Author | |
Genre | biography & memoirs |
Form | prose |
Date added | 2013-08-22 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 4435 |
W podstawówce zdarzyło się, że przebywałem przez miesiąc w szpitalu. Do szkoły wróciłem na początku kwietnia. Nauczyciele nie byli namolni, dali trochę oddechu rekonwalescentowi. Nie byłem pytany przez dobre dwa tygodnie.
Mijał już miesiąc od powrotu w szkolne mury, powoli wdrożyłem się ponownie w rytm szkolnej nauki. Nadrobiłem zaległości z przedmiotów, w dzienniku lekcyjnym pojawiły się z nich oceny. Zapomniałem tylko o geografii. Nauczycielka albo też zapomniała o mnie, albo zdecydowała się dać mi więcej czasu. Co za dużo zaś, to czasem niezdrowo.
Trwał jeden z normalnych dni szkolnych, wiosenne słońce już mocno przygrzewało. Upragniony dzwonek, ogłaszający przerwę, wyrwał naszą czeredę ze szkolnych ławek. Rozbrykani i hałaśliwi wybiegliśmy na szkolne boisko. Długa przerwa!
Nagle coś mnie tknęło, zatrzymałem się gwałtownie. Zaraz, przecież z geografii jeszcze nie mam oceny, a będzie zaraz po przerwie. Kurde, a jak mnie geografka dzisiaj spyta? Nie byłem na to przygotowany. Jasny gwint, na śmierć zapomniałem! O nowe lekcje nie muszę się martwić, ale geografka ostatnio przecież napomknęła, że muszę zaliczyć tematy z okresu mojej nieobecności.
Chwyciłem kumpla za rękę:
- Coście mieli w marcu z gery?
- A tam, nie pamiętam - odburknął obruszony, wyrywając ramię z mojego uścisku.
- Poczekaj! Daj swój zeszyt. Tylko zerknę.
Niechętnie sięgnął do tornistra i wyciągnął pomięty kajet. Szybko go przekartkowałem, szukając zapisanych dat z marca. Są! Przerzuciłem wzrokiem tematy... o kurczę. Cała Ameryka Południowa - państwa, stolice, główne miasta, rzeki, góry, klimat; powierzchnie, liczby ludności, posiadane bogactwa mineralne, wydobycie, przemysł... Cholera, ale kobyła!
Oddałem zeszyt koledze, usiadłem na murku i sięgnąłem do swojego tornistra. Wyciągnąłem podręcznik, otworzyłem właściwy rozdział i aż jęknąłem w duchu. Opisane kilkanaście państw, po kilka stron podręcznika na jedną lekcję. Gdzie jakie państwa leżą, ich główne rzeki i góry, stolice i większe miasta - to nie był dla mnie problem. Często w domu graliśmy w `Państwa, miasta`; dzięki temu miałem dobrą wiedzę. Ale te liczby ludności, surowce, przemysł, rolnictwo i hodowla... niech ich dunder świśnie, do czego mi to potrzebne?!
Wzdychnąłem, zamknąłem podręcznik i otworzyłem ponownie, na chybił trafił. Brazylia. Przekartkowałem. Kurde, akurat najdłuższy temat, najwięcej stron. Dobra, nie ma co więcej tracić czasu. Los sam wybrał. (Rzadko i tak uczyłem się w domu. Przeważnie do lekcji przygotowywałem się na przerwie przed lekcją, szybko czytając zeszyt lub podręcznik. Do dobrej odpowiedzi to mi wystarczało. Miałem szybką pamięć i kojarzenie faktów z przedmiotów humanistycznych, ścisłe też mi nie stwarzały żadnych trudności. Dodatkowo wystarczyło umiejętnie zagadać nauczyciela. Ta metoda w moim wypadku się sprawdzała, ale dotyczyła najwyżej kilku ostatnich lekcji. A tu tyle materiału!).
Ogarnęły mnie czarne myśli. Nie dam rady, nie mam szansy wszystkiego przeczytać, za mało zostało mi czasu. Nie zdążę!
Zamknąłem książkę. Za chwilę jednak ponownie ją otworzyłem na Brazylii. E tam ,co ma być, to będzie. Zacząłem szybko czytać. Część z treści jednak znałem, nieznane dotąd dane powtarzałem, aby utrwaliły się w pamięci. Czas jednak szybko mijał. Przeraźliwy dźwięk dzwonka na lekcję zastał mnie jeszcze w trakcie czytania `Brazylii`.
Weszliśmy do sali. Usiadłem w swojej ławce, ciągle z nosem wetkniętym w podręcznik. Jednym uchem nasłuchiwałem wyczytywanej listy obecności przez geografkę, ale skupiony byłem na swoim czytaniu.
- Jestem! - odkrzyknąłem, słysząc swoje nazwisko. Nim nauczycielka wyczytała wszystkie nazwiska, skończyłem czytać o Brazylii. Uff... koniec. Zaraz jednak naszły mnie ponownie złe myśli. Jaki to koniec, jaki dobry koniec? ! Przecież to tylko jedno z kilkunastu krajów. A pozostałe? Czarna dziura. Może jednak belferka dzisiaj mnie jeszcze nie spyta? Zapowiadała, ale może zapomniała. A jeżeli spyta, jeżeli jednak przypomni sobie o mnie? Wtedy ze mną kaput. Nie ma rady, będę musiał coś wymyślić. Jakby tu się wykręcić, aby odpytała mnie na następnej lekcji? Wtedy już będę obkuty. Ale nie dzisiaj, tylko nie dzisiaj!
ratings: perfect / excellent
Opisana przygoda z geografią przypomniała mi moją. Była to pierwsza klasa licealna, drugi okres przed wystawianiem ocen półrocznych (Młodzież informuję, że kiedyś nie było semestrów, ale cztery okresy, z tym że oceny za okres drugi były półrocznymi, a za okres czwarty rocznymi, czyli końcowymi). W trakcie okresu miałem 3 , 4 i 5, z tym że dwie ostatnie za prace pisemne. Jakże byłem zaskoczony, kiedy zobaczyłem, że na półrocze mam wystawioną trójkę. Moja decyzja była krótka; Nigdy więcej nie wezmę podręcznika z geografii do ręki. Słowa dotrzymałem, dlatego potem miałem już tylko czwórki.
Dziękuję za poprawki, Janko. Pierwszą i drugą znalazłem, nie mogę tylko znaleźć "brak spacji po kropce". Może chodziło [w wersie 42] o przecinek po spacji, po "E tam", i bez spacji po przecinku?
Mam jeszcze dwa pytania:
- jeżeli nie powinno być kropki przed otwarciem nawiasu [wers 34], w którym to nawiasie jest
kilka zdań,czy pierwszy wyraz pierwszego zdania (Rzadko) nie powinienem zapisać z małej litery?
- [wers 45] czy w tym wypadku prawidłowo użyłem cudzysłowu w wyrazie "Brazylii"?
PS. Geografia to był jeden z moich ulubionych przedmiotów. Nie spytałeś się nauczyciela, dlaczego wystawił trójkę na okres? Może się pomylił.
Już odpowiadam. W akapicie zaczynającym się słowem "wzdychnąłem" (chyba jednak powinno być westchnąłem) zbędna jest kropka przed nawiasem (Rzadko i tak ...). Natomiast jeśli chodzi o spację, to chyba rzeczywiście nieczytelnie zrobiłem notatki (tak, tak, jeśli planuję coś skomentować, to podczas czytania robię sobie notatki, a głównie wynotowuję potknięcia). Chodziło mi o zbędną spację przed przecinkiem oraz jej brak po przecinku w pierwszym wersie akapitu zaczynającego się od "Zamknąłem...".
Co zaś tyczy zapytania o ocenę z geografii, to w mojej szkole nikt by się na taką odwagę nie zdobył. A ponadto byłem dopiero pierwszoklasistą. Rygory były niemal zakonne, dlatego w przyszłości rygory wojskowe były dla mnie błahostką.
ratings: perfect / excellent
:)
"Wzdychnąłem" zastosowałem jako "ciężkie westchnięcie". Sprawdziłem - faktycznie jest "wzdycham, wzdychaliśmy". Natomiast "wzdychnąć" jest zaznaczone w "Słowniku poprawnej polszczyzny", PWN 1976,jako nieprawidłowe. Powinienem po prostu napisać "ciężko westchnąłem".