Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-03-12 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 897 |
Nigdy nie jesteś samotną wyspą
Nie mogłem pominąć milczeniem opowieści jaką znajomy mi opowiedział,a która zapewne zdarza się w życiu wielu osób. To zdarzyło się podczas zastanawiania, czy warto modlić się w samotności, ponieważ w duszy Słowa Chrystusa brzmiały jak echo: “ Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie”( Mat 18,19). Byłem sam w domu, a za oknem wędrujący tłum, też był daleko od mojej sprawy. W dłoni zwisał różaniec, w sercu tkwił cios, bo w telewizji podali, że sowiecki czołg rozjechał idącego człowieka, chociaż opatrznościowo wyszedł z tego cało. Mówiono o cudzie! Miałem z tego powodu wiele do przemyślenia. W takiej chwili poczułem czyjąś dłoń, nie wiem dlazcego, ale od razu wiedziałem że to dłoń mojego anioła stróża, który poprowadził przed oblicze Matki Bożej Królowej Polski, będącej w otoczeniu tysięcznego tlumu aniołów, wśród którego dostrzegałem bliskie osoby, które znałem za ich życia na tym padole. Chyba nigdy w moim życiu Królowa Polski nie była mi tak bliska. W Jej Obliczu widziałem wszystkie Matki Polki, także mojej mamy, która dawno temu odeszła do Pana. O takim spotkaniu zapewnie marzy każdy człowiek. Patrzyłem jak na prezbiterium wypełnione tłumem skrzydlatych istot, twarzami skierowanymi do modlącego się tłumu z przestrzeni całego kraju. Byliśmy w świątyni z kopułą nieba.
Z całą pewnością ogarniałem całość, tak jakbym miał wzrok z każdej strony głowy. To bylo dziwne, a zarazem niesamowicie piękne. Światło które niosło się po świątyni, miało dziwną moc, w dotyku było cudownie miłe i zdolne dokonać rzeczy niemożliwych. Wydawało się, że skrzydła u ramion wyrosły u wszystkich modlących się przed Obliczem Matki Bożej Częstochowskiej. Ona także z przybyłymi aniołami zanosiła modlitwy do Boga.
W chwili gdy ktoś wchodził do świątyni i dołączał do modlitwy, to jasność stawał się intensywniejsza.. W przestrzeni świątyni coraz to nowe postacie jaśniały wzbudzoną aureolą, jak okiem sięgnąć. Mnóstwo gwiazd pulsujących na okręgu, coraz to nowe i nowe się zapalają. Światło wypełnijące świątynię niosło wiadomość, że ktoś nowy włączył się do modlitwy.
I nagle, bez najmniejszej wątpliwości, wiedziałem, że w czasie modlitwy nigdy nie jestem sam, nie jestem samotną wyspą, ciągle spełniają się słowa Chrystusa: “ Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20).
Paciorki w dłoni zaczęły świecić niby perły, podczas przesuwania przynosiły łaski od Matki Boże do duszy, gdzie wprawiały w stan euforii, a nawet czegoś wiecej i nie do ogarnięcia przez zmysły. Przenosiły w stan pełnej świętości, zrozumiałej tylko dla aniołów.
Cud modlitwy. Ona prowadzi tam gdzie wzrok nie sięga, ale w miłości dociera do nieba w akt wspaniałego spotkania tych, którzy w miłości trwają.