Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2012-12-22 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2179 |
Młodość ma swoje prawa. Pozwala się wyszumieć, nie myśleć o konsekwencjach działań. Czas na przemyślenia przychodzi, gdy jest za późno, by cokolwiek zmienić. Gdy Anna spotkała Jana, przystojnego, wysokiego bruneta o piwnych oczach zakochała się w nim bez pamięci. Nie obyło się to bez szkody dla jej przyjaźni. Zanim ją oczarował była osobą towarzyską, wręcz rozrywkową. Lubiła co sobotnie wypady na tańce z rówieśniczkami. Te okazje były formą zabawy, a równocześnie sposobem rozładowania napięć. Cieszyło ją to, że przykuwała uwagę mężczyzn na parkiecie. Podziwiano nie tylko urodę, ale lekkość z jaką się poruszała. Nie pamięta z iloma partnerami tańczyła, zanim Jan poprosił ją do tańca. Uśmiechnął się nonszalancko, objął ją w pasie, i wnet poczuła się jak na fali, w rytmie romantycznej muzyki. Migały kolorowe światełka, ludzie tłoczyli się wkoło, lecz muzyka na chwilę umilkła. To był moment, w którym ich oczy się spotkały, by zapoczątkować uczucie, a tym samym zamknąć drzwi do realnego świata. Tamtego wieczoru Anna przyszła na imprezę z koleżankami, a wróciła nad ranem z kolegą.
W poniedziałek rano dziewczyny tłoczyły się przed klasą. W ostatniej chwili Anna wbiegła do klasy, by zamknąć pochód. Gdy tylko zajęły miejsca, Monika siedząca z boku złapała ją za długi warkocz i zapytała:
- Co ty taka rumiana? Stało się coś?
- No co ty – odrzekła, ale bystra dziewczyna dostrzegła błysk w błękitnych oczach koleżanki. Mimo to, postanowiła nie kontynuować tematu.
Anna, co chwilę zerkając na zegarek, spoglądała w okno. Miała stamtąd dobry widok na stare, krakowskie kamienice. Lekcja dobiegała końca. Nie mogła doczekać się spotkania z Januszem i przypominała sobie piosenki, które przetańczyli, a także słowa jakimi nakarmił ją na pożegnanie nazywając swoim skarbem. Pozwoliła mu się przytulić, potem gładził ją po włosach.
- Są takie delikatne w dotyku – pochwalił, a ona uchwyciła kosmyk kasztanowych włosów i zarzuciła mu za ucho, śmiejąc się przy tym z wdziękiem.
- Anka – głos Moniki wyrwał ją z transu, spojrzała na jej pulchne palce z poobgryzanymi paznokciami i skrzywiła się– Czego tam wypatrujesz za oknem?
- Odczep się – odparowała wściekła, że wyrwano ją z rozmyślań.
- Nie złość się. Co cię ugryzło? – zapytała, ale nie uzyskawszy odpowiedzi zamilkła, tym razem do końca zajęć.
Wreszcie. Powiew powietrza podziałał jak bryza. Uśmiechnęła się na widok Janka czekającego przed szkołą. W pierwszym odruchu chciała paść mu w ramiona, ale prędko się powstrzymała, karcąc się w duchu, że powinna postępować racjonalnie, zwłaszcza teraz, gdy dopiero poznała czym jest miłość od pierwszego wejrzenia.
- Cześć – rzucił na powitanie, przeczesał czuprynę na bok i uśmiechnął się. Nim zdążyła odpowiedzieć, ujął jej podbródek w palce, pochylił się i pocałował czule w usta. Zawirował świat, nim zdążyła wydusić słowo. W błękitnych oczach dostrzegł uwielbienie. Gdy objął ją ramieniem, głowę miała na wysokości jego piersi. Wtuleni w siebie szli wzdłuż drogi prowadzącej ze szkoły do parku, mijając wielu przechodniów. Mimo nieco krępującego milczenia, wyglądali jak para zakochanych. Jan w pewnym momencie strzepnął liść z jej ramienia.
- Spójrz, mamy prawdziwą jesień – stwierdził.
Przytaknęła mu, przyglądając się grze kolorowych liści wirujących na wietrze. Znaleźli ławkę w cieniu rozłożystego drzewa. Siadając przyciągnął ją do siebie w taki sposób, by usiadła mu na kolanach. Mimo, że bardzo tego chciała, ten gest wydawał się jej pospieszny. Nim zdążyła zaprotestować, uległa pod naporem jego ciała , by chwilę potem oddać się namiętnym pocałunkom. Drobna postać zdawała się niknąć w potężnych ramionach.
- Jakaś ty piękna – powiedział, i choć nie raz to słyszała, dopiero przy nim taka się czuła. Wierzyła we wszystko, co jej mówił. Także w to, że spotkają się jutro uwierzyła. Nie sądziła wszakże, że spotkanie którego wyczekiwała z niecierpliwością, okaże się odległe od jej wyobrażeń. Po tym jak odprowadził ją wczorajszego dnia do domu, nazajutrz oczekiwała raczej romantycznej kolacji w przytulnym lokalu, niż przejażdżki motorem na którą się zanosiło. Nie mogąc ukryć zdziwienia, stała przed szkołą obserwując ukochanego wołającego w jej stronę:
- Wsiadaj, Aniu!
W pewnym momencie ocknęła się i pobiegła do niego, zostawiwszy w tyle budynek szkolny. Ledwo zdążyła wsiąść na pojazd, gdy nagle ruszyli. Przyspieszył, gdy wjechali na ruchliwą ulicę. Obrazy migały przed oczyma. Na każdym zakręcie bała się, że motor wywróci się i uwięzi ich pod swoim ciężarem. Na prostej drodze było nieprzyjemnie, miała wrażenie, że wiatr urwie jej głowę. Raptem skręcili w boczną, piaszczystą dróżkę. Jechali szybko, ślizgając się na piasku, tym samym wzburzając tumany kurzu. Bała się tak bardzo, że próbowała wymodlić bezpieczną podróż. Niestety, najtrudniejszy kawałek był dopiero przed nimi. Gdy droga zrobiła się stroma, zjechali ze wzgórza u stóp którego majaczyła tafla jeziora. Podrygując po wyboistej trasie, szczęśliwie dotarli.
- Uff – wydała z siebie lekkie westchnienie.
- I jak? –zapytał zawadiacko się uśmiechając.
- W porządku – odparła wbrew sobie., powoli zsiadając na trzęsących się nogach.
- Lubię to miejsce – powiedział wskazując na teren wokół jeziora. – Możemy tutaj chwilę posiedzieć.
Wybrali miejsce wśród pożółkłej trawy. Usiedli na miękkiej ziemi. Położył głowę na jej kolanach i rzekł:
- Kiedyś, gdy jechałem z koleżanką, kazała mi się zatrzymać w połowie trasy. Później nawrzeszczała na mnie, że jechałem za szybko i bała się wsiąść z powrotem. Ty jesteś inna. Super, że cię poznałem.
Te słowa sprawiły, że Ania od razu poczuła się lepiej, zapominała też o dyskomforcie jaki niedawno czuła. Postanowiła nie przyznawać się do prawdziwych odczuć, żeby nie zniechęcić Janka do siebie. Uwieńczyli odpoczynek pocałunkiem, po czym ruszyli w powrotną drogę.
Po przybyciu do domu, natknęła się na ojca oczekującego jej w salonie.
- Gdzie byłaś tak długo? –spytał surowym głosem.
Zerknęła na wiszący zegar z kukułką. Wybijał wpół do siódmej.
- Spodziewaliśmy się ciebie po zajęciach –wtrąciła matka.
- Ojej, zapomniałam powiedzieć, że koleżanka mnie zaprosiła – odparła bez zastanowienia. Nie rozumiała czemu skłamała. W końcu była na tyle dorosła, by umawiać się z chłopakami i rodzice może nie mieliby nic przeciwko, chociaż z tatą to nie wiadomo. Żaden z nich nie ograniczał jej swobody, i wszystko układałoby się dobrze, gdyby ojciec czasami nie wpadał w szał. Potrafił zrobić scenę z byle powodu, tłukąc przy tym masę rozmaitych rzeczy w pobliżu. Raz połamał jej rower czymś w rodzaju młotka, gdy zobaczył, że przekłuła sobie uszy. Innym razem, gdy zrobiła tatuaż na plecach w kształcie węża nic nie powiedział. Wpadał w gniew tylko wtedy, kiedy mu pasowało. Czasami po prostu od rana wszystkich się czepiał, a jego potężna sylwetka sprawiała, że domownicy woleli schodzić mu z drogi. Tym razem jej się upiekło, bo rodzice nie zadawali więcej pytań. Matka zabrała się do przygotowywania kolacji. Była kobietą drobnej budowy, cichą i uległą, za to bardzo energiczną. Lubiła krzątać się po domu od rana do późnego wieczora.
Ania kolację zjadła szybko, by za chwilę czmychnąć do pokoju na górze, który był jej azylem. Błękit - ulubiony kolor, widniał na ścianach przyozdobionych obrazami przedstawiającymi morze. Ania rozmarzyła się wspominając Janka. Wyobrażała sobie moment, w którym leżą nadzy w łóżku, kochają się w blasku lampy na satynowej pościeli. W tle słychać muzykę, jej ulubioną. Włączyła płytę Andre Rieu i zasnęła.
Zadzwonił budzik, więc niechętnie wstała, przypominając sobie, że nie zdążyła odrobić pracy na zajęcia. W takich chwilach mówiła do siebie, że weźmie się do nauki nie prędzej niż za rok, gdy znajdzie się w klasie maturalnej. Zrobiła makijaż oraz nałożyła wzorzystą bluzkę i obcisłe dżinsy. Znalazł ją mniej więcej w połowie trasy do szkoły. Wahał się przez chwilę, lecz w końcu podszedł.
- Cześć, mała! – rzucił w jej kierunku.
- Janek… - odpowiedziała oniemiała. – Co ty tu robisz?
- Wyszedłem na spacer. Nie miałem pojęcia, że cię tutaj spotkam – skłamał.
- Przeznaczenie? – zażartowała. W tejże chwili uświadomiła sobie, że prawie nic o nim nie wie.
- Mieszkasz tu niedaleko? –spytała.
- Tak. Chodź, odprowadzę cię kawałek. Przygotowana do zajęć? – zapytał, próbując odwrócić temat rozmowy od siebie.
Uśmiechnęła się lekko, a on objął ją ramieniem, sprawiając, że znowu zapomniała o całym świecie. Umówili się po lekcjach.
Siedziała podpierając brodę, gdy poczuła łokieć Moniki.
- Co taka rozmarzona? –zapytała.
Ania zmierzyła ją groźnym spojrzeniem:
- Nie twoja sprawa – odparła.
- Rozumiem, jak masz chłopaka, to koleżanka nieważna – wypaliła Monika.
- Phi! – Prychnęła Ania.
- Ciekawe, od kiedy Monika jest koleżanką. Kiedyś ją lubiłam, ale odkąd ta harpia zaciągnęła mojego byłego do łóżka, wykreśliłam ją z listy zaufanych mi osób. Wścibski babsztyl – myślała ze wzrokiem utkwionym w szybę.
W czasie długiej przerwy podeszła Kaśka. Ruda, chuda jak patyk, sympatyczna dziewczyna z którą lubiła spędzać wolny czas.
- Idziemy na dyskotekę jutro? – zapytała z uśmiechem.
- Nie wiem, to będzie zależeć od Janka – odparła.
- Weź go ze sobą – zaproponowała Kaśka.
- No nie wiem – oponowała Ania.
- Jakaś ty w niego zapatrzona – żachnęła się Marta, przysłuchująca się rozmowie z boku.
- Zazdrościsz mi, że mam fajnego faceta – odbiła piłeczkę, po czym odeszła, gdy tamta zastanawiała się nad ciętą ripostą. Nie chciała zepsuć sobie humoru przed randką. Zależało jej na tym, żeby Jan widział ją beztroską, pełną życia. Wszakże egzystowała od spotkania do spotkania z nim.
Po zakończonych lekcjach wyszła z budynku, by przywitać ukochanego, lecz nigdzie go nie dostrzegła. Dopiero po chwili, zauważyła mężczyznę wychodzącego z zaparkowanego przed szkołą auta. Ku jej radości był to Jan.
- Janek! – wykrzyknęła, a potem szybkim krokiem ruszyła w jego stronę.
- Hej śliczna! – zawołał.
Pocałował ją na powitanie. Czuła zawistne spojrzenia koleżanek, które przyglądały się scenie. Kątem oka zauważyła jak Monika mówi coś do Marty, a tamta złośliwie się śmieje.
- Chodźmy stąd – zaproponowała.
- Co jest? – zapytał.
- Przejedźmy się autem. A tak w ogóle skąd masz samochód? – spytała zaciekawiona.
- Nieważne – odparł szybko. – Wstydzisz się mnie przed koleżankami?
Spojrzała na niego zdziwiona, że przyszło mu to do głowy. Piękny, umięśniony, z gęstymi włosami był uosobieniem bóstwa, i jak domniemała inne dziewczyny też o nim marzyły.
- No co ty – powiedziała, i zaśmiała się z jego pomysłu.
Zmarszczył brwi, cień zakrył jego oczy, jednakże opanował gniew i nakazał jej wsiadać do wozu. Z lekka przestraszona tą nagłą zmianą nastroju, posłusznie zrobiła co kazał. W aucie zrobiło się dziwnie cicho. Dopiero po kwadransie zapytała:
- Dokąd pojedziemy?
Nie odpowiedział. Niepokój dziewczyny wzrósł, gdy opuszczali miasto. Po upływie pół godziny, zatrzymali się na skraju lasu.
- Chodźmy – rzekł stanowczo.
Anna nie była pewna czy chce z nim gdziekolwiek iść. Niewiele o nim wiedziała. Jeszcze nie dawno nie przeszkadzało jej to, ale w końcu ogarnęło ją dziwne przeczucie.
- Może zostańmy w samochodzie – zaproponowała.
- Anka, nie wygłupiaj się. Chodź! – rozkazał. Zdziwił ją gwałtowny ton głosu.
Wysiadła posłusznie, nie chcąc bardziej go zdenerwować. Miała nadzieję, że jeśli zrobi co jej każe, będą mogli spokojnie porozmawiać w zaciszu lasu i dowie się, co go tak bardzo zdenerwowało. W momencie, gdy pociągnął ją za ramię chciała krzyczeć, ale wciąż nie mogła uwierzyć, że jej wymarzony ukochany mógłby okazać się kimś niebezpiecznym. Czar prysnął i nie pozostało nic ze złudzeń, gdy przeszli kilkadziesiąt metrów, by spojrzeć sobie w oczy. Utkwił w niej lodowate spojrzenie. Strach w jej oczach odbił się wyrazem niesmaku na jego ustach.
- Co ci się stało? –spytała.
- Chciałem cię tylko trochę przestraszyć. Rozumiesz? – zapytał, a po chwili roześmiał się na głos. Przeraził ją ten śmiech. Poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana.
- Chodź tu do mnie. No już. Wszystko w porządku. – znowu mówił łagodnym głosem.
Przyciągnął ją do siebie, a po chwili pocałował delikatnie w usta. Przez sekundę była gotowa zapomnieć o incydencie, by oddać się pożądaniu, jednakże nie tak wyobrażała sobie swój pierwszy raz. Tymczasem on był coraz bardziej natarczywy. Błądził po ciele dziewczyny odpinając stanik. Drugą ręką wodził w dół pleców, nie odrywając przy tym ust od jej karku. Działo się to za szybko. Ania odepchnęła go z lekka, lecz on nie zareagował. W końcu się odezwała:
- Janku! Dosyć! – zażądała.
Oderwał się od niej gwałtownie, obrzucił zaskoczonym spojrzeniem, i po chwili spytał:
- Coś ty powiedziała?!
Zadrżała, gdyż ton jego głosu niósł w sobie groźbę.
- Po prostu nie jestem jeszcze gotowa… - tłumaczyła się ze wzrokiem utkwionym w kępkę trawy przy swoim bucie. Wnet poczuła piekący ból w okolicy policzka. Przyłożywszy do niego dłoń nie uchyliła się przed kolejnym uderzeniem i fala ciepła przeszyła drugą część twarzy.
- Boże… - wyszeptała przerażona.
Gdy dosięgnął pięścią brzucha, zgięła się wpół. Nim zdążyła zaczerpnąć haust powietrza, powalił ją kopniakiem w twarz. Poczuła słodki smak krwi. Leżała przez kilka sekund bez ruchu, modląc się, by odszedł. Zapragnęła wtopić się w ziemię, by nie mógł jej skrzywdzić. Nagle poczuła tak mocne ukłucie z boku ciała, że aż jęknęła z bólu. Raz po raz kaleczył ją ostrym narzędziem. Rozrywając tkanki, uszkadzał narządy. Dziewczyna wyła niczym ranne zwierzę, jednocześnie uderzając rękoma na oślep. Walczyła o oddech, co chwila krztusząc się krwią, dopóki nie straciła przytomności. Z każdą zadaną raną rosła ekscytacja mężczyzny. Długo jeszcze zadawał kłucia, nim zorientował się, że dziewczyna nie daje znaków życia. Splunął na zakrwawione zwłoki w ostatecznym geście pogardy. Pomyślał, że zrobił to, bo mu się sprzeciwiła. Gdyby zgodziła się z nim się kochać, do niczego więcej by nie doszło, jednakże mógł zmusić ją, by mu uległa. Wahał się przez parę sekund, mimowolnie sięgając po nóż z tylnej kieszeni. Nie planował tego, dopiero w przypływie pożądania zrozumiał, że podświadomie dążył do tak potwornego aktu przemocy. Przypomniał sobie rozmowę, którą niegdyś przeprowadził z kolegą.
- Myślałeś o tym, żeby kogoś zabić? – zapytał.
- Nie raz – odparł tamten.
- Zróbmy to. Przekonajmy się, jak to jest – zaproponował mu wtedy Janek z uśmiechem na twarzy.
Tamtej nocy zabili psa. Zadźgali go nożem i poćwiartowali jego zwłoki na kawałki, które następnie wyrzucili do śmietnika. Mieli niezły ubaw. Gdy kumpel wyjechał z miasta, Janusz musiał sam uporać się z mrocznymi fantazjami.
Wziął kilka głębokich oddechów, by poukładać myśli. Był tak podekscytowany, że z trudem mu to przychodziło. Do tej chwili działał jak w amoku i zaczął żałować, że nie zaplanował zbrodni.
- Nie jest łatwo zatuszować ślady morderstwa. Następnym razem lepiej się przygotuję – pomyślał. Z zapałem przeciągnął zwłoki pod konary drzewa. Zebrał sporo gałęzi oraz mchu, w celu przykrycia nimi ciała. Potem pobiegł, co sił w nogach. Zdawał sobie sprawę, że widziano go z Anną. Mógł być podejrzewany o jej zniknięcie. – Muszę uciec z kraju – zadecydował.
Być może go odnaleziono, a może nie, lecz nie o tym jest to opowiadanie. Świat pełen jest szaleńców. My nie zawsze potrafimy ich rozpoznać. Dlatego nie dajmy się omamić, nie wsiadajmy do auta z pseudo przyjacielem bez towarzystwa osób trzecich. Anna nigdy nie skończy szkoły, nie wyjdzie za mąż i nie spotka ją żadna przygoda. Popełniła błąd, który kosztował ją życie. Niech jej historia będzie dla nas przestrogą. Pamiętajcie, seryjni mordercy grasują na świecie.
ratings: very good / excellent
A Pani byłaby olimpiadą,
to zmieniłbym obywatelstwo
żeby nie zbojkotować
Swoją drogą -
Czytała Pani "Rok 1984?"
Jaki wniosek można wyciągnąć z lektury tej książki?
Czy jest w niej coś krzepiącego?
Wiem, że moje rozpisywanie się czyni ten komentarz zupełnie niemerytorycznym, przepraszam.
Winston Smith postanowił zaprzeczyć wszystkiemu w co wierzył, diametralnie podwyższając standard swojego życia. Wielki Brat pozwolił mu żyć... jeszcze przez chwilę (krótszą, czy dłuższą chwilę - ale podobno "w życiu piękne są tylko chwile" i to jest krzepiące).
ratings: perfect / excellent
żeby w kontaktach/stosunkach z ludźmi coś, /cokolwiek/ WIEDZIEĆ -
na bank i na zakładkę.
Człowiek - w portkach czy w spódnicy - to czasami coś dużo gorszego od odbezpieczonego granatu