Go to commentsMariolka
Text 1 of 1 from volume: Przyjaciele
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2012-12-16
Linguistic correctness
Text quality
Views2343

Mariolka


Wreszcie udało nam się spotkać. Po długim i żmudnym uzgadnianiu terminów, żeby wszystkim pasowało. Dzwonię domofonem nigdy nie mając pewności czy wybieram właściwy numer. Pod 56 mieszka Jacek. Pod 65 jego antypatyczna sąsiadka. W pewnym okresie chyba zbyt dużo ludzi zbyt często się myliło... Ale to stare dzieje. Dzwonimy do drzwi. Słychać jazgot. To championka Róża – wielka miłość Jacka. Jacek otwiera drzwi, zarzuca długimi włosami i bierze na ręce swoją rozszczekaną pupilkę. Witamy się.

- No, cześć. – woła do nas. - Myśleliśmy, że już nie przyjdziecie.

- Dlaczego? – Zastanawiam się głośno. Nie jesteśmy wcale spóźnieni…

- Rozbierajcie się szybciej bo nie mam siły jej tak trzymać. Nie chcę żeby na was skoczyła. Ponoszę ją chwilę to jej przejdzie. Rózia co tak szczekasz głuptasie, przywitaj się! –  zgięty w pół Jacek schował twarz w futrze pupilki.

Od kilku miesięcy jest w domu druga suka, jeszcze szczeniak. Też collie krótkowłosy. Dlaczego właśnie ta rasa? Nigdy nie zgadnę, zwłaszcza, że Jacek mówił mi kiedyś, że uwielbia nowofundlandy. Przywiozłam mu nawet nalepkę z nowofundlandem z zagranicy. Złośliwi mówią, to znaczy Kaśka i Wojtek mówią, że wybrał tę rasę dlatego, żeby była mniejsza konkurencja na wystawach. Takich piesków jest ponoć w Polsce tylko kilka sztuk. W każdym razie teraz w jego sercu króluje Rózia. Nie trzeba być szczególnie mądrym, żeby zobaczyć jak na nią patrzy. Złośliwi mówią również, że Mariolka musi być o Różę potwornie zazdrosna. Pamiętam, jak kilka lat temu Kaśka, która jest przyjaciółką Jacka jeszcze z ławy szkolnej, zadzwoniła do mnie i nie wiedzieć czemu zapytała konspiracyjnym szeptem:

- Widziałaś już Mariolkę?

- Kto to? Jaką Mariolkę? – prawdę mówiąc w ogóle nie wiedziałam o co chodzi.

- No nie słyszałaś? Jacek ma przyprowadzić jakąś Mariolkę na wystawę minerałów! Nie wiesz, to znaczy, że nikt jej jeszcze nie widział.

- Co to za jedna? – ożywiłam się. Jacek zawsze sam, wciąż bez dam… a teraz raptem jakaś Mariolka!

- Pracują razem w Instytucie. Nic nie wiem ale na pewno się wybieramy na tą wystawę.

I tak kilka lat temu poznaliśmy Mariolkę. Mariolkę, która mimo małych burz i wielkich sztormów wiernie dotrzymuje Jackowi towarzystwa. Zawsze potargana, zawsze w tych samych dżinsach i rozciągniętym swetrze z owczej wełny. Zawsze to znaczy nawet na galowych imprezach. Wiosna, lato, jesień, zima… nie sposób z kimkolwiek pomylić Mariolkę. Jest to jednak ciekawa postać - trzeba jej oddać sprawiedliwość. Doktorat z ekologii, malarka po ASP, jeździ konno, od pewnego czasu sędziuje ulubioną rasę Jacka, działa w Związku Kynologicznym, zbiera ołówki, nalepki, serwetki, opakowania po czekoladach i w sezonie zakłada obrączki ptakom. Złośliwi twierdzą, że odreagowuje bo Jacek za nic w świecie nie da sobie założyć obrączki.

- To jest właśnie Michał. – próbuję dokonać prezentacji i w tym samym czasie  na ręce gramoli mi się mniejsza pociecha Jacka. Również „kolak” o równie małych oczach, jak mówi Kaśka, co starsza przybrana siostra. Wojtek natomiast rzadko coś mówi.

- My się już znamy. Cześć! - Kaśka wyciąga rękę a zaraz po niej Wojtek.

- Cześć, jestem Mariolka. – prezentuje się Mariolka.

Wychyla się zza wielkiej salaterki i olbrzymiej butelki z colą. Zmieniła się. Ma niezwykle nowoczesną fryzurę. Złośliwi powiedzą potem, że chyba bardzo chce się odmłodzić. Pamiętam jak rok temu spotkaliśmy się w tłusty czwartek. Podjęła wtedy decyzję, że zrobi sobie dredy. Wiadomo… artystka musi czasem zrobić coś oryginalnego. To było mocne postanowienie, ale efekty widzę dziś pierwszy raz i prawdę mówiąc nie mogę oderwać od niej oczu. Nie są to imponujące dredy. Jacek jej skręca i wałkuje włosy… (ach podstępna!) bo Mariolka twierdzi, że mieszanie w to fryzjera, a zwłaszcza dodawanie do dredów kawałków wełny to nie jest podejście sportowe.

- Częstujcie się. – woła z głębi mieszkania Jacek. – Zaraz wam coś pokażę.

- Przynieś Sznurówkę! – woła Mariolka. – Niech zobaczą jaka już duża.

Za chwilę z sypialni wyłania się Jacek z wielką tacą pełną małych i dużych pudełeczek oraz plastikowych pojemników. Od szyi do łokcia wzdłuż ramienia wije się Sznurówka. Jest grubości palca i pięknie ubarwiona.

- Ooo!

- Jaka piękna!

- Jaka już duża!

- Prawda? Urosła bardzo! – wszyscy kiwamy głowami i uśmiechamy się.

- Na pewno chcecie ją pogłaskać? –zdejmuje gada z szyi.

Wszystkie dziewczyny wyciągają ręce. Panowie kurczą się nieznacznie. Wężyka łapie najpierw Kaśka i wolno przeciąga dłonią wzdłuż całego ciała. Właściciel patrzy z aprobatą.

- Widzisz Sznurówka, ale ci się trafiło! Taki masaż... – Mariolka podlizuje się Jackowi.

Kaśka próbuje przekazać pupila mężowi ale on kurczy się jeszcze bardziej.

- Nie chcę dotykać obślizgłego węża. Brr. – wzdryga się. – Nie myśl, że potem będziesz mnie dotykać tą samą ręką.

- Węże nie są obślizgłe. – odpowiada i wciąż próbuje go wcisnąć Wojtkowi. – No masz…

- Ja nie muszę, nie jestem biologiem. – za to Wojtek wciska się głębiej w wersalkę.

- Są zimne ale nie obślizgłe. Nie trzeba być biologiem, żeby to wiedzieć. – ucina Kaśka. – Kto jeszcze chce potrzymać węża? Takiego malutkiego węża?

– poprawia się widząc miny niektórych z nas.

- No, nie… i szczerze mówiąc ja nie bardzo mam na to ochotę. – Michał chowa ręce za siebie. Sznurówka jest do wzięcia. Tylko na to czekam.

Gospodarz  tymczasem wyciąga z pudełeczek różne na wpół żywe pająki. Przynajmniej tak się wydaje ale on twierdzi, że są w świetnej kondycji.

- O! ten żyje w szczelinach w korze. Dłubie sobie norki w spróchniałym drewnie. – Mariolka dokonuje prezentacji. – Pająk nieruchomo leży w pudełku. Pokaż teraz co przywieźliśmy z Wrocławia.

- Nie obawiasz się, że ci się to porozłazi po mieszkaniu? – odzywa się Wojtek i znów się wzdryga.

- Co ty mówisz, zobacz,  to się prawie nie rusza. On w ogóle jeszcze żyje?

– Kaśka uśmiecha się szyderczo.

- Ty męczysz zwierzęta! – mówię

-  Niee... - Jacek wygrzebuje ze sterty pudełko po zapałkach i wolno otwiera. Mariolka stoi już nad nim i wyciąga rękę.

- Uwaga, ostrożnie Jacek. Daj go mnie… Patrzcie wszyscy bo to bardzo rzadki okaz! – nad wyraz ostrożnie ujęła skarb.  Za chwilę naszym oczom ukazał się maleńki czarny pajączek. Jacek jest w siódmym niebie. Mariolka chyba w ósmym.

- Kto chciałby mieć takiego kosmatego przyjaciela? – pyta Kaśka.

- Chyba nie bardzo. A trudno to się hoduje? - Michał trochę onieśmielony wreszcie włącza się do rozmowy.

- No widzisz. Siedzi w pudełku od zapałek. – Kaśka drapie za uchem Różę, która od kilku minut walczy o to, żeby znaleźć się znowu w centrum uwagi.

Róża leży teraz przed Jackiem brzuchem do góry. Oparła pysk o jego stopę.

- No co Różyczko, moja kochana. No co, no co… - ląduje obok niej na dywanie i już za chwilę wwierca się nosem w brzuch pupilki. Róża wierzga łapami. – No co, no co… nie dasz nam pooglądać pajączków, nie, nie, nie…

- Jacek robi nosem dziurę w brzuchu Róży. – No dobrze już maleńka, pokażę wam coś jeszcze.

Jacek wstał z podłogi wyciągnął największy skarb. W niedużym plastikowym pojemniku z podziurawioną przykrywką na stół wyjechała modliszka.

Podawaliśmy ją sobie z rąk do rąk. To znaczy tylko my, dziewczyny. Siedziała mi na palcu jak królowa na tronie i wdzięcznie kręciła głową.

- Jak się rozgląda. Jakie ma rozumne spojrzenie. – Mariolka znów podlizywała się Jackowi.

- No, a Róża, myślę,  ma coś z wilka. – odważył się wreszcie odezwać Michał. - Oczywiście psy cechuje niesłychany polimorfizm. Właściwie to bardzo trudno dziś powiedzieć jak wyglądał pierwszy pies. Przez tysiące lat proporcje psowatych stawały się podobne do wilczych ale przecież jest to wciąż ta sama pula genowa. – czekał chyba cały wieczór, żeby zrobić nam wykład o pochodzeniu psa.

Mariolka o tworzyła oczy chyba najszerzej w swoim życiu. Uśmiechnęłyśmy się z Kaśką porozumiewawczo.

- … więc trudno uznać możliwość krzyżowania się tych gatunków w tak krótkim okresie. Nie znamy przecież zresztą kopalnych form pośrednich… - Michał nie biolog nie spodziewał się nawet jakie na biologach zrobił wrażenie. Mariolka nie odezwała się już do końca wieczoru. Jacek próbował włączyć się do dyskusji ale, na szczęście dla niego, psy zaczęły upominać się o spacer.

- To my już lecimy. – poderwała się Kaśka

- My też. – wstałam i wszyscy jednocześnie ruszyliśmy w stronę przedpokoju.

- Musimy się umówić. Będzie wystawa psów w Warszawie pod koniec marca. Pierwszy raz wystawiam małą. Dam wam znać. – obiecał Jacek. – No jakoś się zdzwonimy.

Będziemy się zatem znowu zdzwaniać. Skoro inaczej nie można…



  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Spotkania po latach z dawnymi przyjaciółmi i nieznaną Mariolką (patrz nagłówek) - to przede wszystkim konkurs pt. nasze życiowe sukcesy i autopromocja. Jeśli tego NIE MA, jako hit wieczoru pozostaje prezentacja świata kolekcji:

- damy brylują dziarami, dredami albo makijażem od Versace;
- panowie chowają się za drinkiem;
- owady i pająki zamierają po kątach.

Proza z podtekstami. Brawo, Ty!
© 2010-2016 by Creative Media