Go to commentsDiabelskie sprawy Fragment
Text 6 of 6 from volume: różne
Author
Genrepoetry
Formprose
Date added2013-07-09
Linguistic correctness
Text quality
Views2382

Słońce parzyło. Szedłem z plaży na parking. Był to jeden ze spacerów, jakim poświęcałem minimum godzinę każdego dnia. Lubiłem je, to wspaniały relaks, a ocean tak mnie uspokaja. Obserwowałem wielką willę. Nie wiem dlaczego, ale wzrok sam, jakby nic więcej nie było, padał na to samo miejsce. Chodziłem tędy setki razy, lecz nigdy nie zwracałem uwagi na domy – lubię naturę i to, co stworzyła. Ale i tak, podświadomie, patrzyłem właśnie tam. Podszedłem bliżej i spostrzegłem młodą, zgrabną dziewczynę robiącą coś przy stole. Nie widziałem jej twarzy, ale czułem, że jest ładna. Odwróciła się, patrzyła w moją stronę. Mimo że dzieliło nas kilkadziesiąt metrów, widziałem jej zapłakane oczy.

W pewnym momencie stanąłem jak wryty, nie rozumiałem, co się dzieje. Dziewczyna znikła, wyparowała.

Tkwiłem w miejscu, analizując każdą minioną sekundę. Umysł mój zamarł, przestał pracować. To było coś niespodziewanego. Jak?! To niemożliwe, co się stało.

Powoli wracało mi logiczne myślenie, lecz nie mogłem pogodzić się z tym zdarzeniem. Może to przywidzenie, jakaś zjawa – nie docierało to do mojej świadomości. Przecież to nie noc, żeby światła lub cienie mogły doprowadzić do takiego złudzenia. Widziałem ją wyraźnie. Nie mogę opisać jej twarzy, ale te wielkie, zapłakane oczy na długo będę miał w pamięci.

Mimo że byłem człowiekiem myślącym racjonalnie, miałem każdy swój czyn przemyślany, tym razem szedłem w kierunku bramy wejściowej kierowany jakąś dziwną siłą. Nacisnąłem dzwonek, poczekałem chwilę bez odpowiedzi, ponownie zadzwoniłem, w końcu nachalnie pukałem w metalowe drzwi.

Minęło kilka minut i podszedł do mnie starszy mężczyzna.

– Czego pan szuka? – zapytał.

Właściwie nie wiedziałem, co odpowiedzieć, i zanim wydusiłem z siebie słowo, on znów się odezwał:

– Od pięciu lat nikt tu nie mieszka.

– Widziałem przed chwilą dziewczynę na tarasie – powiedziałem.

Mężczyzna zaśmiał się, po czym kontynuował:

– Gdzie? Nie widzisz, że wszystko tam jest zarośnięte? Nikt tu nie wchodził od śmierci właściciela. Owszem, miał córkę, ale wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Nigdy nie widziałem nikogo, by tu zaglądał, a mieszkam powyżej i z mojego domu widać całą posiadłość.

Nie dawałem wiary temu, co mówił mężczyzna. Wskoczyłem więc na murek, złapałem za metalowy pręt i podciągnąłem się do góry. Faktycznie, nikt tu nie mieszkał od dawna. Nawet na chodniku między płytkami rosła półmetrowa trawa, na tarasie zaś, gdzie widziałem dziewczynę, był żywopłot, spoza którego praktycznie nic nie było widać.

Przeprosiłem mężczyznę za hałas, jaki narobiłem, i poszedłem do samochodu. Auto stało w cieniu dużej palmy. Wsiadłem więc i analizowałem całe zajście. Mijały kolejne minuty, ale nie byłem w stanie znaleźć żadnej konkluzji. Uspokoiłem się, mimo że nie miałem wytłumaczenia. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i udałem się do domu.

Jechałem, jakbym nie był sobą. Miałem wciąż dziwne uczucie, jakby coś pozostało w mojej podświadomości. Gdy w końcu dotarłem do domu, natychmiast wziąłem zimny prysznic. Zjadłem kolację, potem położyłem się na kanapie i włączyłem telewizor. Lecz nic do mnie nie docierało, ponownie pogrążyłem się w myślach.

Mijały dni, a tamto zdarzenie nie pozwalało mi spokojnie spać. Zamykałem oczy i powracała postać dziewczyny, za każdym razem wyraźniej. Teraz także widziałem jej twarz, widziałem, jak coś mówi, lecz nie słyszałem co. Podczas jednej z wieczornych wizji usłyszałem jej głos. Mówiła: „Pomóż mi”. Nie wytrzymałem, musiałem się czegoś o niej dowiedzieć.

Zacząłem szukać w necie zdarzeń sprzed pięciu lat. Znałem adres, więc wpisałem go w wyszukiwarkę. Po kilku minutach wiedziałem już, co się stało. Trochę dziwne, ale i tak bywa: mężczyzna wyszedł z domu podczas sztormu i na oczach córki Weroniki został porwany przez dużą falę, która wepchnęła go na skały. Ocean zabrał ciało i nigdy go nie odnaleziono.

Poznałem imię i nazwisko dziewczyny i następnego dnia postanowiłem odwiedzić ją w szpitalu.

Tej nocy spałem jak dziecko, bez snów i przywidzeń. Przed południem przebierałem w garderobie, bo nie wiedziałem, co na siebie włożyć. Szykowałem się, jakbym szedł na randkę. Na samo prasowanie straciłem z pół godziny. W końcu pomyślałem, co ja właściwie robię. Ona jest w psychiatryku, a ja się stroję jak na wesele. Nawet jej nie znam i nie wiem, czy w ogóle ją zobaczę. Mimo to musiałem spróbować.

Miałem ponad dwadzieścia kilometrów do celu. Gdy byłem już na miejscu, wstąpiłem do kawiarni, by trochę ochłonąć. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak się denerwuję, dosłownie jak przed pierwszą randką. Dobrze, że w drzwiach szpitala się opanowałem, bo w przeciwnym wypadku na pewno by mnie nie wpuścili. Pielęgniarka, gdy powiedziałem dane dziewczyny, oznajmiła, że nie jestem rodziną, więc to niemożliwe bym ją odwiedził. Ale nie należę do tych, którzy łatwo się poddają, więc poprosiłem, by zawołała ordynatora. Pielęgniarka, mimo że do tej pory nawet na mnie nie spojrzała, teraz uniosła wzrok. Poczerwieniała i trzęsącym głosem zapytała:

– A do czego on jest panu potrzebny?

– To już moja sprawa – odparłem – pani mi tylko powie, gdzie go mogę znaleźć?

Bała się go, więc poskutkowało, i po chwili szedłem w ślad za starą, tłustą babą mruczącą coś pod nosem. Przyglądałem się jej grubym nogom i zastanawiałem się, jak to możliwe, że jest tak energiczna. Szła jak młoda dziewczyna, mimo że miała dobrze ponad czterdziestkę.

Byłem blisko. Dreszcz przebiegający po plecach oznajmił mi, że jestem u celu. Babsztyl zatrzymał się przed drzwiami i odpiął klucze od paska, po czym otworzył drzwi. Z niepewnością przekroczyłem próg, za którym zastałem coś w rodzaju celi więziennej. Wcześniej widywałem takie w telewizji, tyle że łóżko tutaj miało pasy do obezwładniania chorego.

Dziewczyna siedziała w rogu na taborecie z opuszczoną głową. Długie włosy opadały jej na kolana. Chciałem dojrzeć jej twarz, lecz skrywała ją za swoimi delikatnymi rękami. Byłem metr od niej, gdy usłyszałem głos, i wiedziałem, że nie pochodzi on z zewnątrz.

– Dziękuję, że przyszedłeś. Nie zwracaj uwagi na to, co zrobię, a to, co włożę ci do kieszeni, wyjmij dopiero w domu – powiedziała delikatnym, wręcz dziecięcym głosem.

Potrząsnąłem głową. Chciałem pozbyć się go, lecz bez skutku. Jak echo brzmiał gdzieś przy potylicy.

Teraz, już z zewnątrz, dotarł do mnie gruby, prawie męski głos – kobiety, z którą przyszedłem.

– Masz wizytę – powiedziała.

Dziewczyna zerwała się z taboretu i skoczyła na mnie niczym opętana. Spod włosów na moment wyłoniła się jej niemal anielska twarz. Upadłem na podłogę. Ona, mimo że taka drobniutka, zaskoczyła mnie. Nie spodziewałem się tego i nie broniłem się. Poczułem na sobie jej ciało i usłyszałem krzyk:

– Wynoś się! Czego chcesz, kim jesteś?!

Gruby babsztyl złapał ją za włosy i jednym szarpnięciem rzucił na ścianę.

– No widzisz pan, co się dzieje, jak się odwiedza czubków? – warknęła baba i wyrzuciła mnie na korytarz, potem zatrząsnęła drzwi. Jeszcze dodała: – Idź pan, tam jest wyjście – i pokazała je ręką.

Poszedłem bez słowa. Jak najszybciej chciałem być w domu, zapomnieć o tym zajściu. Nie rozumiałem, dlaczego chciała, bym przyszedł. Wyraźnie czułem, że tego chciała. Szuka pomocy, a potem atakuje? Gdybym nie zasłonił twarzy, na pewno wbiłaby mi w oczy swoje ostre paznokcie. No widzisz, chłopie, tak się szykowałeś i masz swoją nagrodę.

Pierwsze, co chciałem zrobić po wejściu do mieszkania, to zdjąć ubranie i wziąć kąpiel – czułem się podle. Nie mogłem sobie darować, że w ogóle tam poszedłem. Najbardziej ucierpiała moja męskość. Taka mała dziewczyna mnie przewróciła, to niemożliwe. Mimo że chciałem zapomnieć o wszystkim, wciąż rozmyślałem o tym, co się wydarzyło, i wtedy przypomniałem sobie głos, który słyszałem w celi. Założyłem szlafrok i poszedłem do pokoju, gdzie zostawiłem marynarkę. W jednej z kieszeni znalazłem zwitek papieru. Powoli, z uwagą rozwijałem go. Przybywało miniaturowych karteczek papieru, widocznie pochodziły z jakiegoś notatnika. Drobne pismo, ale schludne i ładne literki. Zacząłem układać je według numerów, które były w rogach.


  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Dziękuję za szczerą ocenę. Co do czasownika robić powtarza się w tekście pięć razy.
avatar
do pobrania za darmo na wydaje pl
avatar
http://virtualo.pl/?q=diabelskie s&f=title_eq:Diabelskie sprawy

za darmo
avatar
Jak na prozę

/która NIE JEST poezją - patrz obrane gatunki literackie/

- i to thriller w dodatku, jak się zdaje - zapowiada się interesująco
avatar
Szkoda, że nie znamy ciągu dalszego
© 2010-2016 by Creative Media