Author | |
Genre | humor / grotesque |
Form | prose |
Date added | 2011-02-25 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 3182 |
Starzec spojrzał przed siebie. Drogą, w jasnym słońcu, powoli kroczył tłum pielgrzymów. Niekończąca się ludzka ciżba majaczyła w oddali. „Dzień jak co dzień” - pomyślał święty Piotr. Od dwóch tysięcy lat sprawował posługę i widok ten już dawno mu spowszedniał. Wiedział, że minie jeszcze trochę czasu, nim dotrą tu pierwsi, niecierpliwi, pełni nadziei. Ot tak, na wszelki wypadek, sięgnął po klucze, aby sprawdzić czy są na swoim miejscu i - znieruchomiał. Dłoń trafiła w pustkę. Spojrzał zdziwiony. Urwany, stary sznur, którym się przepasywał, smętnie wisiał u jego boku. Najpierw zaczął szukać zguby pod samą bramą, lecz nie mogąc tam niczego dostrzec, poszukiwania przeniósł na resztę placu. To na nim wskazywał tych, którzy zasłużyli, by przekroczyć furtę. Niestety, po kliku minutach bezowocnych starań, musiał zrezygnować. Zmęczony ciężko usiadł w swoim wysłużonym, starym fotelu, który przysługiwał mu z racji wieku. Gdyby nie to, że był w niebie, mógłby powiedzieć, że klucze, jak nic, zapadły się pod ziemię. Owszem, niekiedy zdarzało się, że pęk niezauważenie wypadał z jego starych, zmęczonych dłoni, lecz tym razem wyraźnie wsiąkł na amen. Dziś, po raz pierwszy od czasu, kiedy zaczął pełnić swoją funkcję, odgłosy tłumu, dobiegające z doliny, zaczęły go trochę niepokoić. „Co ja powiem tym, którzy nadejdą?” - myśl ta przeraziła go nie na żarty - „Oj, niedobrze, niedobrze” -. Powoli zaczynał popadać w panikę, gdy nagle ktoś obok niecierpliwie chrząknął. Piotr spojrzał w tym kierunku i zdziwił się niezmiernie. Po jego prawej stronie stał ni mniej, ni więcej tylko mały, czarny diabełek trzymający w dłoni ... jego bezcenne klucze. Ująwszy się pod boki, spoglądał filuternie. - Czy to tego szukasz, św. Piotrze? - mówiąc to, uniósł je do góry i potrząsnął.Święty zaniemówił. Jego największy skarb, nie dość, że się zgubił, to na domiar złego trafił w tak niepowołane, ohydne, czarne łapska. Opanował jednak emocje i starając się ukryć gniew, rzekł spokojnie:- Oddawaj klucze, ale to już, łobuzie! - Diabełek, zupełnie tym niezrażony, uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukazując rząd białych, lśniących zębów.- Ależ Piotrze, po co te nerwy. Porozmawiajmy spokojnie.- Nie będę rozmawiał ze złodziejem. Oddawaj natychmiast, pókim dobry - mówiąc to, uniósł pastorał, grożąc nim czartowi.- Kluczy nie ukradłem. Zapewne upadły i przeleciały przez obłoki – to mówiąc, diabełek nacisnął kozią nóżką białą materię. Róg chmury ugiął się nieco, po czym, gdy tylko cofnął kopytko, powrócił na swoje miejsce – .Grunt tu nie jest zbyt pewny. Wszystko może z niego spaść, wystarczy tylko, że będzie odpowiednio ciężkie. Nie to, co u nas, sama skała – rzekł nie bez dumy w głosie.Mówisz: skała. A w takim razie powiedz, mój drogi, jak to możliwe, że klucze przez nią, ot tak, sobie przeleciały? – Piotr, urażony niestosowną uwagą, zapytał z drwiną. Mimo to był zadowolony, że udało mu się przyłapać czarta na kłamstwie.- Mało to otworów w ziemi – odparł spokojnie kusy - . Na samej Jawie jest ich chyba setka. Zieją ogniem, dymiąc, toczą z siebie lawę. Przez jeden z takich otworów klucze wpadły prosto w moje ręce. No, może nie do końca w ręce. Trafiły prosto w kocioł, pod który akurat dokładałem drwa, i uderzyły w głowę mojego biednego grzesznika.- Przez oblicze diabła przebiegło udawane współczucie -. Po takim ciosie padł zemdlony i o mały włos utopiłby się w smole. Wyobraź sobie, co by to było, gdyby, po raz pierwszy w historii, nasz klient zmarł ponownie. Aby do tego nie dopuścić, rzuciłem się na ratunek. To straszne, ale cały musiałem zanurzyć się w tym ohydnym, czarnym paskudztwie. Teraz nie mogę wydrapać go z futra. - To powiedziawszy, z obrzydzeniem wskazał czarne plamy, zdobiące jego szary, kosmaty brzuch -. A to nie byłoby jeszcze takie najgorsze. Wyobraź sobie, co by się stało, gdybym tak został przyłapany na udzielaniu pomocy. Piotrze, słyszysz, jak to absurdalnie brzmi - diabeł spieszący z pomocą?! Toż to w głowie się nie mieści. Całą wieczność musiałbym żyć z piętnem dobroczyńcy. Zaiste, przez twoje roztargnienie musiałem przeżyć prawdziwy koszmar, a ty, miast być mi wdzięczny, że przechytrzywszy niebiańskich strażników, dotarłem aż tutaj, wymyślasz od najgorszych.Piotr, choć niechętnie, musiał przyznać mu nieco racji i dlatego odparł już nieco spokojniejszym głosem: - No dobrze, diable, mam już swoje lata i znam te wszystkie wasze sztuczki. Na pewno chcesz dobić targu. Mów, czego żądasz za zwrócenie kluczy.Oj, Piotrze, ty tak od razu prosto z mostu – diabeł udał zakłopotanego –. W takim razie powiem krótko. Już od pewnego czasu dręczy mnie jedno, jedyne pragnienie.- Jakie? - Całkiem skromne. Doprawdy niewielkie. Ot tycie, tyciunie. Chciałbym zobaczyć, co tam jest ... po drugiej stronie bramy.- Kpisz czy o drogę pytasz? Mam diabła wpuścić do nieba! Ty chyba zwariowałeś! Uciekaj pókim dobry!Piotr gwałtownie wstał z fotela i ruszył w jego stronę, chcąc odebrać swoją zgubę. Na to diabełek cofnął się i w popłochu zaczął krzyczeć.- Zastanów się. Moja propozycja warta jest rozpatrzenia! Nie zmarnuj szansy! Co będzie jeżeli ktoś się dowie, że zgubiłeś tak ważną rzecz, jak klucze do Królestwa Niebieskiego? Będą się dziwić, szemrać za plecami. Gadać, że stary, niedołężny, że potrzebny jest młodszy. Ktoś napomknie o emeryturze. Tak, tak, znajdą się i tacy, którzy chętnie obejmą twój urząd. Czy nie lepiej spełnić prośbę marnego, nic nieznaczącego czarta?! Piotr zatrzymał się w pół kroku. „Może i on wygląda marnie, ale umie się smarkacz targować” - pomyślał. Spojrzał na bramę z mocnego dębowego drewna i na wysoki mur opleciony bluszczem, które skutecznie broniły dostępu niepowołanym oczom.„Co zrobić” – zaczął się zastanawiać - .”Przecież nie mogę go, ot tak, wpuścić do środka” .- Piotrze mam pomysł – diabeł przerwał jego rozterki. – Wystarczy, że spojrzę przez … dziurkę od klucza. Tak proste rozwiązanie zaskoczyło świętego. Przez chwilę dumał, po czym rzekł:- Dobrze, niech i tak będzie. Widzę, czarcie, że choć nie odrosłeś jeszcze od ziemi, to z ciebie już całkiem sprytny diablik – powiedział z uznaniem. - E tam, zaraz sprytny – odrzekł skromnie. Nie mogąc jednak ukryć zadowolenia, uśmiechnął się od ucha do ucha.Nagle Piotr spojrzał przed siebie. Do jego uszu dotarły nabożne pieśni.- Nic z tego. Za chwilę tu będą. - I ręką wskazał, unoszący się nad drogą, pył - . Przecież nie mogą ciebie tutaj zobaczyć. Odejdź, nim będzie za późno.Diablik posmutniał, bo choć już był tak blisko upragnionego celu, teraz będzie się musiał obejść smakiem.Nagle wykrzyknął: - Wiem co zrobię! - I nim starzec zrozumiał, o co chodzi, już dzierżył w ręce pastorał wraz z resztką pechowego sznura. Wysunął zza pazuchy zwój pergaminu, który nosił, o tak, na wszelki wypadek, gdyby trafił akurat na kogoś odpowiedniego i brudnym od sadzy palcem zaczął na nim skrobać napis. Następnie, z uznaniem patrząc na swoje dzieło, zapytał Piotra.- Ile potrzebujemy czasu?- Czasu? – odparł zdziwiony święty . – Toż podobnie jak i u was nie używamy tego pojęcia. Po co komu czas tu w wieczności.- No tak, to prawda. W takim razie ujmę to inaczej – to rzekłszy, jeszcze coś tam dopisał. Następnie chwycił przygotowane naprędce rzeczy i wybiegł na drogę. Podpędził na złamanie karku za niewielkie wzgórze, skąd nie było widać Niebieskiej Bramy, i na skraju drogi wbił Piotrowy pastorał. Tam, za pomocą sznurka, sprawnie przywiązał do niego pergamin. Gdy tylko skończył, równie szybko wrócił pod bramę i, nie pytając już o pozwolenie, spragniony, dopadł zamka. Wcisnął swój rogaty łeb pod ciężką, żeliwną klamkę i z wywieszonym z przejęcia językiem, hejże cieszyć wzrok niebiańskim widokiem.
Tymczasem tłum ludzi zbliżał się do wzniesienia. Jeden z mężczyzn idących w pierwszym szeregu, zauważywszy naprędce przygotowany drogowskaz, zatrzymał się i zaczął czytać innym, to co było napisane na czarciej skórze. ” Z powodu konserwacji brama nieczynna. Uczestnicy pielgrzymki proszeni są o pozostanie na miejscu. Zamknięte do odwołania”. W odpowiedzi wśród tłumu rozległ się pomruk dezaprobaty, lecz cóż było robić. Pielgrzymi powoli zajęli miejsca na okolicznych chmurach i tam, intonując nową, nabożną pieśń, zaczęli cierpliwie czekać.
***- No, no, zaiste piękne, a jakie dorodne – patrząc przez dziurkę od klucza, diablik krzyknął z zachwytu, bijąc przy tym z przejęcia ogonem o ziemię.- No cóż, pielęgnuję je od wielu lat - rzekł Piotr, dumny z jabłoni, które rosły tuż za wrotami. Poświęcił im wiele wolnego czasu, by doprowadzić do takiego doskonałego stanu. Dotychczas stały porzucone, zaniedbane, obarczone piętnem pierwotnego grzechu. Piotr jeszcze na ziemi miał skromny dom, otoczony dużym, znanym w okolicy, sadem. Zdobyte wówczas umiejętności przydały mu się w raju. W krótkim czasie doprowadził drzewa do rozkwitu. Był z tego bardzo dumny i każdą pochwałę na ich temat przyjmował wyjątkowo chętnie. Nie inaczej było i tym razem, choć trzeba przyznać, że osoba rozmówcy była, delikatnie mówiąc, nieco kontrowersyjna.- A jakie wysmukłe i zgrabne. – kontynuował kusy- Nie inaczej, sam przycinałem.- A i wysokie, jędrne.- Tak, owoce tego roku szczególnie obrodziły.- A jakie ponętne.- Ponętne? Nie rozumiem – zdziwił się Piotr. - Aj, zatańczył bym z nimi, oj, zatańczył...- Jak to: zatańczył? Z jabłkami?- Tak:- O czym ty bredzisz?- O czym? - Kusy rozmarzył się – . A o anielicach mówię, bo to zaiste piękne i dorodne stworzenia.- Ty łotrze! Ty huncwocie! W tak świętym miejscu takie kosmate myśli. A kysz, apage! – krzycząc, święty chwycił diabła za kubrak i, choć był już stary, to jeszcze na tyle krzepki, by bez trudu cisnąć nim o ziemię. Ten, niczym jeż, zwinął się w kłębek i potoczył kilka metrów. Następnie odbił do góry tylko po to, by zaraz, jak kot, spaść na cztery łapy. Gdy w końcu wstał, z wyrzutem, łamiącym się ze wzruszenia głosem, zaczął lamentować.- Jak diabeł jest potrzebny, to wszyscy są dla niego mili, ale gdy tylko dostaną, to czego chcą, wtedy, niewdzięczni, tłuką kijem biednego.- Co ty gadasz? Jakim kijem? Niczego od ciebie nie dostałem. Coś ci się chyba pokręciło. Oddawaj klucze – rzekł Piotr nieco już spokojniejszym, rzeczowym głosem – przecież to ty dostałeś to, o czymś marzył.- Niby masz rację – rzekł niepewnie diabełek, tym razem nieco zbity z tropu. „Zwykle takie lamenty działały i można było jeszcze coś wytargować, a tu drobny błąd i nic z tego” - pomyślał, po czym ciężko westchnął i z ociąganiem podał pęk kluczy.- A teraz zmykaj, urwisie! – krzyknął święty zaniepokojony faktem, że mógłby jeszcze polubić tego kędzierzawego smarkacza.Gdy czort się oddalił, starzec wyszedł na drogę. Zabrał z niej swój pastorał, a czarcie wypociny cisnął do rowu. Następnie szerokim gestem ręki zaprosił pielgrzymów na plac przed bramą. Z przyzwyczajenia próbował powiesić klucze u pasa, ale przypomniał sobie, że nie ma do czego przytroczyć. „ Ubóstwo ubóstwem, ale najwyższy czas, by po dwóch tysiącach lat służby sprawić sobie nowe odzienie – pomyślał. - „Mam nadzieję, że nie będzie problemów po odwiedzinach tego małego. W końcu plamy po czarcich łapach jakoś się wyczyści”.
***
Anielica Małgorzata często tutaj przychodziła. Zazwyczaj stawała w pewnej odległości i z zainteresowaniem obserwowała ludzką rzekę, wylewającą się przez bramę. Intrygowały ją okrzyki zachwytu, które wzniecali rozentuzjazmowani pielgrzymi, przekraczający bramy raju. Zwykle nie mogli ukryć emocji jakie im towarzyszyły, gdy po raz pierwszy spoglądali na rajskie cuda. Jednak nigdy nie śmiała podejść bliżej, aby z nimi porozmawiać. Dziś w to miejsce zwabiło ją coś zupełnie innego. Zwykle pełny o tej porze dziedziniec był kompletnie pusty. To wyglądało niesamowicie, bo odkąd pamiętała, nic takiego się nigdy nie zdarzyło. Zdziwiona, podeszła bliżej do zamkniętych wrót, lecz mimo że przyłożyła do nich ucho, nie usłyszała żadnych odgłosów. „ Dziwne” - pomyślała -”co mogło się stać” - i w tym momencie dostrzegła leżące pod bramą, zwinięte kartki. Podniosła je i przyjrzała się z uwagą. Usmolone sadzą, zapisane drobnym, ręcznym pismem, niezmiernie ją zaciekawiły. Oparta o starą jabłoń, Małgorzata zaczęła czytać. W miarę upływu czasu tekst coraz bardziej pochłaniał jej uwagę. Na twarzy pojawiło się ogromne zdziwienie, a oczy stały się okrągłe niczym talarki. Co chwilę, podniecona, przekładała pogniecione kartki, ustalając ich kolejność. Po pewnym czasie przerwała czytanie i, głęboko oddychając z emocji, bojaźliwie rozejrzała się po okolicy. Nie zauważywszy jednak nikogo obcego, ponownie zagłębiła się w lekturze. Gdy skończyła, na bladej twarzy zagościł rumieniec wstydu. Małgorzata rzadko patrzyła pod nogi. Śpiewając nabożne pieśni, unosiła oczy wysoko ku światłości, rozpostartej na nieboskłonie. Jednak dziś, po lekturze, zainteresowała się tym, co było na dole. Po raz pierwszy z zaciekawieniem spojrzała na obłok. Sąsiadował z drugim podobnym, a ten z następnym i tak dalej. Razem tworzyły gigantyczną platformę, na której w przestworzach unosił się raj. Jednak nie była to jednolita konstrukcja. Obłoki zostały źle dopasowane i zdarzały się między nimi całkiem spore szpary, umożliwiające obserwację przesuwającego się pod nimi świata. Stała tak przez chwilę, patrząc na majaczące w oddali lasy i ludzkie osiedla, zastanawiając się, co jeszcze ciekawego może znajdować się tam głęboko pod ziemią. W końcu przypomniała sobie o kartkach. Doszła do wniosku, że mimo wszystko warto je sobie zastawić. Spojrzała na pomięty papier, a następnie na przyjaciółki, stojące w pobliżu.
- Zośka, Ola, chodźcie tutaj szybko. Znalazłam coś bardzo ciekawego. Koniecznie musicie to przeczytać, rewelacja! – krzyknęła w ich stronę.
ratings: very good / excellent
ratings: good / very good
Powiedz mi tylko, czemu tak fajne opowiadanie zepsułeś pisząc je jednym ciągiem - bez wyróżnionych dialogów, zapominając o spacjach przy kropkach itp.
Kasia
ratings: perfect / excellent
Piękna optymistyczna bajka prozą dla każdego.
Ps. Brak rozbicia tekstu na akapity oraz wydzielone graficznie dialogi utrudnia, niestety, tę lekturę