Przejdź do komentarzyRozdział 6
Tekst 6 z 30 ze zbioru: Na samo dno
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2017-07-04
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1550

Pierwszym tramwajem, który przyjechał była stara ósemka. Zaraz za nią jechała jedenastka, na którą czekała Karolina. Był to jeden z tych nowych tramwajów, cichych i dobrze zamortyzowanych. W niczym nie przypominały starych maszyn, w których jechało się podskakując na twardych siedzeniach jak w siodle na koniu. Taki rodzaj transportu miejskiego nie był popularny w Polsce, istniał tylko w piętnastu miastach. Zastanawiające, ponieważ tramwaje tworzą najlepszą alternatywę dla zakorkowanych ulic, poruszając się niedużymi, nowoczesnymi, napędzanymi elektrycznie wagonami po torowisku.  

Zazwyczaj jadąc do pracy tramwajem dziewczyna obserwowała ludzi. Dokąd jadą, jak wyglądają, jak się ubierają, zachowują.  

Została sama – oto, co zaprzątało jej myśli, choć starała się je od siebie odpędzić, nie chciała, by dotarły w pełni. Miała wrażenie, że po prostu jedzie w odwiedziny do mamy, będą rozmawiały o wszystkim i o niczym, a Adam został w domu, grając zapewne w coś na komputerze. Tak jednak nie było.  

Zapach herbaty malinowej roznosił się po całym mieszkaniu. Pani Kowalska krzątała się w niewielkiej kuchni, wyciskając sok z cytryny oraz zrywając listki świeżo wyhodowanej mięty. Karolina lubiła przyjeżdżać do mamy, mieszkającej w kamienicy obok urokliwego Parku Oliwskiego w jednej z najstarszych gdańskich dzielnic. Siedziała teraz w oczekiwaniu, aż kobieta przygotuje dwa napoje i będą mogły w spokoju porozmawiać. 

W końcu mama usiadła naprzeciw, po drugiej stronie potężnego drewnianego stołu zrobionego jeszcze w pracowni stolarskiej pradziadka Karoliny.  

- Nie rozumiem dlaczego. – Pierwsza odezwała się pani Marzena Kowalska. 

Karolina wzruszyła ramionami z lekką rezygnacją, upijając mały łyk herbaty malinowej. Syknęła, gdy poparzyła sobie koniuszek języka. Odstawiła filiżankę na spodeczek. Nie opóźni tej rozmowy. 

- Od dawna nie było dobrze, mamo. – Zaczęła spokojnie tłumaczyć. 

- Nic nie wiedziałam. – Pani Kowalska spojrzała na córkę uważniej. – Nie było nic po was widać, a ty mi nic nie mówisz... 

- Wciąż się kłóciliśmy. – Pokręciła głową Karolina, tłumiąc wyrzuty sumienia wobec rodzicielki. Faktycznie, za rzadko ostatnimi czasy dzwoniła czy przyjeżdżała. – Spędzaliśmy coraz mniej wspólnego czasu. Razem, a jednak osobno... – Załamał jej się głos. Będąc sama w domu wydawała się sobie dużo twardsza. Teraz nie wytrzymała. Wielkie słone krople spływały po policzku. Prawda dotarła z głowy do serca. Karolina Kowalska została sama. Nagle ten stan ją przytłoczył. Przytuliła się do mamy i zapłakały razem.


Po powrocie do domu szybko się przebrała. Nałożyła jeansy i czarną bluzkę z dekoltem, chwyciła za torebkę i wyszła z domu. Chciała kupić sobie coś do picia, ale stwierdziła, że nie ma na to już czasu. Skierowała się od razu do tramwaju, spieszyła się na spotkanie. Nie tylko z nowopoznanymi znajomymi.

Na działce oprócz wyczekiwanego przez Karolinę chłopaka była już Ania oraz jeszcze jedna osoba, Kamil. Nie wyglądał na sportowca, ale póki co zostali sobie tylko pobieżnie zapoznani.

– O, witam singielkę w tym szczytnym klubie. – Przywitał ją Daniel i gestem pokazał, żeby usiadła koło niego.

Ochoczo przyjęła zaproszenie. Stojący przy grillu Łukasz machnął wesoło na powitanie, po czym wrócił do przekładania kiełbasek i karkówki.

– Jak się czujesz? – Daniel objął ją ramieniem.

Poczuła jego perfumy. Zapach był powalający. Chłopak ubrany był w tę samą białą bluzę, którą miał, gdy poprzednim razem spotkali się dokładnie w tym samym miejscu. 

– No cóż, dzisiejszy poranek nie należał do najwspanialszych w moim życiu – odpowiedziała cicho.

– Wiesz, że dzisiaj musisz się upić? – Śmiał się Daniel. – Bo każdy, kto zostaje singlem, musi się upić jeszcze tego samego wieczoru. Taka zasada.

– I ty też tak piłeś, jak twoja żona cię zostawiła?

– Nie ona mnie, tylko ja ją pożegnałem. I piję do tej pory z tej wielkiej radości.

Łukasz postawił im przed nosem talerz z gotowym jedzeniem, a jego przyjaciel skinął w podzięce głową i zaczął nakładać sobie kiełbaskę, nie żałując przy tym ani ketchupu, ani musztardy. Karolina przypatrywała mu się badawczo. Mężczyzna uśmiechnął się, po czym wsadził sobie do ust wielki kawał kiełbasy, zagryzając ją chlebem, więc dziewczyna również wzięła kawałek karkówki i zaczęła nieśmiało jeść. Kamil w tym momencie opowiadał jakąś anegdotę ze swojej pracy i wszyscy słuchali go w skupieniu. Łukasz sięgnął po szklanki i alkohol. Okazało się, że była tylko whisky i Sprite.

– Pijesz? – Spytał Kowalską gospodarz wskazując na szklankę.

– Karolinka dzisiaj dużo pije. – Daniel objął siedzącą obok niego dziewczynę ręką, w której trzymał widelec. – Nalej jej.

– Poproszę. – Zgodziła się z ociąganiem. Nie przepadała za whisky, ale nie chciała zrobić z siebie świętej anielicy z Edenu. – Ale więcej Sprite’a. – Zaznaczyła.

Łukasz uśmiechnął się porozumiewawczo.

Obecni na grillu mężczyźni nie potrzebowali wiele czasu, by nabrać dobrego humoru, charakterystycznego po wypiciu większej ilości alkoholu. Sprzyjało temu jedzenie oraz towarzystwo, a także duża ilość najróżniejszych trunków. Łukasz ledwo trzymał się na nogach, a Daniel z Kamilem przekrzykiwali się w gadaniu głupot. Nawet Ania była w stanie wskazującym. W pewnym momencie usłyszeli dochodzącą z kieszeni Daniela Shakirę, z jej wielkim przebojem ostatnich miesięcy, „Loca”.

Mężczyzna wyciągnął telefon. „Loca” była teraz dużo głośniejsza, a na wyświetlaczu pojawiło się czarno-białe zdjęcie kobiety i podpis „Aaa żoncia”.

– Niesamowite, kurwa. – Zaśmiał się Daniel i odrzucił połączenie.

– Po co twoja żona dzwoni do ciebie o tej porze? – Spytała go Karolina.

– Bo chce do mnie wrócić. – Mężczyzna spojrzał na nią pijanym wzrokiem. – Wie, że beze mnie jest stracona. Ja mam kasę, Karolinko, a ona nie ma nic i dobrze o tym wie. Nie może się pogodzić z tym, że w końcu miałem odwagę powiedzieć „dość” wszystkim tym jej zaborczym zachowaniom.

Gdy skończył mówić, znowu zaśpiewała Shakira. „And I’m crazy but you like it, loca loca loca”.

– Daj, ja odbiorę. – Ania wyciągnęła rękę.

Daniel bez chwili wahania podał jej telefon. Dziewczyna wcisnęła przycisk z zieloną słuchawką..

– Halo.

– Witam, tu Martyna Hintz. Czy można prosić do telefonu mojego męża, Daniela?

Ania parsknęła śmiechem i szybko rozłączyła się. Martyna Hintz jeszcze kilkakrotnie próbowała dodzwonić się do Daniela, lecz tym razem ani on, ani nikt inny nie miał zamiaru odbierać telefonu.

Dochodziła druga w nocy, gdy całe, dość mocno pijane towarzystwo, postanowiło wybrać się na dyskotekę do Sopotu. Karolinie nie do końca uśmiechała się włóczęga, ale Daniel nawet nie chciał słyszeć jej odmownej odpowiedzi.

– Twoja pierwsza wolna noc od jakiego czasu? – Objął dziewczynę, lecz nie czekał, by dziewczyna odpowiedziała na jego pytanie. – Musisz iść się napić.

– Ale ja już się napiłam. – Broniła się.

– Musisz się zabawić dzisiaj. Ja dopilnuję, żebyś tej nocy długo nie zapomniała.

Co do tego jednego miał rację…

Ponieważ ekipa w zdecydowanej większości złożona z mężczyzn nie chciała jechać taksówką, przyjechał po nich jeden z kolegów Daniela, pracujący w nocnym transporcie osób Marek.

– Pojedziemy najpierw do mnie – oznajmił główny prowodyr całej tej wyprawy. – Muszę się przebrać, jakoś wyglądać. Tak mnie w życiu nie wpuszczą do żadnego klubu w Sopocie.

Łukasz skinął tylko głową. Był bardzo pijany, a Karolina śmiała się z jego nieporadności w tym stanie.

Marek, na ich widok szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Potem zaczął się głośno śmiać, a przy każdym uśmiechu koło ust powstawały mu niewielkie dołeczki, natomiast długie blond włosy falowały rytmicznie.

– Maro. – Daniel zaśmiał się głośno – Co tak się dziwisz? Nigdy nie widziałeś pijanych ludzi?

– Widziałem – odpowiedział przybyły. – Pierwszy raz chyba to ja jestem trzeźwy.

Jego wzrok spoczął na Karolinie – jedynej nieznajomej dla niego. Daniel zauważył to i poklepał go po plecach.

– To jest Karolinka. – Przedstawił ją. – Mój anioł stróż.

Marek podał jej rękę, na co odpowiedziała uśmiechem.

– Współczuję ci – powiedział blondyn. – Jako jego anioł stróż będziesz miała od cholery roboty.

– Spokojnie. – Zaśmiała się anielica. – Nie takie rzeczy się robiło. Dam radę. Kto, jak nie ja?

– Nawet prawdziwy anioł byłby bezradny w tym przypadku. – Marek mrugnął do niej porozumiewawczo. – Dobra, Danny, jedziemy. – Zwrócił się do kolegi.

– Ludzie, zbieramy się. – Zwołał przybyłych ten drugi.

Ania, Kamil i Łukasz podeszli do stojącej obok wyjścia Karoliny z dwoma młodymi mężczyznami. Dziewczyna spojrzała na bałagan na stole i otwarte drzwi do szopy.

– Tego nie można tak zostawić. – Pokręciła głową. – Ktoś mi pomoże?

Nikt nie odpowiedział. Spojrzała na nich. Daniel dyskutował głośno o czymś z Kamilem, a Ania podtrzymywała chwiejącego się na nogach Łukasza.

– Masz rację – powiedział Marek, kładąc anielicy rękę na plecach. – Tego nie można tak zostawić. Chodź, pozbieramy to.

– Dziękuję za pomoc.

– Nie ma sprawy. Ty chyba naprawdę jesteś aniołem, skoro pomimo ilości wypitego alkoholu, potrafisz jeszcze myśleć o takich rzeczach.

Karolina uśmiechnęła się i skromnie spuściła wzrok. Nigdy nie była dobra w przyjmowaniu komplementów.

– Wy teraz chcecie wszyscy jechać na tę imprezę? – Podjął rozmowę chłopak.

– Jeśli mam być szczera, to średnio mam na to chęci.

– Czyli nie jedziesz?

– Daniel mi chyba nie pozwoli nie jechać.

– Nie będzie miał wyboru. Nie mam tyle miejsca w samochodzie, żeby wszystkich zabrać. Co prawda to kombi, ale  we czwórkę z tyłu raczej się nie pomieścicie.

Nagle zrobiło jej się przykro, głównie z powodu, że nie pojedzie z Danielem. Cały wieczór opiekował się nią, starając się, by zapomniała o Adamie. Udało mu się to wcale nienajgorzej. Bardzo chciał, żeby pojechała, a ona chciała być z nim. Naprawdę żałowała, że nie ma miejsca w samochodzie Marka.

Zamknęła szopę i podeszła do rozmawiających chłopaków.

– Jedziemy już? – Daniel uśmiechnął się i czknął pijacko.

Objął dziewczynę ciasno ramieniem.

– Ja nie jadę – powiedziała mu.

– Nie zgadzam się. – Pokręcił głową. – Obiecałem, że się dzisiaj tobą zaopiekuję i dotrzymam słowa. Nie chcę, byś była sama.

Chłonęła  jego zapach, w którym perfumy łączyły się z ogniskiem. Daniel działał na nią mocniej, niż jakikolwiek inny mężczyzna w życiu; mocniej, niż Adam.

– Marek nie ma miejsca w samochodzie. – Wytłumaczyła słabym głosem. Było jej tak przykro, że słowa nie chciały przejść przez gardło. Danielowi uśmiech znikł z twarzy.

– Maro – zawołał kumpla, nie wypuszczając dziewczyny z objęć. – Powiedz mi, co to znaczy, że nie ma w twoim samochodzie miejsca dla mojego anioła?

– Bo nie ma. – Blondyn wzruszył ramionami, aczkolwiek widać było, że zupełnie nie chciał się kłócić. – W czwórkę nie zmieścicie się z tyłu.

– Masz kombi. – Daniel wpadł na rewelacyjny pomysł. – Pojadę w bagażniku. Zmieszczę się.

– Nie żartuj. – Karolina spojrzała w górę, na jego przystojną twarz. – Będziesz tam się gniótł. Ja nie muszę…

– Musisz. – Przerwał jej i pocałował ją w czoło. – Jedziesz ze mną i to nawet nie podlega dyskusji.

Wyszli z działki. Na czele szedł Łukasz, podtrzymując się z jednej strony na Ani, z drugiej na Marku. Opowiadał jakąś historię, której Karolina nie słyszała, ze względu na głośną dyskusję toczącą się tuż obok niej, pomiędzy Danielem, a Kamilem. Tej opowieści słuchała z zainteresowaniem, ponieważ mężczyzna, który wspierał się na jej ramieniu, opowiadał o swoim życiu.

Przyjechał do Gdańska w zeszłym roku wraz ze swoją żoną Martyną i czteroletnią Dominiką. Przybyli ratować tu małżeństwo, a Daniel chciał odciąć żonę od przyjaciółek i matki, które, jego zdaniem, miały na Martynę zły wpływ. Sielanka nie trwała jednak długo. Żona była bardzo zazdrosna i zaborcza. Daniel pracował w bankowości, zajmował się klientami indywidualnymi. Do domu wracał o różnych porach, czasem nawet bardzo późnych.

– Martyna myślała, że ją zdradzam. – Żalił się. – Nigdy bym tego nie zrobił. Za każdym razem, jak wracałem, była awantura.

– Wiesz… – Wtrąciłam. – Może ona po prostu chciała, żebyś więcej był z rodziną.

– Przynosiłem do domu dużo pieniędzy, nie musiała nic robić, tylko opiekować się domem i dziećmi.

– Pieniądze to nie wszystko – odezwała się cicho jego towarzyszka. – Ważny jest ojciec i mąż.

Daniel puścił to mimo uszu i Karolina nie miała pojęcia, czy dosłyszał jej słowa, ani czy przetrawił je po takiej ilości alkoholu.

Podeszli do samochodu Marka, granatowego Volkswagena, właściciel z rezygnacją otworzył bagażnik. Daniel wypuścił dziewczynę z objęć i ochoczo wskoczył do środka.

– Jesteś tego pewny? – Spytała Kowalska zbliżając się jeszcze do niego.

– Najzupełniej. – Uśmiechnął się szeroko. – A jak Maro otworzy bagażnik przed moim domem, chcę cię tam zobaczyć. 

– Czub jesteś i tyle. – Dziewczyna pokręciła głową i usiadła na siedzeniu pasażera.


Marek jechał szybko i pewnie. Droga była prawie pusta. Wyjechali z dużego obszaru działkowego w sąsiedztwie oliwskiej stacji Szybkiej Kolei Miejskiej. Takich miejsc w Gdańsku było dość sporo wzdłuż linii kolejowej. Pojechali starą ulicą Opata Rybińskiego, mijając po prawej urokliwy za dnia, teraz skąpany w tajemniczych ciemnościach Park Oliwski, a po lewej przedwojenne kamieniczki. Dalej, u samej góry Opata Rybińskiego przechodziła w Spacerową, ciągnącą się aż do obwodnicy Trójmiasta dwoma pasmami w środku lasu. Wiaduktem nad obwodnicą dojechali do położonej na uboczu Gdańska dzielnicy, Osowy. To tu, w nowo wybudowanej części mieszkał Hintz.

– Jesteśmy na miejscu. – Marek kiwnął głową wskazując na klatkę. Nie wyłączył jednak silnika.

– Ty nie idziesz z nami? – Spytała go Karolina.

Pokręcił głową.

– Ja tylko obiecałem Danielowi, że go odstawię do domu. Potem po was przyjadę, jak będziecie na imprezę jechać.

Mieszkanie Daniela mieściło się na trzecim, ostatnim piętrze budynku, na wprost schodów. Musieli wchodzić po schodach, ze względu na brak windy. Na półpiętrze, pomiędzy drugim a trzecim stała duża, stara, granatowa sofa.

– Tu nocują goście. – Śmiał się Daniel.

Towarzystwo było głośne i wesołe, nie przejmowało się przez moment późną godziną nocną i możliwością obudzenia sąsiadów.

W drzwiach chłopak miał aż trzy zamki, z których każdy zamknięty był na dwa obroty kluczem. Dla gości otwieranie przez Daniela drzwi trwało w nieskończoność. Pijany mężczyzna z trudem trafiał do dziurki od klucza. Gdy w końcu mu się to udało, dosłownie wbili się do środka.

Mieszkanie było przestronne, piętrowe. Z pewnością zbyt duże, jak na jedną osobę. W dodatku panował nieład, widocznie brakowało kobiecej ręki. Na dole po lewej stronie niewielkiego przedsionka była łazienka, w której kabina prysznicowa, pralka, ubikacja i dwie osoby to był już tłok. Za toaletą był mniejszy pokój. Tapeta w tym ostatnim pomieszczeniu była bladoróżowa, w kącie stało łóżko z pościelą w lalki Barbie.

– To był pokój mojej córci. – Wytłumaczył wszystkim Daniel.

Jego oczy momentalnie zrobiły się szkliste. Widać było, jak bardzo tęskni za małą, jak wielkim ciosem dla niego jest jej nieobecność. Mężczyzna szybko wziął się w garść, przetarł oczy i pokazał swoim gościom resztę mieszkania: na dole był jeszcze duży pokój z aneksem kuchennym. Na środku pokoju stała duża, dwuosobowa sofa. Była rozłożona, a pościel porozrzucana i pomięta.

– Wiedziesz raczej kawalerski żywot. – Zaśmiał się Kamil.

– Niestety. – Daniel wzruszył ramionami. – Czasem wciąż mam nadzieję, że wrócą tu do mnie.

Karolina chciała się odezwać, powiedzieć, że na działce jego zachowanie wskazywało na coś zupełnie innego, ale się powstrzymała. W końcu to nie była jej sprawa.

Na poddaszu Daniel miał przytulny pokoik, w którym była szafka, a na niej zdjęcia Dominiki. Po drugiej stronie stało biurko z komputerem stacjonarnym, obok leżał materac.

– Dobra, koniec zwiedzania. – Zarządził chłopak. – Trzeba się zbierać na imprezę.

Wszyscy zeszli na dół. Daniel otworzył szafę w przedpokoju. Obok niego stanęła jego anielica.

– W co mam się ubrać? – Spytał trzymając w jednej dłoni błękitną koszulę w lekką kratę, a w drugiej kremową koszulkę z krótkim rękawem. Dziewczyna bez wahania wybrała

pierwszą opcję.

– Świetnie. – Uśmiechnął się. – W pokoju Dominisi jest deska do prasowania i żelazko. – Rzucił w dziewczynę koszulą.

– Ja mam tobie to wyprasować? – Nie wiedziała, czy dobrze go zrozumiała i czy mężczyzna rzeczywiście mówi serio.

– Muszę dobrze wyglądać. – Uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. – Przecież o to zadbasz, aniołku, prawda?

– Tak – odpowiedziała niby z ociąganiem, ale jego pocałunek sprawił, że z przyjemnością szła spełnić jego prośbę. Był dla niej taki miły, a słowo „aniołku” w jego ustach brzmiał niemalże jak pieszczota. Może nie powinna się wahać, tylko od razu spełnić jego prośbę? Co sobie o niej pomyślał?

Gdy wyszła z pokoju z przygotowaną dla Daniela koszulą, okazało się, że Kamilowi i Ani zupełnie nie chciało się jechać do Sopotu. Zamówili więc taksówkę i pojechali do domu. Daniel bardzo żałował, że dwójka jego przyjaciół zrezygnowała z nocnej eskapady, jednak zapomniał o tym już pięć minut później i skupił się na pozostałych znajomych.

Zadzwonił po Marka i w czwórkę pojechali do Sopotu. Plac Konstytucji 3 Maja jest jednym z głównych punktów orientacyjnych w tym mieście oraz miejscem spotkań wielu mieszkańców zarówno Sopotu, ale też Gdańska i Gdyni. Urokliwe pasy zieleni z ławeczkami skierowanymi na kościół garnizonowy pod wezwaniem św. Jerzego lub ekskluzywny hotel Rezydent po drugiej stronie i na najsłynniejszą sopocką ulicę, Monte Cassino. Po zmierzchu całość oświetlały latarnie w przedwojennym klimacie. 

W lecie, niezależnie od godziny, w tym miejscu skupiały się tłumy. Teraz też tak było. Każda ławka była zajęta. Niektórzy palili papierosy w oczekiwani na kogoś, inni próbowali się dodzwonić, jeszcze inni po prostu wyczekiwali z niecierpliwością.

Trójka przyjaciół wyszła z samochodu Marka i pomachali mu na pożegnanie. Trzymając się pod ramię, ruszyli w dół „Monciaka”.

– To gdzie idziemy? – Spytała Karolina. Dawno nie była tu na żadnej dyskotece i postanowiła powołać się na znajomość klubów obu towarzyszących jej mężczyzn, którzy byli tu stałymi bywalcami.

– Chodźmy do Herbaciarni. – Zaproponował Daniel. – Mój kumpel miał tam być dzisiaj.

– Her…ba…ciar…nia. – Wybełkotał pijackim głosem Łukasz.

Jak na komendę Karolina i Daniel roześmieli się głośno.

Klub, do którego zmierzali był nowy i mieścił się na samym dole niedawno wybudowanego kompleksu dyskotek i luksusowych hoteli. Swoją nazwę nosił bynajmniej nie od tego, że można było kupić tam herbatę. Chyba, że „ziołową”.

Przed budynkiem okazało się, że selekcjonerzy do Herbaciarni ich nie wpuszczą.

– Ale czemu nie? – Jedyna dziewczyna w towarzystwie próbowała się z nimi wykłócić.

– Pani może wejść. Pan również. – Wskazał na Łukasza. – Ale ten kolega w tych butach nie wejdzie.

Spojrzała na kompletnie pijanego Łukasza, a potem na białe, sportowe buty Daniela i parsknęła śmiechem.

– Dobra, dobra. Bez łaski. – Pociągnęła chłopaków za rękawy i odeszli kawałek dalej.

Spróbowali więc w klubie obok, lecz usłyszeli dokładnie tę samą śpiewkę, jakby stojący przy wejściu się zmówili.

– Dobra, dość. – Zniecierpliwił się Daniel. – Chodźcie do Marzenia, tam na pewno nas wpuszczą.

Istotnie, chłopak miał rację. W wybranym przez niego lokalu nie mieli żadnego problemu z wejściem do środka, a w dodatku kobiety, czyli Karolina, miały darmowy wstęp. Selekcjoner założył im na ręce papierowe opaski i mogli się bawić w najlepsze. Weszli po schodach i od razu skierowali się do baru.

– Co chcecie? – Spytała kolegów Kowalska.

– Piwo – odpowiedział Daniel pomagając Łukaszowi ustać w miejscu w pozycji pionowej.

Dziewczyna zamówiła więc dwa, a dla siebie wodę mineralną. Musiała zacząć trzeźwieć, bowiem obaj mężczyźni byli już mono pijani, a ponieważ jeszcze spożywali alkohol, trzeba ich było utrzymać w ryzach. Łukasz jednak nie dopił swojego piwa, gdy stwierdził, że chce wrócić do domu.

– No co ty, przestań, stary. – Daniel położył mu rękę na ramieniu i prosił, by ten został. Chłopak nie chciał nawet o tym słyszeć. Był uparty i koniecznie chciał powrotu do domu. Z klubu wyszli więc w trójkę, ponieważ Daniel zapowiedział, że przyjaciela tak nie zostawi. Odprowadzili Łukasza do taksówki, aż na samą górę ulicy Bohaterów Monte Cassino. Wsadzili chłopaka do auta i postanowili wrócić do klubu, by bawić się dalej. Daniel odsunął rękę tak, by Karolina mogła chwycić go pod łokieć. Uśmiechnęła się szeroko i szli razem przed siebie.  

Strefa VIPów w klubie prowadziła po schodkach na balkon. Tam Karolina, jak przystało na jego prywatną anielicę, czy może bardziej ślepo zakochaną dziewczynę, kupiła Danielowi jeszcze jedno piwo i sama stanęła blisko niego. Patrzyli na huśtające się pod sufitem dziewczyny, na rozmawiających i tańczących na parkiecie ludzi, obserwowali bar. Dziewczyna kołysała się lekko w takt muzyki. Gdy w głośnikach popłynęła piosenka „Got 2 luv u” Seana Paula i Alexis Jordan, Daniel przesunął się i zamknął swoją towarzyszkę w trójkącie pomiędzy swoimi ramionami a barierką. Karolina odwróciła się i stanęli twarzą w twarz. Spojrzeli na siebie i nawet nie zdążyli pomyśleć. Pochylił się i po prostu zaczęli się całować. To było głodne i namiętne. Po chwili odsunęli się od siebie, oboje zdziwieni reakcją na dotyk ust tej drugiej osoby, ale dalej tańczyli przytuleni. Czuła się wspaniale. Daniel tak bardzo jej się podobał, a tej nocy byli tylko dla siebie.


 


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×