Author | |
Genre | mystery & crime |
Form | prose |
Date added | 2013-08-26 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 3359 |
Kolejne dni mijały jak z bicza strzelił z powodu nawału pracy. W szkole nauczyciele jakby uwzięli się na uczniów, szczególnie na grupę z rozszerzoną chemią. Sophie nigdy nie przepadała za tym przedmiotem, ale musiała zacząć się go uczyć w stopniu zaawansowanym, podobnie jak biologii. Jej życiową ambicją zostały studia medyczne. Wyższe wykształcenie rodziców wywierało na nią presje bycia `cudownego dziecka`. Częściowo wypełniała te wymogi, bowiem była nieprzeciętnie zdolna i wyróżniała się nawet wśród uczniów jej elitarnego liceum.
Starała się wypełniać swoje obowiązki sumiennie, mimo że zdarzało jej się zaszaleć. Teraz z powodu całej afery z porywaczem, włamywaczem, hakerem i psycholem w jednej osobie zaniedbała trochę naukę, i musiała uzupełnić braki.
Jej brat Mark był zupełnie odmienny. W ich relacjach odznaczała się różnica pokoleniowa. Chłopak był leniwy, porywczy i zdawało mu się, że wszystko w życiu zostanie mu podane na srebrnej tacy przyniesionej przez seksowną służącą, którą potem będzie mógł zabrać do łóżka w bonusie. Sophie nieraz próbowała przemówić mu do rozsądku, ale ten zbywał ją, najczęściej mówiąc, że jest zajęty, a w rzeczywistości tylko leżał na kanapie w salonie, bądź w swoim pokoju, zamknięty w wirtualnym świecie. Sophie skończyła z pouczaniem młodszego brata - stwierdziła, że prędzej czy później zrozumie, co robił źle.
Ślęczała nad chemią przez cały środowy wieczór. Miała już powoli dosyć wiązań atomowych. Potrzebowała rozprężenia. Zeszła na dół do kuchni po coś do picia, wróciła i postanowiła przejrzeć facebooka. Po chwili usłyszała charakterystyczne piknięcie - z czatu napisał do niej Adrian.
Zapraszał ją na piątkową imprezę organizowaną przez Jane. Jej mama wyjeżdża na weekend do spa. Sophie zdziwiła się - od kiedy o imprezach dowiaduje się nie od przyjaciółki, a od osób trzecich? Fakt, ostatnio Jane nie czuła się najlepiej, w szkole snuła się jak zombie, po czym nagle wyprawia huczne przyjęcie? Normalnie przez dwa tygodnie nie mogłaby usiedzieć w miejscu, taka byłaby podekscytowana. Dziwne, ale ostatnio zdarzyły się rzeczy o wiele bardziej nietypowe, więc nic już Sophie nie dziwi tak bardzo.
Wciąż nie udało jej się odszyfrować ani słowa z liściku pozostawionego przez intruza. We Fresnie nie było ulicy nazwą Hawthworth Lane. I nigdy nie było. Przejrzała plany miasta nawet z XVIII wieku, gdy miasteczko nawet nie było miasteczkiem, a małą wioską. Ani śladu. Reszta zagadki kojarzyło jej się tylko i wyłącznie z cmentarzami, których zresztą panicznie się bała. Nie wiedziała dlaczego, ale rzędy nagrobków wywoływały u niej niezwykły lęk.
Następnego dnia w szkole panowało powszechne poruszenie spowodowane piątkową imprezą. Wszyscy dyskutowali na temat muzyki, przekąsek i oczywiście używek na lekcjach i przerwach. W tłocznej stołówce, gdzie Sophie zawsze opanowywało klaustrofobiczne uczucie, wpadła na Jane. Była mniej markotna niż zwykle.
- Kochana, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mama postanowiła sobie wyjechać. To będzie melanż naszego życia!
- Tak, pewnie tak. A dlaczego wyglądasz na zmartwioną?
- Wiesz... Mały wymknął się w nocy z domu i wpadł pod samochód. Biedaczek, pozamykam drzwi i okna a ten i tak się jakoś wymknie. Zaczynam tracić cierpliwość do tego psa. Wcześniej żaden z moich podopiecznych nie był tak niesforny. Tylko czego on oczekuje, łażąc po nocy? Chyba ma u mnie dobrze, prawda? Jest najukochańszym pieskiem jakiego kiedykolwiek....
Sophie jak zwykle wyłączyła uwagę w trakcie słowotoku przyjaciółki. Wiedziała, że zadowoli ją potakiwanie. Zresztą rozczulanie się nad zwierzętami stanowiło nieodłączną część jej osobowości. Jej myśli powędrowały ku zagadce. Jak by tu ją rozwiązać?
Nagle w jej głowie zapaliła się mała dioda oznaczająca pomysł. Pstryknęła palcami - miała już część prawdy!
W jej głowie roiło się od zatartych wspomnień. Dlaczego objawiły się akurat teraz, gdy nie skupiała się na rozwiązywaniu zagadki? Dlaczego akurat w zatłoczonej stołówce, a nie w domowym zaciszu? Poczekała, aż odbierze swoją porcję lunchu, a potem szybkim krokiem podążyła ku stolikowi, po czym wybiegła na zewnątrz tylnymi drzwiami, nie zważając na pytające spojrzenie czekającego na nią Matta.
Przeszła niepewnie za budynek stołówki, obawiając się, że spotka tam członków drużyny futbolowej, którzy często urządzali sobie tam bijatyki. Na szczęście nikogo tam nie było. Oparła się plecami o chłodną otynkowaną ścianę, spoglądając prosto w słońce. Zmrużyła oczy, uspokajając oddech. Nie sądziła, że rozwiązanie przyjdzie jej do głowy tak szybko.
Sięgnęła do torby i wyciągnęła paczkę papierosów i zapalniczkę. Wzdrygnęła się, gdy podniosła wzrok i ujrzała pochylającego się nad nią Matta. Chłopak poczęstował się papierosem.
- Co ci jest? Znów martwisz się o Ricka? Czy facet znowu przesłał ci wiadomość?
- Nie... po prostu... odgadłam część tej łamigłówki. Tylko muszę jeszcze poszperać w necie, czy aby na pewno dobrze pokojarzyłam. Nie wracam do szkoły. Nie da mi to spokoju.
Po czym uśmiechnęła się do kolegi i przydepnęła niedopałek, po czym pobiegła ku parkingowi. Wsiadła do jeppa. Musiała maksymalnie skupić uwagę na prowadzeniu, gdyż adrenalina wciąż mocno pulsowała w jej żyłach. Wpadła do domu, minęła zdziwionego Marka, który pewnie urządził sobie wolne od szkoły, i zamknęła się w pokoju. Włączyła energetyczną płytę Billy Talent w odtwarzaczu i wzięła laptopa na kolana.
Włączyła Google i wpisała w wyszukiwarkę nazwę swojego miasta i hasło `wypadek na lotnisku`. Zdawało jej się, że wyniki wyszukiwania wczytują się przez wieczność. Kliknęła w pierwszy odnośnik; przeniósł on ją do strony lokalnych wiadomości.
Tak jak pamiętała, przed kilku laty zdarzył się wypadek na nieistniejącym już lotnisku we Fresnie. Pamiętała, jak będąc siedmio czy ośmiolatką siedziała na kanapie oglądając z Elliotem wiadomości,gdy usłyszała o tragedii. Przy lądowaniu samolotu lecącego z Nowego Orleanu pilot popełnił błąd spowodowany tym, że był pod wpływem amfetaminy. Samolot się rozbił powodując śmierć blisko połowy pasażerów. Pilot nazywał się James Hawtworth...
A pas do lądowania nazwano Hawtworth Lane.
Sophie szybko poszukała starych planów lotniska. Zajmowało ono obszerną połać terenu na zachodnich krańcach miasta. Porównała aktualny plan miasta z tym sprzed kilku laty. Niemalże w połowie Hawtworth Lane obecnie leżał...
Dom Jane.
ratings: very good / excellent
- zbędne przecinki przed: i musiała, bądź, a ten, i zamknęła;
- brakuje przecinków przed: jakiego, powodując, oglądając;
- wielokropek ma tylko trzy kropki, a nie cztery;
- brakuje spacjo po przecinku.
Dziwna i nieczytelna składnia w sformułowaniu: " presje bycia cudownego dziecka". przecież t bezład logiczny.
"o nazwie", a nie "nazwą".