Go to commentsMój szafot 4 (Czwarte studium schizofrenii)
Author
Genreprose poetry
Formprose
Date added2013-12-25
Linguistic correctness
Text quality
Views2579

Mój szafot 4

(Czwarte studium schizofrenii)



Słońce jest osłabione, słońce leży i lży. I chociaż wszyscy nieustannie je rozdrapują ono i tak się z tego w końcu wyliże. Ciągle nie chce jeść mi z ręki. Mówi, że to słowa mają zagrać kluczową rolę, a przecież słowa właściwie nigdzie nie wychodzą. Nikt nie odchodzi, to i nikt nie przyszedł. Tymczasem słowa uparcie defilują i wyglądają na mocno poirytowane.

Takie piekło przy kontuarze wymaga dzisiaj wręcz szczególnej koncentracji, więc trudno użyć na nim kija. Pozostaje walenie płaską dłonią w środek pleców. Dopiero wtedy się nie zadławi i choć będzie rósł we mnie absolutnie irracjonalny lęk w końcu przełknie mnie z pokorą. To taka konfrontacja z własnymi ograniczeniami, pełny rozkwit zakorzenienia i ugruntowania w jakiejś zupełnie jałowej ziemi. Muszę zdzierżyć jeszcze pogaduszki starych babć klozetowych i ich intymną więź we wspólnym gdakaniu.

Piekło legło na wznak, statycznie, straty, styczne niczym skradający się właśnie transwestyta - amator, który ze swoich fantazji erotycznych budzi się właściwie tylko z przyzwyczajenia. Wszak wypełnia swoją rzeczywistość jedynie ciężką pracą bioder i milczącym bezwstydem. Tak jest, bezwstydem, szczególnym rodzajem samoobrony przed bezsensowną utratą nadmiernych ilości energii. W wiadomych kręgach jego życie jest gorzkie. Lecz on robi to z niesłabnącą wiarą, ideologią i gotowością do wielkich poświęceń. Jego oponenci zdają się przy tym nie zauważać niczego i zapewne wychodzi im to tylko na dobre. Prze to piekło musi w końcu eksplodować i jurto obudzi się z pewnością bardzo zwężone. Tak będzie dopóki będzie więzieniem duszy. Odtąd transwestyta będzie się posiłkował niezbyt wolną wolą, niezbyt długim żalem, niezwykle długą nieobecnością. Staje się martwym miejscem w sercu, tym, stamtąd.

Słońce jest osłabione, siada by się żalić nad swoimi stopniami i wspominać samotną wspinaczkę oraz powolne dochodzenie do siebie. Lecz niebo przygarnie je teraz za późno.

Piekielne słońce, zagmatwane jak łamigłówka, coraz mniej znana ścieżka do lasu. Niczego nie jest w stanie wyposażyć na drogę, więc teraz określimy je jako nierealne. Bo tylko instynkt jeszcze ufa, że zniewolone ciało doścignie na końcu cień końca. Że coś osiągnie, w końcu.

Jest jedynie mdłe założenie, oklepana wizja i zniewolenie horyzontu.

Choć idzie nam z trudem to dzieli nas coraz więcej.

Wracają tylko ćmy. Ubabrane po łokcie ćmy.


  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
W 19 wersie od góry słowu "prze" brak chyba do pełni literki "z" ( przez chwilę błysło mi, czy pełnia może dotyczyć też słońca,o którym piszesz, czy tylko księżyca? - o którym milczysz?),gdzieś nie umknął mi też brak przecinka, ale z czystym sumieniem oceniam tekst, jako bezbłędny, gdyż nie są to błędy, tylko niezamierzone przeoczenia.
Ten cykl twoich tekstów pokazuje, jak coraz trudniejszą do zrozumienia jest nasza wielopiętrowa rzeczywistość, a jeśli dodamy do tego piętra światów nadprzyrodzonych, galaktyk, polityków, dzieci, generałów, artystów i biznesu, dostaniemy kręćka od wrażenia, że albo wszystko jest prawdziwe, albo nic nie jest prawdziwe, co na jedno wychodzi...No, może nie całkiem tak - "jedyny prawdziwy świat, to mój własny..." Tak, drogi twórco! Twój własny - to jedyny prawdziwy świat. Tak trzymać! Pozdrawiam
avatar
Jakbym czytała Nelly Sachs "Psalm nocy" :)
© 2010-2016 by Creative Media