Go to commentsPrawdziwe szczęście
Text 9 of 9 from volume: opowiadanie
Author
Genrefairy tales
Formprose
Date added2013-06-27
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2135

W małym miasteczku o wdzięcznej nazwie Zakątek, ludzie żyli w zgodzie i szczęściu. Mieszkali w domach z ogrodami, w których kwitły kwiaty, rosły warzywa i owoce. Pewnego pochmurnego wieczoru przyjechał do Zakątka czarnoksiężnik z torbą pełną fiolek eliksirów, mających moc spełniania marzeń. Nie miał kupców na swoje towary, więc zapytał starca przesiadującego na ławce przed domem:

- Czy nikt tu nie ma marzeń? Dlaczego nie ma chętnych na moje mikstury?

- Jesteśmy prostymi ludźmi. Cieszą nas drobne rzeczy, a najbardziej wzajemna życzliwość i dorodne plony – rzekł staruszek.

Czarodziej nie poddawał się i roztaczał wizje możliwych osiągnięć. Po kilku dniach wytrwałych prób, młoda kobieta wyznała, że śniła o lataniu. Obiecał, że sen się spełni, więc zakupiła paczuszkę z magicznym proszkiem. Mały chłopiec powiedział, że chciałby złapać księżyc, a jego tata w dzieciństwie marzył o windzie do nieba.

Czarnoksiężnik sprzedał mikstury, mające spełniać życzenia i odjechał z workiem wypełnionym pieniędzmi. Nikt go więcej nie widział, a marzenia nie spełniły się. Ludzie zaczęli narzekać na swój los, bo wydawało im się, że gdyby mieli to, o czym marzyli, byliby szczęśliwsi. Zapomnieli, że niedawno radowali się każdego dnia. Pan Bóg był bardzo smutny, że nie potrafili się cieszyć z tego, czym szczodrze ich obdarował, więc zgasił gwiazdy, żeby nie błyszczały cudownym blaskiem. Przysłonił wiatr, by nie ochładzał w letnie dni. Odwołał też ptasią orkiestrę, a wodę zamienił w lustro. Kwiaty przytuliła ziemia, owoce opadły niczym kamienie. Czyniąc to, Bóg płakał deszczowymi łzami, padającymi na nieurodzajną ziemię. Praca w polu nie dawała radości. Przynosiła słabe plony. Warzywa szybko więdły, owoce rzadko rosły. Ludzie nie mieli zapasów żywności na zimę, brakowało wody, zapachu kwiatów, ćwierkotu ptaków i kąpieli w jeziorze. Zrozumieli, że zabrane zostało to, czego nie doceniali. Zrobiło im się lżej na sercu po wspólnej modlitwie w kościele. Po mszy dodawali sobie otuchy i wspominali dawne, beztroskie czasy. Pan Bóg zlitował się nad nimi i łaskawie przemówił:

- Na cóż wam ręce, skoro nie możecie zebrać plonów? Czym są nozdrza bez zapachu lasu, kwiatów i morza? Po co uszy, skoro nie cieszy śpiew ptaków, szum potoku czy śmiech dzieci? Zrozumieliście, że najcenniejsze jest to, co posiadacie na co dzień. Cieszcie się tym, bo daję wam to z powrotem.

Zajaśniało słońce wysoko na niebie, zaszeleściły liście, srebrzące się w jego blasku. Na konarach drzew przysiadły ptaki, morska bryza owionęła tłum i roztoczyła zapach lasu. Ludzie wylewali łzy szczęścia. Nauczyli się dziękować za każdy wschód słońca i cieszyć z coniedzielnych spotkań.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media