Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2014-01-26 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2231 |
Stoję sama w pustym domu. Zniszczonym czasem. Jest ciemno. Na dworze złowrogo świeci księżyc w pełni. Teraz. Schował się za chmurami.
Jestem przerażona i się trzęsę. Nie. Trzęsę się z zimna. Mam na sobie cieniutka sukienkę w kwiaty. Jestem boso.
Na podłodze jest pełno szkła. Wszystkie szyby są wybite, a ciemne i ciężkie kotary łopoczą na wietrze.
Wołam kogoś. Nie wiem kogo. Nie słyszę własnych słów. Nikt tez mi nie odpowiada.
Wychodzę przez frontowe drzwi. Jestem w ogrodzie. Nie. Na łące. Odwracam się i już nie widzę tego domu, z którego wyszłam. Jest noc. Trawa faluje przypominając mi ciemną, nieprzeniknioną wodę.
Ktoś krzyczy. Biegnę w stronę tego głosu. Znam go, ale nie umiem powiedzieć do kogo należy.
Zatrzymuję się na skraju lasu. Krzyk słabnie jak gdyby temu komuś brakowało już sił. Jestem coraz bliżej. Nie mogę się teraz zatrzymać!
Wiatr chłoszcze mnie po twarzy, a gałęzie ranią gołe nogi i ręce. Nagle wpadam w dziurę i lecę w dół. Krzyk słabnie, a po chwili zamiera.
Już wiem co się stało. Nie zdarzyłam. Nie mogłam pomóc. Spadam. W ciemność bez granic, bez góry i dołu.
Nie wiem gdzie jestem. I nagle słyszę głos.
„Chodź ze mną” - mówi. - „Wyciągnę cię stad.”
Chcę się zgodzić. Chcę stad uciec. Zrobię wszystko byle się nie bać. Wiem jednak, że nie mogę się zgodzić. Nie bo wtedy stanie się coś strasznego. Ale jeśli się nie zgodzę też coś się stanie. Czuję to.
Chcę się ruszyć, ale nie potrafię. Coś przytrzymuje mnie w miejscu.
Zmiana scenerii. Jestem nad morzem. Stoję wysoko na skale. Jeden krok dzieli mnie od przepaści. Chcę się cofnąć, ale moje ciało nie należy do mnie. Porusza się samo. Powoli robię krok, walcząc wewnętrznie ze sobą, ale nic nie mogę zrobić. To koniec. Spadam.
Znów krzyk. Mój. Nie, ja nie krzyczę. Usta mam zaciśnięte. Krzyk się oddala. Spoglądam w górę. Jest ciemno, ale widzę. Wyciągniętą w rozpaczliwym geście rękę. A powyżej niezwykłe błękitne oczy.
Sebastian.
Odzyskuję kontrolę nad sobą. Jednak nie mogę nic zrobić. Spadam. Wyciągam słabe ręce, ale jestem już za daleko. Nie złapie mnie. Przepraszam. Widzę bój w jego oczach, mimo iż jestem tak daleko.
Nie krzyczę. Już nie. To nie mój głos słyszę. Należy on do osoby, która została na skale.
Lodowata głębia zamyka się nade mną. Nic nie słyszę.
Otwieram oczy. Tylko przeraźliwa czerń i światło znikające w oddali. Tonę. Macham niezgrabnie rekami. To na nic. Woda mnie wzywa i ciągnie na dno. Coraz głębiej i głębiej..
Nagle. Ktoś jest w wodzie. Ktoś poza mną. Błękitne oczy i ciemne włosy pływające dookoła twarzy.
Przerażenie. Widzę je wyraźnie. Szuka mnie.
„Tu jestem”.
Chce krzyczeć, ale nie mam jak.
Wyciągam powoli rękę w stronę chłopaka. Nie widzi mnie. Nie pomoże mi. Już nikt mi nie pomoże.
Zamykam ciążące powieki. Chcę tylko zasnąć. Jestem zmęczona. Wiem, że nie mogę. Muszę walczyć, ale to na nic.
Wypuszczam z płuc resztę powietrza. Tonę.
Słyszę, że on woła moje imię, a gdy zdaje sobie sprawę, że to koniec, powietrze rozdziera przeraźliwy krzyk pełen rozpaczy oraz bólu. I pytanie. Dodane tak cicho, że nie powinnam go usłyszeć pod wodą i z takiej odległości. Ale je słyszę.
„Dlaczego? Dlaczego Ana?”
To już koniec. Nie, jeszcze nie. Znów jestem w ciemności. Gdzieś w głębinach? Może. Ale mogę oddychać. Znów słyszę krzyk.
Już go prawie rozpoznaje. Prawie, ale po chwili cichnie.
Znów jestem w opuszczonym domu. Nie, to ten sam dom, ale wcześniej. Jak mogłam go nie rozpoznać? Mały domek na odludziu. Z hamakiem w ogródku. Dom Sebastiana.
Wołam go, ale odpowiada mi cisza.
Jest. Widzę go. Siedzi w kuchni. Z rękami opartymi na stole. Oczy mu błyszczą. Nie... niemożliwe.... płacze?
Wymawiam jego imię. Nie słyszy mnie. Nie widzi.
Spogląda przez okno. Nagle podrywa się do góry i rusza pędem do drzwi. Zobaczył coś czego ja nie widzę. Nadzieja rozbłyska w jego oczach. Otwiera drzwi.
Zamieram w bezruchu. Na ganku stoję... ja! To nie jest możliwe. Ja jestem tutaj, a nie tam!
Chłopak bierze fałszywą mnie w ramiona. Cieszy się. (Co tu się dzieje!?) Przecież widział jak utonęłam, teraz myśli, że nie. Ale ja tam byłam. Topiłam się. Tamta ja to nie ja, bo ja jestem tutaj!
Krzyczę do niego. To musi być jakaś pułapka! Krzyczę:
„To nie ja!”
Ale nikt mnie nie słyszy.
Nagle. Jakiś błysk w „mojej” ręce. Taki szybki, że prawie nie widoczny. Nóż. Wbija się z prędkością światła w pierś chłopaka, a ja mogę tylko krzyczeć.
Już nie wiem czy to jawa czy sen.
Sebastian patrzy na „mnie” zaskoczony. Nie do końca rozumie co się stało. A ja płaczę. Widzę cała scenerię i nie mogę nic zrobić.
I nagle patrzę prosto w przerażone oczy chłopaka. Prostuję się zdziwiona i czuję w ręce jakiś przedmiot. Ciężki i śliski. Zakrwawiony nóż kuchenny. Upuszczam go i cofam się do tyłu.
„Nie!!”
To ja to zrobiłam?! Ale jak!? Jak?! Jak?!
Sebastian pada na podłogę. Jest mokra od krwi. Rozszerzonymi oczami patrze na całą scenerię.
„Jak?!?!”
Słysze śmiech. Odwracam się. I widzę siebie. Nie zaraz nie całkiem siebie. To ta inna „ja”. Ta „ja” ma czarne oczy i wyraz triumfu na ustach.
Jak mógł nie zauważyć różnicy? A może właśnie zobaczył. Ale było za późno.
Tamta „ja” odzywa się do mnie.
„To przez ciebie.” - mówi.- „Przez ciebie on zginie.” - dodaje, po czym znika. Wiem czyj głos wychodzi z moich ust. Nie mój, nie. Głos ciotki Marie.
Padam na kolana i przyglądam się przez łzy chłopakowi. Niewidzące oczy ma wpatrzone w sufit. Z takim bolesnym wyrazem wyrzutu, ze nie mogę tego znieść. Płaczę. Już teraz poznaję ten głos. Ten krzyk, którego nie potrafiłam rozpoznać. Przez cały czas, to krzyczałam ja.
I wtedy właśnie to się dzieje. Nareszcie. Budzę się z koszmaru.
ratings: very good / good
ratings: good / good
Potwierdzam również wielokrotny brak znaków diakrytycznych (cieniutka - cieniutką, tez - też, stad - stąd, ze - że).
Nie pojmuję też niby nowatorskich znaków: .. (dwie kropki), .... (cztery kropki), ?!?!
Moim zdaniem wszystkie cudzysłowy są zupełnie zbędne. Chciałbym się dowiedzieć, co znaczy sformułowanie "cofam się do tyłu". Czyżby można cofać się do przodu? O tym nie słyszałem.
Na koniec interpunkcja. Jest w tekście mało zdań złożonych, a jeżeli już są, to nie zawsze zdania podrzędne są oddzielone przecinkami. Brakuje przecinków przed: przypominając, do kogo należy, jak gdyby, co się stało, byle się nie bać, też coś się stanie, czego ja nie widzę, czyj głos wychodzi, jak utonęłam.