Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2012-12-27 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2194 |
Z góry wszystkich czytających przepraszam za błędy, ale niestety mój Word przestał sprawdzaćpisownię stąd błędy.
Był chłodny sierpniowy wieczór. Ona jak zawsze stała przy zatęchłej kasie osiedlowego sklepiku oferującego tylko niezbyt wyszukany alkohol i kilka paczek papierosów. Z nadzieją, że Tego dnia już nikt nie pojawi się przed nią i śmierdzącym mieszanką nikotyny i wódki oddechem, z lekką nutą udawanej grzeczności nie poprosi o to o co zawsze. W jej głowie klatka po klatce układał się ten sam scenariusz
powrotu do zimnego mieszkania na trzecim piętrze bloku, w którym wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. Tym razem jednak miało być inaczej, ciągle marzyła o tym, by pewnego dnia do drzwi zamykanego przez nią sklepu podszedł ktoś, kogo jej poszarpane marzenia nie mogły już do końca sobie wyobrazić. Jednak jak na ironię losu nikt taki się nie pojawiał i choć co dnia wychodziła z pracy trochę później to i tym razem przekonana była o tym, że nie jej nic takiego przydarzyć się nie może. Los jednak bywa okrutniejszy niż umysł raczy przewidzieć. Usłyszała tylko pisk opon, zamykane z niezwykłą złością drzwi samochodu który bynajmniej nie był jej wymarzoną karetą z białym zaprzęgiem koni i woźnicą czekającym na podanie ręki damie, po którą przyjechał właściciel. Dostrzegła tylko sylwetkę mężczyzny zmierzającego niezbyt pewnym krokiem w jej kierunku. Fakt. Nie tak wyobrażała sobie kogoś, kto miał odmienić jej szare życie, jednak spotkanie to na zawsze odbije się głębokim echem w jej pustym od dawna wnętrzu.
- Dobry wieczór- odezwał się gość, po którego minie można było sądzić, że nie jedno nasączone procentami naczynie opuściło swą zawartość w czeluść jego gardła.
-Dobry wieczór- odpowiedziała lekko przestraszona, a może zmieszana na widok mało oczekiwanego o tej porze nieznajomego.
- Pół litra poproszę- zagadnął od niechcenia.
-nie podam panu alkoholu- nie wiedzieć dlaczego w jej małej główce zrodziły się tak dziwne słowa lecz czuła, że ktoś, kto przed nią stoi wcale tego nie chce.
-dlaczego- zapytał wyraźnie zdziwiony frustrat o ciemnych włosach.
-Ponieważ jest pan zbyt smutny na picie w samotności- odpowiedź padła prawdopodobnie bez zastanowienia, bo równie nieznajoma proszącemu o ostatni azyl wolności nie mogła przewidzieć dość nietypowej reakcji klienta na odmowę.
Obudzili się w ciemnym pomieszczeniu mogącym pomieścić niespełna jego ciało i kawałek jej nóg. Ból głowy był nie do zniesienia, a świadomość dziwnych zdarzeń, które się przydarzyły nie dawały spokoju myślom. Co się tu stało? Nie mogła sobie przypomnieć nic poza mężczyzną, który nieoczekiwanie zmienił jej życie w koszmar. Na domiar złego leżał teraz obok niej związany, zakrwawiony. Jego oddech spra
wiał wrażenie trupiego szeptu, był jednak na tyle wyraźny, by mogła uspokoić się chociaż na tyle, aby zrozumieć, że to nie on spowodował ten dziwny bieg wydarzeń.
Zza drzwi nie było słychać nikogo. Żaden szmer, łoskot ocierających się o podłogę butów, czy szczęk kluczy nie mógł naprowadzić ją na przynajmniej elementarny podmuch wiedzy o tym, gdzie się w tej chwili znajduje. I dlaczego?
Po..móż mi...-odezwał się nieznajomy pielgrzym ostatnich chwil wolności, pomóż mi wstać... nie czuję swojego ciała... gdzie ja jestem...
Nie wiem... odpowiedziała tak jakby to, że są zamknięci w jakimś lochu nie robiło na niej wrażenia.
Kim jesteś... zapytał ją przełykając ślinę wymieszaną z krwią nie wiedzieć czemu śmierdzącą formaliną i czymś, co mogło pierwotnie pachnieć jak fiołki.
Zadziwiające, bo o to samo chciałam zapytać ciebie... jak masz na imię. Zauważyła, że nieznajomy z trudem usiłuje sobie przypomnieć ten szczegół swojego życia. W nikłym świetle księżyca bądź lampy ulicznej dostrzegła jeszcze coś. Nad lewym okiem miał okropną szramę zaszytą niedbale nicią chirurgiczną, przemytą przypominającym jodynę środkiem, który w myśleniu tych, którzy mu to zrobili miał zabezpieczyć ranę przed zakażeniem. Tymczasem otwór wielkości piłki golfowej nie tylko się nie goił lecz pokapywał kroplami krwi i płynu, którego pocho