Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2013-11-24 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2540 |
Leżałem wsród gruzów. Podniosłem się więc i rozejrzałem. Wtedy zrozumiałem, że to były gruzy naszej cywilizacji.
Nie mogłem tu zostać. Musiałem uciekać. Skryć się. Ruszyłem z miejsca. Wtedy poczułem ból w nodze. Nie pamiętam już czy to odłamek granatu, czy pocisku. Nie miało to znaczenia. Większy ból sprawiało mi to, że musiałem przemykać jak szczur po ulicach mego własnego miasta. I to po to, by skryć się przed istotami, które są nawet czymś gorszym od szczurów. Dobrze znałem te bestie. Nie raz i nie dwa miałem okazję się im przyjrzeć. Chude, śmierdzące istoty w łachmanach, o obłędnym, zamglonym wzroku. Różnie ich nazywaliśmy, ale najbardziej pasowało do nich Grabieżcy. Lub Wyjadacze.
To była wojna, jakiej świat jeszcze nie widział. Wojna totalna. Wojna na wyniszczenie. Walka dwóch obcych sobie cywilizacji. Dwóch odmiennych światów. A nasz świat, właśnie odchodził w zapomnienie. Permanentnie przegrywaliśmy walkę dobra ze złem, piękna z brzydotą.
Pamiętam tłumy ludzi uciekających wraz z cofającym się frontem. Uciekali razem z całym swoim dobytkiem, bo nie sądzili, że kiedykolwiek wrócą do domów. Nie sądzili, że będzie do czego wracać. Grabieżcy rabowali wszystko, co tylko dało się zrabować. Gwałcili wszystkie kobiety, które dało się zgwałcić. Czy miała lat siedem, czy dziewięćdziesiąt, nie robiło im różnicy. Zabijali wszystko, co dało się zabić. Również pożerali wszystko co tylko się dało, a i nawet rzeczy, których człowiek by nie tknął. Zgniłe mięso, paszę dla świń... Są wiecznie głodni. I jestem pewien, że gdy zjedzą już wszystko, zaczną jeść nas...
Postanowiłem schować się w kamienicy, na którą wcześniej spadła bomba. Biegnąc, potknąłem się i zaryłem nosem w spalonej ziemi. A potknąłem się o ciało chłopaka. Miał nogi zmiażdżone przez gąsienice czołgu, kulę w głowie, pistolet w ręce i jakieś jedenaście lat.
Dzielny maluch. Nawet dzieci walczą. A walczą, bo wiedzą, że nawet gdyby nie walczyli, to i tak Grabieżcy nie zostawiliby ich w spokoju. Już dawno nie obowiązywał podział na cywili i żołnierzy. Teraz każdy jest wojownikiem. Zasalutowałem nad jego ciałem. Lepszego pogrzebu mieć nie będzie.
Wszedłem do kamienicy. Następnie udałem się do pierwszego lepszego mieszkania. Byłem zmęczony, a ból w nodze coraz bardziej mi dokuczał. Miałem też nadzieję znaleźć coś do jedzenia. Nic jednak nie znalazłem. Mieszkanie było całkowicie zdemolowane, a wszystko co dało się wynieść – wyniesione. Na podłodze leżało jedynie zdjęcie. Przedstawiało młodego chłopaka w mundurze. Muszę przyznać, że prezentował się perfekcyjnie. Może to był czyjś syn. Może i czyjś narzeczony. Rodzice czy narzeczona musiała być dumna. Teraz albo był martwy, albo umierał w męczarniach. Tak samo jak właściciele tego zdjęcia.
Usiadłem na łóżku. Sen wziął mnie z zaskoczenia. Śniłem o lepszym cudownym świecie. Ale nie o niemożliwej utopii. Ten świat kiedyś istniał. My go stworzyliśmy. Gospodarka działała idealnie. Wszyscy mieli pracę i zarabiali przyzwoicie. Miasta się rozrastały, rolnictwo wchodziło na wyższe poziomy. Całe społeczeństwo było silne i zwarte, a ludzie piękni i wspaniali. A teraz to wszystko już przepadło. Jednak serce pocieszała myśl, że... mieliśmy to. Choć przez jakiś czas mieliśmy to. Wyjadacze zawsze byli i będą niewolnikami. My choć przez chwilę byliśmy panami.
Obudziły mnie kobiece krzyki. Rozpaczliwe wołanie o pomoc. Nikt nie mógł jej pomóc. Oprócz mnie.
Wyjrzałem przez okno. Przy wejściu do kamienicy, trzech Grabieżców właśnie zamierzało zagrabić jej cnotę. Ruszyłem tak szybko jak tylko dałem radę. O mało co nie potknąłem się na schodach. Podczas biegu wyciągnąłem pistolet z kabury. Gdy stanąłem z nimi twarzą w twarz, nie zdążyli nawet zareagować. Wystrzeliłem trzy pociski, a każda trafiła celnie w okropne mordy Wyjadaczy.
Kobieta nie rzuciła mi się na ramiona. Nie zasypała mnie podziękowaniami. Poprosiła tylko o jedną rzecz.
- Zabij mnie – wyszeptały drżące usta. - Zabij.
Bez zastanowienia, spełniłem jej życzenie.
Serce mi urosło, gdy spojrzałem na trzy karabiny leżące przy śmierdzących ciałach. Tak, mając tyle amunicji, będę mógł kontynuować miejską partyzantkę. Może nawet udałoby mi się przebić, do któregoś z naszych oddziałów.
Gdy tylko wyszedłem na ulicę, posłali w moją stronę serię z karabinów. Spudłowali. Jak spłoszone zwierzę, uciekłem z powrotem do budynku. Nie miałem już amunicji. Ostatni nabój, który planowałem zachować dla siebie, przeznaczyłem dla tamtej kobiety.
Schowałem się w jednym z mieszkań. Słyszałem ich zbliżające się kroki, choć moje serce biło dużo głośniej. Wyciągnąłem granat. Wyciągnąłem zawleczkę.
Wbiegli do środka. Zdążyłem tylko krzyknąć:
- Heil Hitler!
ratings: perfect / excellent
A teraz dwie wątpliwości, stąd brak ocen.
Pierwsza - nieścisłość logiczna. Peel zabija oprawców kobiety, następnie i ją na jej życzenie. Widzi karabiny z amunicją ( ciała bandytów leżą przy wejściu do kamienicy) i co? Nie zdążył zabrać tej amunicji? Dlaczego dalej opowiada, że ostatni nabój przeznaczył dla proszącej o śmierć kobiety?
Druga - dużo poważniejsza. Dlaczego w taki sposób zakończyłeś to opowiadanie? Wzbudziłeś najpierw sympatię do peela, a zakończyłeś czymś tak absurdalnym, co nie mieści się nawet w granicach si/fi. Te słowa są jednoznaczne, a nazizm nigdy nie może się powtórzyć! Nigdy! Nawet w fikcji literackiej.
Bardzo Cię proszę o odpowiedź.
ratings: very good / very good
Wydaje też mi się, że kobieta nie rzuciła się "na ramiona", lecz nie rzuciła się "w ramiona". Na ramiona znaczy chyba mniej więcej to co na barana.
Teraz o interpunkcji. zbędne są przecinki przed: o obłędnym, właśnie, trzech, spełniłem, do któregoś, uciekłem.
Natomiast brakuje przecinków przed: czy to, co tylko, jak tylko.
Fabuła ciekawa i napisana dość sprawnie. Zastrzeżenia dotyczące treści wskazałem wyżej.
Tak, nie zdążył bo zaczęli w niego strzelać.
"Druga - dużo poważniejsza. Dlaczego w taki sposób zakończyłeś to opowiadanie? "
Cały czas miałem zamiar tak zakończyć. To całkiem zabawne gdy czytelnik współczuje bohaterowi, a potem się okazuje, że to cholerny nazista.
Świat również jest przedstawiony tak jak widzieli go nazi-fanatycy, a nie tak jak my to postrzegamy.
Tytuł jest dwuznaczny. Czytelnik czytając, myśli o utopii, którą Grabieżcy topią we krwi, ale kiedy się okazuje o co chodzi, to również ma sens. Naziści w końcu budowali swój "raj" na krwi innych.
ratings: perfect / excellent
Opowiadanie "Utopia we krwi utopiona" - z szokującą pointą w finale - tę właśnie prawidłowość egzemplifikuje: jedyny sprawiedliwy w tej Apokalipsie bohater - to... fanatyczny hitlerowiec.
"Nie wszystko złoto, co się świeci"