Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2013-04-27 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2888 |
- Ktoś mi dzisiaj wyczyścił konto - Powiedział Norbert przychodząc do pracy. Wyglądał jakby napił się żółci. Podzielił się tym zmartwieniem z Michałem.
Pracowali od niedawna razem w Glasgow jako joinerzy. Tworzyli wraz z pozostałymi większą grupę wykonując adaptacje dawnego ogromnego biurowca na ekskluzywne mieszkania, może hotel, nigdy to ich zresztą specjalnie nie interesowało. Norbert to młody, pracowity lecz nie ogłupiały dla pracy chłopak w wieku około trzydziestu paru lat. Niewysoki brunet, przeciętnie zdolny, symetrycznej sylwetce. Zwierzał się podczas przerwy, że ma w kraju żonę. Pielęgniarkę. Nierzadko dawał wyrazy tęsknoty za nią. By zbyt miękki jak na emigrację. Poddawał się grupie i dawał się zhierarchizować. Był życzliwy. Co tutaj mogło być odbierane jako nadmiernie miękki i mały, więc się świetnie nadawał do roli pośredniego zwierzaka, który w grupie może co najwyżej wydeptywać nowe ścieżki lub testować trefny i nieznany sposób na życie. Był zbyt na zewnątrz dla otoczenia więc szczury chętnie zjadały jego ofertę naiwności ze smakiem i śmiechem. W pracy natomiast dokładny i spokojny. Nie używał przekleństw. Troskliwie dbał o narzędzia i porządek w miejscu gdzie pracował. Schludny, czysto ubrany. Można z nim było zwyczajnie porozmawiać i rozmowa wtedy miała swoją naturalność. Stawiał konstrukcje metalowe ścian, sufitów i boksów, później do nich przykręcał gipsowe płyty. Tym samym wydzielał z bezużytecznych hal biurowca nowe pomieszczenia na mieszkania, bardzo ciekawe i różnorodne niekiedy w swej przestrzennej formie. Jak na obecne warunki życia nie można było po nim poznać symptomów tzw. choroby szczurów. To typowa dla emigrantów dolegliwość, wirusowe i zaraźliwe schorzenie od czasu gdy Fenicjanie wymyślili pieniądz a natura żołądek. To taka sobie zalegalizowana choroba, mniej lub bardziej oczywista zależna od kasty. To prawda, szczury są bardzo inteligentne. Potrafią przesyłać informacje na znaczne odległości kiedy do tego celu człowiekowi potrzebna jest komórka. A pozycję wyrabiają sobie tylko zębami i pazurami. Zwycięzca zawsze wart trofeum a kibice po to by klaskać, rechotać i uciszać prawdę i sumienia.
Pracował w grupie rodaków- Polaków. Dwa Wieśki, nierozerwalny i zgrany team o wyraźnym podziale znaczenia dla każdego. Zamknięci w sobie, wierni zasadzie: co je twoje to je moje, co je moje tego nie rusz. Swoista rada królewska albo raczej trybunał: co należy jak rozumieć i gdzie wytyczyć linię dobra i, no nie… zła to oni nigdy nie widzieli. Robert o jasnych lekko przystrzyżonych włosach mieszkał razem z Norbertem w jednym, wynajmowanym, pokoju na obrzeżach miasta. Nieznajomość języka nadrabiał sumiennym przytakiwaniem i pochlebstwami, które w połączeniu z jego chłopskim aktorstwem robiły z niego durnia widocznego z daleka. Biedny, żebrujący litości i współczucia. Singl. Miał silną psychikę. Sprawiał wrażenie zdecydowanego i pewnego siebie gnojka. Tomek i Dawid- szwagrowie. Dawid kawaler, statystycznej budowy młody mężczyzna, normalny, nie zainfekowany chorobą emigracyjną i Tomek w wełnianej indiańskiej czapce z niedużym pomponem i z zaplecionymi prawie do barków frędzelkami. Szczupły brunet. Bawił pamięciową prezentacją trzynastej księgi „Pana Tadeusza”. Opanowaną miał w całości i recytował ją bez pomyłki, ze śliną na ustach. Z „Ojcze Nasz” nie szło mu już tak gładko. Choć pływał świetnie w mętnej wodzie z nurtem i zawsze z wiatrem do obrzydzenia wprost, potrafił zadziwić czasem, szczątkowym człowieczeństwem, ludzkim odruchem. I jeszcze Michał , z nim właśnie Norbert chciał pracować w teamie. Oczywiście, że praca we dwóch jest łatwiejsza. Michał nie znał go jednak na tyle by razem pracować w systemie akordowym. Nie był pewien czy on w istocie chce pozostać dłużej w Szkocji, ponad to sprawiał mu wrażenie zbyt powolnego. Odmówił więc. Norbert czuł się zawiedziony. Była to dla niego jednak ostatnia nitka nadziei na zdobycie jakichś tam pieniędzy na i tak zresztą planowany wyjazd z powrotem. Życie jednak wybrało inny scenariusz. I musiał się z tym pogodzić na razie.
- Jak to wyczyścił ci konto ? Jakim cudem. Są przecież zabezpieczenia. Karta i PIN przecież-
Zapytał Michał.
- Nie wiem jak to się stało, no nie wiem, po prostu nie mam zielonego pojęcia - Spokojnie powiedział Norbert.
- Dawałeś komuś kartę...? numer PIN-u ?
Norbert nic nie odpowiedział. Ogromnymi oczami tylko spojrzał na swojego kumpla a twarz przybrała wyraz jakby znał odpowiedź.
- Idę to zgłosić na policję. Powiedział w końcu i szybko wyszedł.
Pozostawił swoje narzędzia i niedokończone mieszkanie. Poszedł nie zmieniając ubrania. Nie musiał zresztą tego robić. Ubranie, w którym pracował zawsze miał czyste i w takim stanie jakby nie służyło mu do pracy. Było wcześnie rano. Nikt właściwie do roboty się nie jeszcze i tak nie kleił. Rękom ciepło w kieszeniach więc po co je wyciągać. A zresztą i tak jest ciemno. Lampa, przedłużacz tyle zabiegów. To by trzeba jeszcze znaleźć tamto pożyczyć na dłużej. Wszyscy na budowie zgodnie czekają na słońce. Jakby gremialnie postanowione, by nie męczyć oczu zbędnym wysiłkiem. Dzień się w końcu rozpakował i Michał smętnie bo smętnie ale zaczął kontynuować wczorajszy niedokończony boks, który miał osłonić rurę odprowadzającą wodę deszczową z dachu. Zdziwiony był przy tym, że do niej również prowadzą odpływy z łazienki i kuchni.
Norbert wrócił na drugi dzień . Przyszedł przed brekiem. To trudno sobie wyobraźić , ale przyszedł jeszcze bardziej struty niż dzień wcześniej, w którym dowiedział się o kradzieży
Przyszedł, i nie zabiera się do pracy. Zwykle rozpoczynał od szukania metalowych profili po korytarzach i zrobienia remanentu, co mi tym razem zapier… a co zastawili sobie na potem. Tym razem słaniał się jak nieszczęsny duch z czyśćca. Wszyscy z grupy zajęci byli przy swoich zadaniach w pomieszczeniach. Nikt zbytnio się nie interesował jego nastrojem. On sam również nie prowokował do rozmowy. Poszedł do siebie, ogarnąć swoje jak to zwykło się mówić. Pomierzył niedokończone ściany i sufit. Posprzątał wszystko. Poukładał resztki materiałów. Zgrupował narzędzia. Wszystko wskazywało, że rozstaje się z budową i przyszedł się pożegnać. Nikt nie przyszedł zamienić z nim słowa. Robert również. Kiedy już był pewien, że zrobił wszystko co zaplanował poszedł do Michała.
- Muszę wyjechać do Polski. Nie mogę tu już dłużej być - Powiedział na wejściu zamiast zwykłego –cześć - Norbert.
- No dobra Norbert - Michał zauważył po minie kumpla, że lepiej dalej ostrożnie pytać o cokolwiek. - A co z twoimi pieniędzmi, byłeś na policji ?... i nic...?
- Byłem. Pokazali mi zdjęcie, do rozpoznania osoby, zrobione przez bankomat, jak pobierał mój cash.
- No i … - Dopytywał się Michał jak wścibskie babsko.
- Mieszkałem z nim od miesięcy w jednym pokoju. Był mocniejszy ode mnie pod każdym względem, fizycznie, ja się wszystkiego boję, ludzi nowych rzeczy, zmian i w ogóle, nie znam języka dobrze. Był mi potrzebny. Debet card leżała na blacie nocnego stolika na wierzchu, w pokoju, nigdy jej nie kryłem. Raz tylko mógł się dowiedzieć PIN-u. Był wtedy niecodziennie miły, postawił po browarku, ja nie musiałem stawiać następnego, on miał jeszcze coś mocniejszego przygotowane, dużo rozmawialiśmy o naszych planach i pieniądzach. Znam go nie od dziś jesteśmy z tego samego miasta. Wtedy musiałem wypaplać pin, i tylko wtedy, z głupoty – Skończył zwierzenia bez oznak ulgi.
- No dobra, ale czemu musisz wyjeżdżać ? - Zapytał Michał.
- Powiedział mi , że jeśli tej sprawy nie wycofam na policji i nie wyjadę ze Szkocji to może mnie spotkać jeszcze nie jedno i to gorsze następne od pierwszego.
- A co z kasą - Dopytywał się Michał.
-Obiecał, że mi zwróci. Nie od razu całość, ratami., obiecał…Sam wiesz jak to z nim jest… - - Z przeszklonymi oczami , wolno mówił Norbert. Wziął kawałek czystego plaster bardu i położył na czarnym plastikowym tools boxie. Następnie usiadł na nim jak zwykł to robić podczas codziennego lunchu. Drugim kawałkiem gipsowej płyty, którą tak dobrze znał z codziennej pracy, zgarnął częściowo z betonowej posadzki nadmiar kurzu i lewą ręką, wkrętem , zaczął sobie kreślić trudne do określenia wzory, motywy, łagodne wyobrażenia zmaterializowanych myśli. Motywy roślinne kreślone według geometrycznego szkicu.
Michał zostawił Norberta sam na sam ze sobą. Pozwolił mu na kontynuowanie swego milczącego wątku. Widział, że to skupienia nad rysunkiem przynosi mu wielką ulgę i spokój. Nie chciał jednak hałasem wkrętarki sprowokować go do przerwania tej błogiej mu chwili. Poszedł więc na parter po metalowe taśmy do skręcania płyt przy ich przedłużaniu. Miał trochę czasu, by uporządkować sobie swoje przemyślenia i skojarzyć fakty z tym co się stało. Przypomniał sobie, jak na początku znajomości, pewnego razu, Robert zwierzył mu się ze swoich spraw zawodowych i życia osobistego. Powiedział, że musi wysyłać sporą część pieniędzy do żony, do kraju na zapłatę zadłużenia z urzędem skarbowym, które powstało po niefortunnej, własnej działalności gospodarczej. W trakcie rozmowy przybrał taki wyraz, że u Michała zrodziło się dla niego współczucie. Chwalił się również, że można tutaj, teraz na budowie ten sam fragment wykonanej roboty, dać dwa razy do zapłaty. I nikt tego ze szkockich subwajzerów na tej wielkiej budowie nie zauważy. Tak istotnie zrobił, kiedy spadł mu na podłogę wykonany sufit i należało go zrobić ponownie. Michał już teraz umiał z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć kto mógł stać za znikającymi drobnymi narzędziami, materiałami, które z trudem zdobyte miały wpływ na ilość wykonanej pracy. Przypomniał sobie te tajemnicze odwiedziny Roberta bez wyraźnego tematu do rozmowy i sprawy po, których ginął nóż albo miarka, albo resztka wkrętów, których już nie było w magazynie a, na które czekać trzeba było czasem kilka dni. Michał już teraz wiedział kim jest Robert. Miał jednak dla niego mimo wszystko minimalne usprawiedliwienie. Kiedy wrócił zauważył Norberta gotowego do wyjścia.
- W moim pokoju, tym który wiesz… nie skończyłem – mówił już trochę odprężony- jest pas z moimi narzędziami. Ten pas jest mój. Tam są wszystkie podręczne narzędzia jakie mi były tu potrzebne. Idź do mieszkania, weź je sobie, są teraz twoje. Norbert stał przy wyjściu, gdy to mówił. Michał analizował pozostawiony na posadzce rysunek jaki wkrętem zrobił kumpel.
- Ile mam ci zapłacić ?- Zapytał nie odrywając oczu od rysunku, który bardzo mu się podobał, a który zajmował sporą część szarej, zakurzonej, betonowej podłogi, która w tym momencie wydawała mu się jakaś taka bardziej uroczysta i wyróżniona Kiedy się odwrócił w miejscu gdzie spodziewał się zobaczyć kolesia, nie było już nikogo. Wyszedł więc na korytarz na zewnątrz.
Norbert już jednak się nieco oddalił. Przemieszczał się na zagraconym do granic możliwości długim korytarzu zakończonym klatką schodową. Przed zejściem na schody odwrócił się jednak, podniósł lewą rękę, w której trzymał jeszcze wkręt i zawołał nie głośno w prawdzie, ale to wystarczyło, by Michał mógł usłyszeć wśród hałasu wjeżdżającej windy towarowej i całej budowy.
- Cześć-
- Cześć- Szepnął jakby do siebie Michał. Przekonany, że on już i tak odpowiedzi nie usłyszy. Z zaskoczenia nie podniósł nawet ręki na pożegnanie. Odczuł po raz pierwszy jakby ta budowa, na której przyszło mu pozostać, zgubiła szansę by stać się bardziej ludzka i wyrozumiała.
Poszedł zaraz też do mieszkania, które pozostawił ostatnio Norbert. Chciał odszukać obiecany pas z narzędziami. Chciał je jak najszybciej zabrać do siebie mimo, że ich wartość była iście symboliczna prawie około 13 funtów. Miejsca tzw. schowków były do przewidzenia. To zwykle były narożniki ścian, zakamarki przykryte dokładnie materiałami, płytami, wełną mineralną lub playwood-em gdzie po dniu pracy kryli swoje narzędzia i deficytowe materiały. Dokładnie przeszukał wszystkie intuicyjnie wskazane miejsca. Nie znalazł jednak tego czego szukał.
- Trudno – Powiedział do siebie i wrócił do pracy przy montażu metalowego sufitu na wysokości 3.6metra. Był w trakcie przykręcania płyt do metalowego fremingu. Cyrkowej sprawności wymagała ta czynność. Stojąc na drabinie, dwoma rękami usytuował płytę we właściwym miejscu. Następnie podtrzymał płytę głową, by zwolnić ręce. Wziął zawieszoną wkrętarkę z nałożonym wcześniej na końcówkę wkrętem i przykręcił kolejną płytę do metalowej konstrukcji, którą wcześniej wykonał. Następnie jeszcze jeden wkręt i mógł już zwolnić głowę do jej mądrzejszej roli. Zamocowana płyta pasowała idealnie do pozostałych więc nie musiał tej karkołomnej operacji powtarzać, jak bywało niekiedy w przeszłości. Myślami wracał do Norberta i jego narzędzi, zastanawiał się co się mogło z nimi stać? W swoim życiu już wiele przeszło mu koło nosa więc postanowił nie narzekać nad stratą takiego drobiazgu. Pomyślał. Tak minęły rytualne dwa całe dni pracy, skończył sam kolejny sufit.
- Chcesz kupić ?- wchodząc zapytał Robert zupełnie spokojnie, bez wstydu, podniósł prawą rękę jak tylko mógł najwyżej z narzędziami Norberta. Był tak dumny jakby trzymał w ręce upolowanego zająca a przy tym naturalnie jakby pytał o sprzedaż zupełnie czego innego. Wszedł jak zwykle tak cicho, że nie zwróciło to niczyjej uwagi. Michał znieruchomiał. Dosłownie i w przenośni. Coś ścisnęło mu gardło. Trwało to jakąś chwilę zanim ta drętwota minęła.
- Nie , nie chcę – Cicho odpowiedział Michał.
A Norbert, tym sobie właściwym sposobem, obrócił się na pięcie, jak wszedł tak i smętnie, jak cień, wyszedł po metalowych odpadach w przejściu, niosąc z sobą myśliwskie trofeum warte 13 funtów, za które sprzedał swoje imię kiedy był jeszcze dzieckiem.
Po tym zdarzeniu Michał musiał sobie dać kilka dni by dojść do siebie. Podczas
absencji Norberta zebrał pozostałą część grupy w swoich pomieszczeniach, mieszkaniu gdzie akurat robił sufit. Tomek i Dawid weszli pierwsi i stanęli razem przy prowizorycznym stole do cięcia. Dawid później, przykucnął pod ścianą. Dwa Wieśki weszli prawie w tym samym momencie i zatrzymali się przy złożonych materiałach. Jeden oparł się na poziomicy a drugi zwrócił wzrok na Michała.
Tomka już na wstępie zaczęła nudzić ta maskarada i zaczął bawić się sznurkami swojej indiańskiej czapki, którą ponoć dostał od dziewczyny.
- Słuchajcie- Zaczął swoje kazanie Michał – ponad wszelką wątpliwość, a jestem tego tak pewien jak tego, że teraz mam was przed sobą, mamy tu złodzieja. Jest nim Robert przyłapany na gorącym uczynku podczas kradzieży pieniędzy Norbertowi. Zmusił go również do opuszczenia pracy, do wyjazdu i wyczyszczenia sprawy na policji.
Michał napił się herbaty z termosu , musiał uzupełnić ślinę, by zwilżyć usta przed kontynuowaniem spotkania. Oczekiwał napięcia i oburzenia wśród kumpli. Zrobiła się taka cisza, niespotykana na budowie, że słychać było szum cieknącego szkła w oknach.
Tego nie dało się nie słyszeć. Nie było żadnej, żadnej odpowiedzi. Żadnego słowa.
.
Spojrzenia wszystkich błądziły po śmieciach na podłodze, gdzie nie tak dawno jeszcze Robert rysunkiem układał sobie myśli. I nie trwało to nieoczekiwane milczenie zbyt długo gdy zebrani zaczęli wychodzić. Dwa Wieśki jak by nigdy nic wzięli Michałowi płytę plasterboardu , o którą jeden z nich się opierał i wyszli zostawiając mu na szczęście jego poziomicę. Tomek bawiąc się dalej jedną ręką frędzlami indiańskiej czapki zabrał box krótkich wkrętów i wyszedł za Wieśkami. Dawid jako ostatni podniósł się leniwie z ziemi, spojrzał prosto w oczy Michałowi i wyszedł bez słowa zostawiając Michała samego z problemem. Dawid był podporządkowany Tomkowi i był na budowie od niedawna. Wszyscy wyszli z pełnymi rękami, bez słowa.
Kto wie może wlekli za sobą długie, nie kudłate, łyse ogony… ? .
KONIEC
ratings: very good / very good
Zapisałem krótki fragment emigracyjnej historii. Powinienem właściwie powinienem określić go jako reportaż.Przepraszam !
Piszemy i uczymy się pisać jednocześnie. Żyjemy i uczymy się żyć jednocześnie. Bez powtórzeń. I ciągle we wszystkim mam wrażenie, że jesteśmy "w drodze".
ratings: perfect / excellent