Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2012-02-03 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2166 |
Było już ciemno, kiedy wreszcie zamknęła za sobą drzwi biura. Prawie zawsze zostawała po godzinach. Nienawidziła tej pory roku; deszcz pomieszany ze śniegiem na chodnikach tworzył błotnistą maź. Miała wrażenie, że żyje w jakimś sztucznym, nierealnym świcie, bez słońca.
Obcasy głośno stukały o chodnik, oczy łzawiły. Stanowczo zbyt dużo czasu spędza przed monitorem komputera. Najchętniej położyłaby spać… Marzyła o miękkiej, ciepłej pościeli, może jeszcze o kieliszku czerwonego wina. Mokre płatki śniegu przywierały do jej pokrytych tuszem rzęs.
Autobus zatrzymał się na przystanku. Wsiadła i natychmiast przykleiła się do obcych ciał – późno popołudniowy szczyt. Na szczęście do przejechania miała tylko trzy przystanki. Korki, czerwone, zielone światła migotały jej przed oczami. Skuleni ludzie sunący po chodniku, wydawali się zjawami nie z tego świata. Wreszcie wysiadła. Szybko, stukając obcasami, zbiegła po schodach przejścia podziemnego. Jeszcze tylko zakupy w osiedlowym supermarkecie i będzie mogła zamknąć za sobą drzwi mieszkania, odgradzając się od nieznośnej codzienności.
Jasne światło bijące z wnętrza marketu, obiecywało udane zakupy. Tuż przed szklanymi drzwiami musiała zwolnić kroku, by wyminąć staruszka. Mężczyzna w zniszczonym płaszczu, irytującą powolnością przesuwał się, tarasując przejście. Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem, przecisnęła się pomiędzy starym człowiekiem, a kobietą z dzieckiem na ręku, wychodzącą ze sklepu.Prawie nie zwalniając kroku, wzięła z ustawionej sterty, czerwony, plastikowy koszyk i z gracją weszła między regały. Od dawna robiła tutaj zakupy, więc dobrze znała rozstawienie towaru. Chleb ciemny z ziarnami słonecznika, masło, karton mleka… Ser… Zastanawiała się właśnie czy kupić francuski ser pleśniowy, gdy ktoś ją potrącił. Obejrzała się zirytowana. Mężczyzna w zniszczonym płaszczu, szurając nogami, nie bacząc na ludzi wokół, przeciskał się do najniższej półki, gdzie ustawione było mleko. Wyciągnąwszy rękę dotknął jej kolana. Odskoczyła, jak oparzona, ledwo kryjąc odrazę, jednak nie odeszła. Zahipnotyzowana patrzyła na człowieka, który z namaszczeniem, jak najświętszą relikwię, wziął do ręki kostkę masła. Przez chwilę obracał ją w dłoniach, by niespodziewanie podetknąć sobie pod nos, łapczywie wciągając jej zapach. Z odrazą odwróciła się, by pośpiesznie wrzucić do koszyka jogurt migdałowo-kokosowy i kawowy, jej ulubione oraz twarożek. Głośno stukając obcasami odeszła do półek, gdzie królowały kawy i herbaty. Wzięła zieloną mieszankę indyjskiej herbaty, kawę, której aromat mówił, że są krainy cudownie pachnące egzotyką i luksusem. Na wydzielonym stoisku kupiła butelkę czerwonego, chilijskiego wina… Będzie na romantyczny wieczór z nim, zapowiadający rozkosz w pomiętej pościeli… Jeśli nie przyjdzie? Wypije sama siedząc na podłodze z pomiętymi zdjęciami między nogami.
Jeszcze tylko podpaski. Szybko znalazła się w odpowiedniej alejce. Przy okazji wzięła szampon, dezodorant. Stał przy regle z papierem toaletowym. Najtańsze opakowanie, zawierające sześć rolek leżało koło jego nóg. Liczył drobniaki, rozłożone na dłoni o grubych palcach i połamanych paznokciach. Ludzie wymijali go mniej lub bardziej zirytowani, a on zdawał się ich nie zauważać. Wyminęła go energicznie stukając obcasami, niosąc w ręku ciężki koszyk.
Po odejściu od kasy, przekładała zakupy do płóciennej torby. Minął ją, szurając nogami mężczyzna w zniszczonym płaszczu. W ręce trzymał jedną bułkę.
oceny: bezbłędne / znakomite
Dobry początek dłuższej historii bez hepiendu