Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2013-02-12 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2774 |
Errata 2
Myślałem, że ma jednak duszę, którą ponoć niektórzy posiadają. Ale spotkałem ją wówczas na tak krótko jak tęczę i przekonałem się, iż nie ma jej wcale. Nie ma jej bo musi ciągle się odbijać o zmurszały już połysk. Połysk na ludzkiej litości.
1
Nie istnieje dla niej raj. Tworzy zatem od początku nowy gaj jabłoni, lecz na końcu dopada ja bojaźń – czy prawdziwie ? Za to wierna mu wręcz gigantycznie czeka. Czeka na każde przyjście, każde odejście.
Czeka nawet na najzwyklejsze oddalenia.
2
Chciała przeżyć jeszcze raz, chciała jeszcze raz zapomnieć, chciała zmieniać. Ale dni zmęczyły ją tak dalece, że w każdej zmianie węszyła wrogość. Na progu życia postanowiła przetańczyć z tym wrogiem jedno tango.
Chciała, ale czas był zbyt smutny, prawie już nie był sobą. Tylko wybijał trans palcami stóp i niwelował bez przerwy ten jej raj, stawiając zasieki granic do osiągnięcia w każdym mrocznym zaułku. Zakwaterował jej serce w jakimś przytułku dla obłąkanych wraz z odpryskującą od ścian ciszą i różowym mrozem. Zafundował jej uściski nocy, ale tej nigdy nie poznanej i objęcie pięści zimna dłonią. Okazał się maluczkim w wielkich prezentach.
Chciała przeżyć jeszcze raz, niewyczuwalna, nieupoważniona. Lecz jej sny drżały, obawiały się tej wolności, mokrego poznania, splamionych gestów. Wypadły jej z ust tak niezgrabnie, jakby ciągle czekały na pieśń, błądzenie albo najprostszą ucieczkę.
A przecież nie znały ani tej nieznajomej drogi ani jej prawdziwego kierunku.
3
Ulepiła z wybojów i zakrętów codzienne „oszczędź mi życie” ! Z potknięć, upadków i podniesień siłę dla nadwątlonych ramion. Nie wierzyła w skarlałe szczęście i przekleństwo drogowskazów. Nie była wszak kretynką – umiała postawić na nogi same kłody marzeń.
Sama wszak często powstawała by biec na ratunek próżni, która wiodła ją donikąd. Bo tylko stamtąd potrafiła wyciągnąć psu z gardła nadzieję.
Tylko smutne drzewo powiodło ją dalej, do miasta, które zwiesza uchylne okiennice nad najmniejszym nawet, wiosennym deszczem.
4
Lubi płakać, jak każda. Lubi płakać nad przeszłością. Lubi, gdy na policzkach płynie coś, czego nawet nie warto dzisiaj nazwać deszczem.
5
Zrównała ornament reguły w analogię. Wiem, bo sam to widziałem. Po prostu, najbardziej, trudno i zupełnie. Wszak i ona wie, że wszystko jest możliwe w takim jak to społeczeństwie. Wprawdzie jeszcze udaje, iż cel ma być tylko smakiem, ale nie da się w żaden sposób brać tego na poważnie.
Imitowała czas, inkrustowała płyciznę płytkości a historią tłumu usprawiedliwiała historyczne przekłamania. Tymczasem w majtki i do stanika chowała najwredniejsze orzeczenia sądów, najpoważniejsze oskarżenia wzrokiem oraz wystudiowane trwanie poza porządkiem społecznym.
Wiem, bo widziałem. Tworzyła przykazania, nowe słowa i efektowne formy.
6
Uwikłana przez próżność, zaklęta już przez pychę, wytarta do sucha złudzeniami, że kilogramy kosmetyków na wieczność zatrzymają młodość pogodziła się z tym. Pogodziła z ideałami innych i teraz spokojnie podąża ku zapomnieniu. Teraz, pogodzona z wewnętrznymi powrotami z emigracji, pogodzona z nie do końca umeblowanym życiem i każdą garstką zawoalowanych już upadków stwierdziła, że jej to już wystarczy.
Uwikłana, a jednak potrafi jeszcze dzielić się uwitą w los skórą, odchodzącym z planety błyskiem lub upchanym po kieszeniach na lepsze czasy, dławiącym wręcz połknięciem. Ona, niczym prywatna kolekcja cnót primadonny.
Niemalże zwapniałymi od ran palcami ściera przyjaźnie – te wieczne tatuaże, kaleczące zakwilenia, tułające się niczym małe płazy po kalekich oczach, głosach, tańcach. Nikomu już nie potrzeba tu, ( poza nią samą oczywiście ), niczyjej ekstazy.
Uwikłana w próżność staje się. Staje się sławną lepkością nonkonformizmu.
7
Zawiodła się na samej sobie. Frustrujący ją spirytyzm powracał w nią samą systematycznie, wręcz obrazoburczy w swoim kurestwie. Czuła teraz tylko optymalny ból.
Ból jedynie w wykresach graficznych mikroskopijny.
8
Oto jej powrót. Zawiedziona na sobie, sama w czerni wąwozu, uczepiona ptaków na sznurkach i sprężynach. Jej niepokojąco spokojny klucznik grzeszy od błyskotliwości prawd ostatecznych. Szepcze śpiewnie lecz bardzo cicho. Zasłuchał się, idiota jeden, w bagno rozkoszy i świat jej majtek. Zasłuchał się w zakamarki rozmów i znaczeń.
Oto jej powrót na tron. A pusto tutaj, choć cisza animuje ją krzykliwie, niczym ostatnią kukiełkę. Oto powraca, lecz bez zapachu bliskości z kimkolwiek. Z jej pionowo wybudowanego raju można wynieść jedynie dojrzałe przykazania rodziców.
9
Uciesznie bawi się uczuciami, dorastaniem i jedna rzęsą. Ale wie, że szczęście jest daleko a słowa już bezbarwne. Więc szybko dorabia do prawdy najpewniejsze oszustwa i pęka, kiedy uderzy o jakąkolwiek przeszkodę.
Słucha. Nadal jednak słucha swoich najlżejszych oddechów. Liczy na ostateczne tchnienie.
Ktoś słucha tuż obok niej.
Usechł właśnie jej starannie wystudiowany raj.
ratings: perfect / excellent
P.S. Małe potknięcia z przecinkami pomijam milczeniem.