zmierzyć się z rzeczywistością. Jej rodzice na pewno jej szukali, ale czy nie stracili nadziei po latach bezskutecznych poszukiwań. Spojrzała na dłoń. Wydała jej się pożółkła, pomarszczona jak u starej kobiety. W świetle żarówki zwisającej z sufitu Julia wyglądała na co najmniej 25 a nie na 17 lat. Przynajmniej wydawało jej się, że tyle powinna mieć, ale zagubiona we własnych myślach, samotna z dala od domu niczego nie była pewna. Nagle usiadła, by położyć kres rozmyślaniom. Spojrzała na białą ścianę i stała się nieobecna duchem.
Nie pamięta momentu, w którym położyła się na prowizoryczne łóżko i pogrążyła we śnie. Medytacja na nie wiele się zdała opóźniając jedynie w czasie nawrót wspomnień, które zagościły we śnie. Wracała ze szkoły, a dzień nie wyróżniał się niczym szczególnym, poza tym pogoda dopisywała. Widać było, że wiosna daje o sobie znać, zwłaszcza w parku, gdzie wśród zieleni odpoczywały rodzice z dziećmi. Dziewczyna wpadła na pomysł, że zamiast iść przez zaludniony park do domu, przejdzie się kawałek ulicą w stronę lasu. Topole, niewielkie miasteczko w którym mieszkała o tej porze tętniło życiem. W miarę oddalania się od rodzinnej miejscowości coraz intensywniej nasłuchiwała śpiewu ptaków w pobliskim lesie. Szła z przymrużonymi od słońca oczami wzdłuż ulicy niedaleko której znajdowała się leśna dróżka. Parę razy w ubiegłym roku skręcała w tamtą stronę. Widziała wtedy ludzi zbierających jeżyny czy poziomki
- Pippp! – usłyszała najpierw nim zobaczyła jak samochód zaparkował z piskiem opon tuż za jej plecami. Przerażona odwróciła się w momencie, gdy z auta wysiadał zbudowany, wysoki mężczyzna w średnim wieku. Zwróciła uwagę na jego oczy, były ciemne jak węgiel, nie wyrażające emocji, orli nos i zacięta linia warg wyrażały determinację. Ciemne, rzadkie włosy miał w nieładzie. Julia zbyt zaskoczona, by się poruszyć patrzyła jak potężny mężczyzna szybkim krokiem zmierza w jej kierunku. Nim się spostrzegła cienkie, długie palce zacisnęły się na jej ramieniu. Zaciągnął ją do samochodu, i choć najbardziej na świecie pragnęła być gdzie indziej, jej ciało było jak sparaliżowane. Poddało się bez walki. Jakaś cząstka umysłu nie mogła uwierzyć w to, co się stało i pozwalała jej nad sobą zapanować. Julia wzdrygnęła się we śnie, a gdy otworzyła oczy przez moment miała nadzieję, że to wszystko to był jednak sen, i że już po wszystkim. Okrutna ta chwila, która pozbawia nas złudzeń.
- Skrzyp! – poczuła ciarki na plecach. Gwałciciel stał przez chwilę w drzwiach. Patrzył na jej ciemne włosy okalające bladą twarz. Szczupłe ciało kobiety leżało na łóżku, oczy wpatrzone były w ścianę. Wciąż go pociągała, chociaż nie tak bardzo jak na początku, gdy dziko broniła się przed każdym stosunkiem. Czuł zadrapania na ciele, jej oczy porażały dzikim blaskiem. Podobało mu się to, że dziewczyna nie była łatwa. Za każdym razem gdy ją zdobywał odczuwał chorą satysfakcję. Nie spieszył się, rezultat gry był zawsze ten sam. Dziewczyna prawdopodobnie oswoiła się z jego dotykiem, może nawet sprawiał jej większą przyjemność niż przypuszczał. Przypomniał sobie ręce zbiegające w dół jego przyrodzenia. Uśmiechnął się na myśl, że ta kobieta może świadomie sprawić mu przyjemność, a w jego głowie zaświtały obrazy wyuzdanego seksu jaki mogli dać sobie przy obopólnym zaangażowaniu.
Julia westchnęła cichutko na myśl o tym, co znowu ją spotka, po czym niechętnie skierowała wzrok w stronę mężczyzny. Zauważyła, że na jego twarzy wykwitł obleśny uśmiech i mimowolnie się wzdrygnęła. Zrobił dwa szybkie kroki i był już przy niej, siedział na skraju łóżka gładząc pośladki dziewczyny, by za chwilę wsunąć głębiej rękę.
- Jak moja myszka dziś spała? – spytał chrapliwym głosem.
- A gówno ci do tego – pomyślała, ale powiedziała – W porządku.
- To dobrze – odparł, po czym ściągnął jej majtki. Zamknęła oczy, pragnąc umrzeć z upokorzenia. Szybko wzięła się w garść i położyła mu rękę na pośladku.
- Co to? – pomyślała. Coś wypukłego leżało w kieszeni. Cokolwiek to było musiała zaryzykować, bo mogło się przydać w ucieczce. W momencie, gdy zacisnął dłoń na jej piersi, Julia jęknęła z udawanej rokoszy. Gra była warta tej roli. Powoli włożyła mały palec, potem drugi delikatnie ujmując niewielki scyzoryk. Oniemiała z wrażenia, gdy poczuła dotyk metalu. To była szansa na którą czekała. Nie będzie zwlekała z ucieczką do domu. Zabije skurczybyka, nim zorientuje się, że brakuje scyzoryka. Dawny blask w oczach wrócił, ogromna siła niczym prąd przeszyła ciało. Zemsta była tuż, tuż. Wzięła głęboki oddech, po czym zacisnęła dłoń na rękojeści. Zamachnęła się, a ostrze wbiło się w krtań. Mężczyzna raptownie złapał się za szyję i odskoczył na bok, nim zdążyła zadać kolejny cios. Zwrócił się w kierunku drzwi i zamknął je na klucz.
Zamarła. Przerażona skuliła się w kącie piwnicy obok połamanego stolika. Płakała, gdyż sytuacja wymknęła się spod kontroli. Po upływie paru minut, które zdawały się nie mieć końca zboczeniec gwałtownie otworzył drzwi ciężko dysząc, jedną dłoń przyciśniętą miał do szyi, z której sączyła się krew, w drugiej trzymał metalowy pręt. Serce Julii podskoczyło do gardła. Myślała, że gorzej już być nie mogło. Ścisnęła rękoma kolana, zamknęła oczy i wyszeptała: - O Boże… - niemal równolegle z tymi słowami padły uderzenia. Pierwszy cios w głowę powalił ją na ziemię. Jęknęła. Drugi i trzeci łamał jej żebra. Napastnik uderzał raz za razem w dzikiej furii. Bił, żeby zadać śmierć. Po chwili przewrócił ją kopniakiem na plecy i tłukł po kręgosłupie metalowym prętem. Dziewczyna błagała Boga o śmierć. Pragnęła, by jej męki się skończyły. - Trzask! – kolejny cios w głowę i zalał ją mrok. Nie było już nic, ani bólu, ani nadziei.
Wielki, tępy ból szarpał całe ciało. Pragnęła wrócić do nicości, rozpłynąć się w powietrzu. Zamknęła oczy. Próbowała przypomnieć sobie co się stało, a gdy obrazy w głowie zaczęły powracać przerażona zapragnęła uciekać. Próbowała poruszyć ręką, ale nawet nie drgnęła, to samo z nogą. Leżała na mokrej ziemi, niezdolna krzyczeć. Jej koszmar dopiero się zaczął. Przez chwilę wolała wrócić do swojej skromnej celi niż być sparaliżowana, gdy jednak przypomniała sobie co jej zrobił zapragnęła zemsty. – Wolę już śmierć niż żyć z tobą – myślała – póki jednak żyję bądź przeklęty.
- Co robicie?! – krzyczała w myślach Julia. Jej bezwładne ciało wnosiło kilku mężczyzn na noszach do karetki. Niewiele widziała, ale obraz był w ruchu, a w pobliżu błyskało czerwone światło. Niewyraźne sylwetki nachylały się nad nią. – Nie chcę żyć! Zostawcie mnie. – błagały jej oczy. Drzwi się zamknęły, a światło zniknęło z zasięgu wzroku, za to dały się słyszeć dźwięki karetki. Nagle opanował ją dziwny spokój, nie wiedziała, czy dali jej zastrzyk… nic nie czuła, nie mogła wiedzieć. Nie miała pojęcia, co się z nią stanie, ale wolała o tym nie myśleć. Zbyt wiele przeszła, by zastanawiać się teraz nad tym. Oczy dziewczyny zakryła niewidzialna ściana, a pod nią tkwiła obojętność.
Wnieśli ją do szpitala. Tam zapadła w błogą nieświadomość. Miała sen o rodzicach. Śniła, że jest w domu. Jedzą pyszny obiad, rozmawiają trzymając się za ręce. Idą do kościoła, gdzie po drodze spotykają znajomych. Gdy są na miejscu panuje błoga radość i spokój. Julia czuje wdzięczność do Boga, że przywrócił ją do normalnego życia. Tak słodko i prosto, że w pewnym momencie zauważyła, że śni i ten sen się urwał… by mogła usłyszeć głos matki.
- Mamo! – chciała wykrzyknąć , ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Matka pochylała się nad córką i cały czas szlochając szeptała: - Julio, moja córeczko… wróć do nas…
Dziewczyna zapragnęła powiedzieć: - Mamo, jestem tu, albo przynajmniej wziąć ją za rękę. Wiedziała jednak, że to niemożliwe i ogarnął ją ogromny smutek. Kobieta płakała już długo, gdy zza drzwi wychylił się ojciec. Twarz miał pomarszczoną, włosy przerzedzone. – O mój Boże, to nie może być mój ojciec – pomyślała Julia. Człowiek, który stał przed nią wyglądał dużo starzej niż go zapamiętała. Podszedł do matki i objął ją czule ramieniem. Patrząc na nich ściskało się serce i wtedy wzrok znowu zaszedł mgłą, jakby Bóg zlitował się, by nie musiała patrzeć na zrozpaczonych rodziców.
- Żebyś tak jeszcze zabrał mnie do siebie… – żarliwie modliła się zapatrzona w rozmazane kształty. – Dla ich dobra i… mojego, Panie.
Następny dzień w życiu Julii nie nadszedł.
ratings: very good / very good
ratings: good / very good
ratings: good / good
ratings: perfect / excellent
W latach 70-tych ub.w. w "Głosie Wybrzeża" w odcinkach drukowali podobną co do głównego wątku prozę. Powieść nosiła tytuł "Kolekcjoner". Zapomniałam nazwisko autora