Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2013-11-21 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 3333 |
SPACER PO BERLINIE
Nikt na pewno nie wątpi, że latanie samolotami jest najłatwiejszym sposobem przemieszczania się w przestrzeni; pod jednym warunkiem - lotnisko musi być w pobliżu miejsca zamieszkania.
W moim przypadku ta sprawa zawsze nastręczała masę problemów – wszędzie było za daleko i jakoś nieporęcznie. W ostateczności pozostawała Warszawa i Okęcie, a w ostatnich czasach Modlin.
Rzadko jednak zdarzało się, żeby prosto z pociągu czy autobusu trafić na samolot. Zawsze trzeba było długo czekać albo nocować gdzieś i lecieć następnego dnia rano. Psuło to komfort podróży. Może właśnie z tych powodów wolałam wylatywać z Berlina. I tak musiałam dotrzeć tam innym środkiem lokomocji, i tak musiałam przenocować, więc co szkodziło zostawić sobie jeszcze dzień czy dwa na spacery po mieście, którego dobrze nie znałam.
Najchętniej odwiedzałam Charlottenburg – najpiękniejszą i największą rezydencję Hohenzollernów, która wzniesiona została jako letnia siedziba pierwszej królowej Prus, Zofii Karoliny, żony Fryderyka I Pruskiego. Był to sam początek XVIII wieku. Kompleks pałacowy otaczał wówczas olbrzymi ogród w stylu francuskim czyli o regularnej kompozycji, z drzewami i krzewami równo strzyżonymi. Ślady tego układu widoczne są do dnia dzisiejszego, chociaż obecny ogród powstał po II wojnie światowej.
Już sam widok dwóch strażniczych budek przy pałacowej bramie, z owalnymi okienkami, które przegradzają pionowe, metalowe pręty działał na moją wyobraźnię. Przede wszystkim odwoływała się ona do sztuki teatralnej Adolfa Nowaczyńskiego „Wielki Fryderyk” napisanej w 1909 roku. Sztuka, co prawda, grywana bywała rzadko ale za to zawsze w znakomitej obsadzie. Jako pierwszy wcielił się w tytułową postać Ludwik Solski. Ja miałam okazję obejrzeć znakomitą kreację Jana Świderskiego. Tak więc, Fryderyk Wielki jawił mi się przed oczami jak żywy, ponieważ sztuka Nowaczyńskiego jest wnikliwym portretem genialnego satrapy. Inna sprawa, że jest ona również bezlitosnym napiętnowaniem polskich wad narodowych, których uosobieniem są : biskup warmiński Ignacy Krasicki i generałowa Skórzewska, poddani Fryderyka po pierwszym rozbiorze Polski.
Jeśli bramę pałacową zastałam otwartą, oznaczało to, że będzie można obejrzeć komnaty. Jeżeli była zamknięta pozostawał spacer po rozległym parku. Jesienią, przy pochmurnej pogodzie nad pałacem i parkiem przetaczały się niesamowite, skłębione obłoki. W taką pogodę najprzyjemniej było wejść do wnętrza budynku, przejść się po pięknych barokowych salach, obejrzeć kolekcję obrazów, porcelany i popatrzeć na ogród z pałacowych okien.
Opisywanie wnętrza nie ma w tym momencie sensu, ponieważ jest to temat zbyt obszerny. Z resztą, informacje można znaleźć w innych źródłach. Myślę, że ciekawsze są odczucia subiektywne, zwłaszcza jeśli są one szczególne. W tym przypadku tak było. Może to komuś wyda się głupie i bezsensowne, ale od pierwszych kroków w pałacowych komnatach uznałam to miejsce za przyjazne i bezpieczne, takie, w którym da się mieszkać. Było to odczucie zaskakujące, właśnie dlatego, że nie dotyczyło zwykłego domu ale pałacu. Odczucie sięgało do najdawniejszych doświadczeń dzieciństwa, gdy rozum niewiele jeszcze ogarnia i związane było z drewnem. Na dodatek dotyczyło nie tyle wyglądu pięknych parkietów, co raczej odgłosu stawianych na nich kroków. Tak, drewno było mi przyjazne. Znałam ten ton od bardzo dawna z zupełnie innego miejsca. Wydawał go jeden stopień szerokich, jasnych i pięknie polakierowanych schodów. Był to zamek gotycki a schody prowadziły na długi korytarz. Teraz dobrze rozumiałam dlaczego w sztuce Nowaczyńskiego Fryderyk Wielki chodzi z laską i przy lada okazji stuka nią w podłogę.
Do Charlottenburga przeważnie musiałam dojechać, gdyż najczęściej korzystałam z noclegu gdzieś w pobliżu głównego dworca kolejowego. Za każdym kolejnym pobytem w oczy rzucały się zmiany – nowoczesna architektura wypierała starą, tą może niezbyt atrakcyjną ale budzącą jakieś sentymenty.
Mieszkając w takiej okolicy najprościej było wybrać się na spacer nad Sprewą. Zważywszy, że rzeka płynie przez centrum Berlina, były to spacery dość atrakcyjne, z zaglądaniem do różnych restauracji, kawiarni i innych interesujących miejsc mijanych po drodze.
Takim sposobem trafiłam na wystawę Sztuki zdegenerowanej czy jak kto woli: wynaturzonej. Termin ten / Entartete Kunst/ używany był przez nazistów dla określenia sztuki niezgodnej z nazistowską ideologią i innej, niż ta oficjalna, opierająca się o romantyczny realizm.
Sztuka III Rzeszy miała prezentować klasyczne wzorce piękna a nie obrazy „zdeformowane i zniekształcone”. W konsekwencji tego, określenie „sztuka wynaturzona” odnosiło się do wszystkich głównych nurtów sztuki nowoczesnej, takich jak: dadaizm, kubizm, ekspresjonizm, fowizm, impresjonizm i surrealizm.
Zaczęło się, jak to zwykle bywa, od ataków słownych. Później przystąpiono do czynu. W październiku 1936 roku zamknięto dział sztuki współczesnej starej Galerii Narodowej w Berlinie.
W następnym roku upoważniono nowego prezesa Izby Kultury Rzeszy, Adolfa Zieglera do wyboru i zabezpieczenia dzieł niemieckiej sztuki wynaturzonej w dziedzinie malarstwa i rzeźby. Dotyczyło to twórczości tego rodzaju powstającej po roku 1910. Godna uwagi jest data, która miała być wyznacznikiem. Sztuka nowoczesna zaczęła rozwijać się około roku 1900, więc dlaczego selekcja objęła to, co powstawało od 1910? Myślę, że ma to związek z wybuchem I wojny światowej i z tym, co działo się tuż przed nią. W każdym razie skonfiskowane dzieła wyprzedawano za granicę lub publicznie palono.
Moje zainteresowanie wystawą okazało się na czasie, bowiem w Krakowie, w Centrum Kultury zorganizowano podobną ekspozycję zatytułowaną „Polowanie na awangardę. Zakazana sztuka w Trzeciej Rzeszy”. Przy tej okazji kuratorka krakowskiej wystawy Judith Schoenwiesner wyraziła następującą opinię: „najbardziej uderzać może to, że wszystkie prezentowane dzieła, na pierwszy rzut oka wydają się być normalne i ciężko jest odgadnąć powód dla którego były wówczas zakazane”.
Tere, fere – pomyślałam. Nie ma dymu bez ognia, ale wypowiedziane zdanie jest zgrabne i zawsze można z niego wycofać się, dodając, że jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się to i owo można by znaleźć.
Z resztą, doświadczenia z realizmem socjalistycznym też wiele tłumaczą. Termin pojawił się w Rosji w roku 1932 w związku z akcją mającą na celu zmuszenie grupy literatów Robotniczej Asocjacji Pisarzy Proletariackich i „Awangard” do porzucenia niekonwencjonalnej twórczości. Oficjalnie socrealizm został proklamowany w 1934 roku na Zjeździe Pisarzy Radzieckich przez Maksima Gorkiego. Następnie na wniosek Andrieja Żdanowa rozszerzono ten styl na wszystkie dziedziny sztuki. Tak więc, była to sytuacja podobna do tej w Niemczech. Na dodatek w obu przypadkach rzecz miała miejsce w latach trzydziestych. Podobno awangardziści sprawiali kłopot słabo wykształconym rosyjskim funkcjonariuszom partyjnym. Być może niemieccy naziści też obawiali się, że coś wymyka się spod ich kontroli.
W Polsce niechęć do awangardy rozwinęła się dopiero po II wojnie a przybrała na sile po 1956 roku, gdy socrealizm przestał być stylem obowiązującym i wtedy dopiero słabo wykształceni funkcjonariusze partyjni stanęli wobec problemu cenzurowania artystów. Najbardziej chyba nieszczęśliwi i przepełnieni gniewem byli cenzorzy nie z zawodu ale z powołania. Bo jak tu wytykać błędy, gdy nie wiadomo co to jest i jak to ująć w słowa? W sumie, pojawiło się przekonanie, że nie wszystko co dozwolone jest właściwe i tak na prawdę, to należy z tym walczyć.
Po tych refleksjach związanych z berlińską ekspozycją sama poczułam się jak eksponat, więc postanowiłam ruszyć na dalszy spacer nad Sprewą. Wśród obrazów miałam swojego faworyta – temat, który znalazł swoje odbicie głównie w twórczości Picassa.
ratings: good / excellent
Szkoda, że temu pięknemu reportażowi nie towarzyszy równie doskonała poprawność językowa. Dużo błędów różnego rodzaju, nawet ortograficzne. Dwukrotnie napisano "z resztą", a należało napisać "zresztą". "Sztuka zdegenerowana" nie jest nazwą własną, więc należało napisać ją małą literą.
Niewłaściwie zamiast nawiasów użyto ukośników.
Największe problemy sprawia interpunkcja. Brakuje przecinków przed: czyli, Ale (4 razy), pozostawał, nad pałacem (wtrącenie), a schody, dlaczego, najprościej, czy jak, a nie, zorganizowano (wtrącenie), dla którego, a przybrała, co to jest, co dozwolone, jest właściwe.
Zbędne przecinki przed: Fryderyk Wielki, informacje, właśnie, określenie, Adolfa, na pierwszy, było to, pojawiło się, tu należy.
Zwrot "cenzor z powołania" może być niewłaściwie odczytany. W tym konkretnym przypadku chodziło o powołanie przez władzę, a słowo "powołanie" zazwyczaj ma inne znaczenie, więc należało zapisać tę myśl bardziej precyzyjnie, by uniknąć dwuznaczności. Gdyby to był tekst satyryczny, ta takie znaczenie byłoby wręcz znakomite.
No i na koniec mam wątpliwości, czy istnieje lotnisko Okęcie i lotnisko Warszawa. Mnie, jako że nie latałem samolotem z żadnego z nich, zawsze wydawało się, że jest to jedno lotnisko. Nie wiem, więc nie czynię zarzutu.
Dzięki za ocenę.
ratings: good / very good
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
Zwykle NA CO DZIEŃ przejawia się to w powszechnym blokowaniu/ignorowaniu awangardy - a więc sztuki MŁODYCH
u nas również próbowano narzucać Artystom kanony obowiązującego piękna,
co się - jak wiemy - zakończyło w finale tym, że polska awangarda tak poetycka, jak w dziedzinie kina, architektury, tańca, sztuki użytkowej, urbanistyki, malarstwa, muzyki, rzeźby itp., itp. tamtych socrealistycznych lat zachwyciła świat:
od Grotowskiego, przez Jeremiego Przyborę, Abakanowicz, Polańskiego czy Wajdę, po Beksińskiego, Niemena, Pendereckiego, Łempicką, Lutosławskiego, braci Różewiczów, Przybosia, małżonków Wejchert itd., itd.
Być może trzeba zakazów, by Wielka Sztuka sięgała gwiazd (??)
ratings: perfect / excellent