Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2014-01-30 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2563 |
Młody uczeń wpatrywał się w swojego nauczyciela. Starzec dokładnie czyścił karego ogiera, który był w takiej samej formie jak jego właściciel. Sierść dawno stała się wyblakła, grzbiet wyjeżdżony jak stare siodło, a szyja ledwo unosiła ciężar łba. Szkielet konia był widoczny, choć przykryty skórą. Jedno tylko się nie zmieniło. Oczy. U nauczyciela choć smutne, to jednak nadal tryskały żywą zielenią, a u ogiera źrebięcym zapałem.
Chłopiec niepewnie podszedł bliżej.
Męczyło go jedno zwykłe, proste pytanie, ale bał się reakcji nauczyciela. Zdarzyło się już, że właśnie przez niewinne pytanie rozpętał prawdziwą wojnę między nimi, a co najgorsze, musiał przeprosić.
Po dłuższej chwili odważył się.
- Nauczycielu? - spytał cicho.
Starzec szczotkował dalej konia i dopiero po chwili przestał. Spojrzał podejrzliwie na przestraszonego chłopca i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego.
- Mówiłeś coś do mnie?
- Tak. - potwierdził chłopiec drżącym głosem.
- Więc, jak już coś mówisz, to głośno. - warknął i powrócił do czyszczenia.
Uczeń wiedział, że teraz ma pozwolenie na otwarcie ust. Znał już bardzo dobrze każdy gest oraz zachowanie starca, a co najważniejsze – znaczenie. Wiedział, że ta postawa jaką przedstawia nauczyciel jest bezpieczna, ale nie zrobił ani kroku bliżej.
- Czy pan jeszcze potrafi marzyć? - zapytał.
- Marzenia są dla głupich. - odparł, nie przerywając zajęcia.
- Dlaczego pan tak uważa?
- Dają nieprawdziwą i sztuczną nadzieję. Nie ma najmniejszego sensu śnić po nocach o tym czego tak naprawdę pragniesz.
Chłopiec usiadł na trawie i spojrzał na konia, który ospale zwiesił głowę i przymknął oczy.
- Ale jest to fajne. Możemy wyobrazić sobie to co tylko chcemy i robić niemożliwe rzeczy, takie jakich normalnie nie możemy zrobić.
Starzec uśmiechnął się kpiąco.
- I w tym właśnie jest problem. Ludzie wyobrażają sobie zbyt dużo, a jak im w życiu nie wyjdzie, to się wieszają na gałęziach drzew albo skaczą z wysoka. Lepiej uświadomić sobie, że choćbyś chciał, to nigdy nie będziesz tym, kim naprawdę chcesz.
- A marzył pan kiedyś o czymś?
- Taa... Kiedy byłem jeszcze dzieckiem. - przerwał szczotkowanie i spojrzał gdzieś za horyzont. - Widziałem siebie jako rajdowego kierowcę. Dążyłem do tego zawzięcie, a los i tak rzucił mną gdzie chciał.
Chłopiec zmartwił się bardzo. Poczuł się tak jakby ktoś jednym ruchem czarną farbą oblał mu obraz, który był jedną z ważniejszych rzeczy.
- Szkoda czasu na marzenia. - stwierdził i spojrzał na chłopca.
Uczeń ostatni raz zobaczył smutne zielone oczy.
Starzec umarł następnego dnia. Pusty, bez marzeń.
Chłopiec rósł w tęsknocie za swoim oschłym, ale bliskim nauczycielem. Ojciec cały czas w delegacji. Matka zmarła pogrążona w depresji po stracie starszego syna. Została mu tylko nudna szkoła, wielka willa i stara opiekunka. Czasami tylko odwiedzał swoją ulubioną klacz, Deltę, ale i ona nie dawała mu radości. Zawsze, gdy do niej przychodził, sprawiała wrażenie wiecznie zajętej kobiety, jaką była właśnie jego matka.
Życie ciągnęło mu się nie ubłagalnie. Każdego dnia wstawał i kładł się spać. Uczył się bardzo dobrze, ale nawet świadectwa z wyróżnieniem nie dawały mu szczęścia. Z czasem pustka zaczęła narastać. W głowie miał tylko wypowiedź swojego nauczyciela, który go jeszcze nigdy nie zawiódł i nie zdarzyło się, że jego rada, zrobiła z niego głupka.
I tak chłopiec wyrósł na rosłego młodzieńca. Spotkał swoją prawdziwą miłość, po kilku nieudanych próbach. Zdał maturę i wybrał się na studia. Został prawnikiem, a wille i stajnie dostał w spadku po ojcu.
Nie było to jednak życie szczęśliwego człowieka. Codziennie dom, praca, rodzina. Robił to co musiał, nie to co chciał. Chciał rzucić to wszystko w cholerę, osiodłać konia i dzikim galopem pojechać do lasu. Odetchnąć, odpocząć i pomarzyć. Coraz bardziej męczyła go przeszłość. Dotarło do niego to, że cały czas robił to, co podyktował mu ojciec. Przecież chciał być kimś innym.
Raz, gdy wszedł po schodach na strych po starych dębowych schodach, zobaczył swoje stare obrazy malowane na płótnach. W szufladach ledwo mieściły się liczne kartki i zeszyty z opowiadaniami o centaurach, elfach, koniach, a także o ludziach. Wziął wszystkie swoje dzieła i przygarnął do siebie z miłością, po czym gorzko zapłakał. To rozbiło twardą skorupę otaczającą twórczy umysł wrażliwego artysty.
Jeszcze tego samego dnia, zamiast zająć się rozpatrzeniem sprawy swojego klienta, położył się w łóżku i puścił Mozarta. Wiedział, jak źle zrobił nie kierując się swoimi pragnieniami.
- Muszę to nadrobić. - Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Zamknął oczy, po czym utonął w marzeniach i artystycznych wizjach.
- Czy ty wreszcie znajdziesz czas dla własnej rodziny? - Spytała go niezadowolona żona, kiedy już siódmą godzinę spędził przed sztalugami, malują swoje marzenia.
Spojrzał na nią z wielkim i obłędnym uśmiechem.
- Kochanie, odnalazłem sens życia! - machnął pędzlem i czerwona farba wylądowała na białej pościeli.
Kobieta z płaczącym dzieckiem na rękach spojrzała z na niego ze złością i wyrzutem.
- Sama sobie dzieci nie zrobiłam! Stoisz tu i bazgrzesz jakieś głupoty.
Z dołu zaczęły dobiegać odgłosy kłótni i bójki.
- Pomóż mi wreszcie. - warknęła i zeszła na dół.
Mężczyzna zafascynowany tym, co tworzy jego własna ręka został na ,,swoim miejscu`` i dokładnie przyglądał się każdemu pociągnięciu.
3 lata później
Mężczyzna leżał na mchu i patrzał w korony dębów zlewające się w ciemności. Samotnie odpoczywał w lesie, który był niegdyś majątkiem jego ojca. Cieszył się każdą chwilą, choć miał przy sobie tylko kawałek chleba i stary gryzący koc. Czuł się wolny, a jego głowa przepełniona była marzeniami. Żył z łaski dobrych ludzi. Całą piersią wdychał kojące powietrze. Nie martwił się tym, że majątek przepadł, a żona odeszła. Z malarstwa i pisania dzieł także nic nie miał. Nareszcie zaczął żyć, tak jak chciał, po swojemu, pełnią życia.
"nieubłaganie" pisze się razem.
"W głowie miał tylko wypowiedź swojego nauczyciela, który go jeszcze nigdy nie zawiódł i nie zdarzyło się, że jego rada, zrobiła z niego głupka" ta końcówka niefortunna moim zdaniem.
"wyrósł na rosłego" nie wyszło to dobrze.
"Spotkał swoją prawdziwą miłość" i "Nie było to jednak życie szczęśliwego człowieka" - jedno z drugim się wyklucza.
"Spojrzał na nią z wielkim i obłędnym uśmiechem" ?
Czyli jednym słowem facet zmarnował miłość i jeszcze się z tego cieszy :)
Mnie się nie podoba ta opowieść. Oczywiście nie chodzi o utracjusza, marzyciela ( każdy ma prawo zmarnować życie), ale o styl pisania.
Niepoprawny styl ma duże znaczenie w tym tekście.
Mam nadzieję, nikogo ten skromny komentarz nie obraził, ale taka prawda.
Czym by było człowieczeństwo bez ironii...
Dziękuje, pozdrowienia dla krytyka