Go to commentsW kręgu piekielnym - rozdział 5, rozdział 6
Text 3 of 8 from volume: W kręgu piekielnym
Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2014-04-26
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2521

Rozdział V 



Darren Wardes ocknął się z bólem głowy, leżąc na podłodze. Nie do końca pamiętał co się stało. Przypominał on sobie jedynie, że czytał jakiś tekst. Nic więcej nie mógł sobie przypomnieć. Nie wiedział w jaki sposób znalazł się na podłodze, czuł się jednak, jakby oberwał dość mocno w głowę. Wstał powoli, lekko jeszcze odrętwiały oraz oszołomiony i usiadł na krześle. Spojrzał na księgę, która leżała teraz zamknięta na stole. Tuż obok niej leżał jego osobisty dziennik, w którym, tak jak poprzedni właściciel, notował w, nim wyniki swoich doświadczeń. Z jego dziennika wystawał wycinek z gazety. Darren wyciągnął go i przeczytał. Mówił on o badaniach naukowców z Uniwersytetu Miscares oraz o dziwnej śmierci jednego z nich. Darren zbierał różne wycinki z gazet związane w jakikolwiek sposób z miasteczkiem Dunwers, mając nadzieję, że znajdzie coś, co wyjaśni pewne wydarzenia i odpowie na wiele jego pytań. Wardes znał również pewne informacje na temat ostatniego żyjącego naukowca, związanego z badaniami w Silver Wood. Wiedział również, że naukowiec ten, profesor Povlawsky znajduje się w zakładzie psychiatrycznym w Greennouse. 

Greennouse było oddalone o jakieś półtorej godziny drogi od miasteczka Dunwers. Wardes po dłuższych przemyśleniach, postanowił pojechać do tamtejszego zakładu, aby poznać profesora Povlawskiego, w nadziei, że uda mu się dowiedzieć czegoś nowego. Miał nadzieję, że profesor wyjawi mu, co takiego widział tamtego  dnia, a co było przyczyną jego szaleństwa. Już wcześniej miał takie plany, jednak nie czuł się na siłach. Ostatnie wydarzenia oraz dziwne zjawiska, nie dawały Wardesowi spokoju i za wszelką cenę chciał to wyjaśnić. Przygotował ewentualne pytania, które mógłby zadać Povlawskiemu, spakował kilka niezbędnych rzeczy i załatwił sobie transport, który umożliwi mu sprawny wyjazd. Przed wyjazdem ukrył on księgę oraz zabezpieczył całą aparaturę chemiczną wraz ze wszystkimi odczynnikami, ze względów bezpieczeństwa. Od pewnego czasu, był bardzo ostrożny. Przynajmniej tak mu się zdawało. Zamknął on strych i oznajmił matce, że wyjeżdża jutro na kilka dni. Nie wyjaśniał jednak jaki jest cel jego podróży. Zazwyczaj starał się nie ujawniać swoich działań. Z resztą, dla matki i tak ważniejszy był jego umierający ojciec. Matka często przesiadywała w szpitalu u jego boku. Wardes nie mógł zrozumieć, jak jego matka mogła traktować jego ojca w taki sposób, pomimo tego, co jej zrobił. Jednak Wardes starał się teraz odsuwać tego podobne myśli. Przestało już go to obchodzić. Zaczął żyć własnym życiem i podążać swoimi ścierzkami. 

Darren wyjechał z samego rana, następnego dnia. Wyjeżdżając z Dunwers, spoglądał przez niewielkie okno samochodu na las Silver Wood. Wiedział, że las ten kryje w sobie o wiele więcej tajemnic, nawet bardziej mroczniejszych, niż mogłoby mu się wydawać. Zdawał sobie sprawę, że nie można tak tego zostawić i nie spocznie, dopóki nie pozna tajemnicy tego miejsca i przyczyn tych wszystkich wydarzeń. Chwilę później Silver Wood nikło w oddali, a Darren Wardes opuszczał swój azyl. Pomimo nieuzasadnionych obaw, podróż przebiegała spokojnie, bez większych komplikacji, była jedynie nieco męcząca, co było zrozumiałe. Czas, który miał do dyspozycji, wykorzystał na przemyślenia oraz na przygotowanie się do rozmowy z jedynym, oprócz samego Darrena,  żyjącym jeszcze świadkiem dziwnych wydarzeń związanych z miasteczkiem Dunwers. Po męczącej nieco podróży Darren Wardes dotarł na miejsce. Zatrzymał się w hotelu Brintberr, oddalonym o dwadzieścia minut piechotą od zakładu. 

Greennouse było średniej wielkości miastem, znanym głównie z najlepszego oddziału psychiatrycznego z najlepszymi specjalistami w dziedzinie chorób umysłowych. Dom Św. Alberta, bo taką nazwę nosił ten oddział, nie przyjmował, byle jakich pacjentów. Przyjmowano głównie niespotykane, nietypowe i trudne przypadki. Drobne zaburzenia psychiczne zostawiano raczej innym zakładom. 

Do Domu Św. Alberta, Wardes przybył około godziny jedenastej. Ośrodek ten był dość duży. Pomalowany na biało z dodatkiem beżowych pasów. Wokół nie było innych budynków, pewnie ze względu na bezpieczeństwo. Tam znalazł ordynatora Davida Sarrantacos, podszedł do niego i oznajmił: 


- Witam doktorze. Nazywam się Darren Wardes. Chciałbym porozmawiać z jednym z waszych pacjentów. 

- Dzień dobry Panie Wardes. Rzadko dopuszczamy ludzi spoza zakładu do naszych pacjentów. 

- Rozumiem, ale zajmie to tylko chwilę. Mam tylko kilka pytań.  

- O jakiego pacjenta panu chodzi? 

- O profesora Povlawskyego. 

- No cóż. Obawiam się, że niestety nie będzie w tej chwili takiej możliwości. 

- Dlaczego? 

- Proszę pana. Pan Povlawsky jest w ciężkim stanie. Jest w trakcie zaawansowanego leczenia. Policja już go wystarczająco wykończyła tymi ciągłymi przesłuchaniami, a teraz pan chce męczyć go kolejnymi pytaniami. 

- To sprawa wielkiej wagi i... 

- Panie Wardes - przerywając wypowiedź Darrena - Nie mam zamiaru z panem dyskutować na ten temat. Nie wiem kim pan jest i jaki byłby cel pańskiej rozmowy z profesorem, ale powiedziałem już. Nie ma możliwości, aby mógł pan spotkać się z panem Povlawskym. 

- Widzę, że nie dojdę z panem do porozumienia. Trudno. W takim razie nie będę zawracał już panu głowy. Z pewnością jest pan bardzo zajęty i ma pan sporo pacjentów, potrzebujących pańskiej pomocy. Do widzenia. 

- Do widzenia. – odpowiedział, jakby od niechcenia, po czym odszedł. 


Jednak Darren Wardes nie miał zamiaru tak szybko odpuścić. Nie po to tu przyjechał, żeby odjechać stąd z pustymi rękami. Wardes był człowiekiem, który, jeśli postawi sobie jakiś a podeszła do niego i zapytała: 


- Doktorze, pomóc w czymś? 

- Zapomniałem kluczy – odparł lekko zdenerwowanym głosem – pilnie potrzebuję dokumentacji jednego z pacjentów. Klucze musiałem gdzieś zapodziać. 

- Już otwieram, doktorze. 


Czuł, że zaczyna się pocić z nerwów. Jednak Wardes był mistrzem improwizacji. Zawsze udawało mu się wyjść z takich sytuacji. I tak oto po chwili pielęgniarka otwarła drzwi archiwum, niczego nie podejrzewając. Z czego Darren sam był nieco zdziwiony. Najwyraźniej człowieka można bardzo łatwo zmanipulować. Wystarczy odpowiedni bodziec. Pielęgniarka wróciła do swoich zajęć, a Wardes wszedł do archiwum, aby odnaleźć akta profesora Povlawskyego. 

Darren szukał z lekką obawą, dokumentacji Povlawskyego. Cała dokumentacja była posegregowana alfabetycznie i według dat przyjęcia pacjentów. Myślał, że znalezienie tej kartoteki, w tak uporządkowanym archiwum, będzie łatwe, niestety tak wcale nie było. Ogrom dokumentacji setek pacjentów, którzy leczyli się lub nadal się leczą na tym oddziale, przyprawiał Darrena o ból głowy, a problem ze znalezieniem akt profesora doprowadzało go do szału. Był świadomy tego, że ma mało czasu. Wiedział, że w każdej chwili ktoś może się zorientować i, że może zostać zdemaskowany. Zdenerwowany, przeglądał, trzęsącymi się rękoma, kolejne teczki, jednak nie mógł znaleźć właściwej. Słyszał jakieś kroki i rozmowy w pobliżu wejścia do archiwum. Musiał się spieszyć. Po upływie jakiś piętnastu minut, znalazł całkiem przypadkowo, to, czego szukał. Wziął teczkę i wyszedł w pośpiechu z archiwum, zamykając za sobą drzwi. Szedł teraz szybkim krokiem, jakby był lekarzem, wezwanym pilnie do jakiegoś pacjenta. Kierując się do skrzydła, gdzie pacjenci mieli swoje pokoje, przeglądał akta Povlawskyego. I tak przeczytał: 




Vladimir Povlawsky. 

Przyjęty do Domu Św. Antoniego w Greennouse w Wielkiej Brytanii, dnia 7 maja o godzinie 12.05, za zaleceniem dr Oswalda Vorlauta w trybie natychmiastowym... 


Przewinął kolejną kartkę. Było to coś w rodzaju sprawozdania lekarskiego na temat stanu pacjenta: 


Stan pacjenta oceniam na ciężki. Po wstępnych badaniach, zaraz po przyjęciu pacjenta, stwierdziłem u niego pobudzenie, przyśpieszoną akcję serca, przyśpieszony oddech, a także podwyższoną temperaturę ciała, mierzącą 38 stopni. Kontakt słowny zaburzony. Pacjent zdawał się być nieobecny, majaczył. Źrenice znacznie rozszerzone.... 

Zalecam podanie 3mg haloperydolu, dwa razy dziennie oraz 1,5mg lorazepamu, również dwa razy dziennie. Wskazane jest także szczególne monitorowanie pacjenta przez okres miesiąca. 


W tej chwili Wardes zdawał sobie sprawę, nie tyle z tego, co właśnie robił, ale z tego, że jego plan nie do końca był dobry. Wiedział doskonale, że Vladimir Povlawsky będzie pod wpływem silnych środków, ale jego stan, przynajmniej z tego, co wynikało z dokumentacji, był zły. Darren powoli zaczął tracić nadzieję, że uda mu się dowiedzieć czegoś, co nieco rozjaśni mu pewne kwestie. Przemierzał kolejne metry korytarza wschodniego skrzydła, gdzie znajdowali się pacjenci. Starał się nie zwracać uwagi na mijanych przez niego ludzi, jednak widok niektórych pacjentów nieco go przerażał. Ich zachowanie było nienaturalne, wręcz nieludzkie. Niektórzy rozmawiali sami ze sobą, inni mieli dziwne tiki nerwowe, jeszcze inni wyglądali jakby ktoś wyssał z nich wszelkie siły życiowe. Jednak większość pacjentów przebywała teraz w swoich pokojach, które Darren Wardes w lekarskim fartuchu, mijał śpiesznym krokiem. W międzyczasie przeglądał kolejne karty dokumentacji. W końcu doszedł do najcenniejszej w tym momencie dla niego informacji: 


Vladimir Povlawsky... skrzydło wschodnie... korytarz nr 4... pokój nr 179... 


Teraz Darren Wardes zamknął teczkę i przyśpieszył kroku, zdawałoby się, że w tym momencie niemal już biegł. Pomimo wszystko starał się nie rzucać za bardzo w oczy. Doskonale wiedział, że jeśli zostanie zdemaskowany, będzie miał poważne problemy. Nie zapominał o tym. Mijał korytarz numer 2 i właśnie miał wchodził do korytarza numer 3. Przeszedł obok kilku pielęgniarek, które niespecjalnie były zainteresowane obecnością Wardesa. W ośrodku tym pracowało na tyle dużo ludzi, którzy ciągle się zwalniali i przyjmowali, że trudno jest spamiętać wszystkich. I, to dawało Darrenowi nieco pewności i spokoju. Doszedł do końca korytarza i skręcił w prawo, gdzie zaczynał się korytarz numer 4, na co wskazywała czerwona tabliczka. Wardes był o krok od osiągnięcia celu, szedł pewnym krokiem, mijał pokój nr 170...171...172..., po czym dotarł w końcu do pokoju numer 179. Był podekscytowany, ale i zdenerwowany. Drzwi pokojów były zamknięte zamkami elektronicznymi, które może otworzyć specjalna karta, którą posiadali lekarze i niektóre pielęgniarki. Darren Wardes zdobył kartę dzięki nieuwadze pewnej pielęgniarki, która to otworzyła dla niego drzwi archiwum. Pomogła mi dwa razy – pomyślał sobie Wardes. Wyjął jej kartę dostępu z kieszeni pielęgniarskiego uniformu w momencie, gdy ta otwierała archiwum. Darren odznaczał się dużą zręcznością rąk i umiejętność ta, bardzo mu się  

w tym momencie przydała. Wyjął kartę i zerknął do pokoju przez niewielkie okienko. Zobaczył tam mężczyznę, siedzącego na krześle, tyłem do drzwi. Westchnął głęboko i przesunął kartę po czytniku. Metalowe drzwi, zabezpieczone od wewnątrz czymś w rodzaju miękkiego materaca, z cichym sykiem otworzyły się. Darren szybkim ruchem wślizgnął się do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zdenerwowany nieco całą sytuacją, przedstawił się: 


- Witam panie Povlawsky. Nazywam się Darren Wardes. 


Mężczyzna wstał z krzesła, powoli się obrócił i jakby z lekkim zdziwieniem, powiedział: 


- Pielęgniarka przyniosła już dziś leki. Niczego więcej nie potrzebuję, doktorze. 

- Panie Povlawsky. Przyszedłem z panem porozmawiać. - opowiedział Wardes. 

- Nie czuję się teraz na siłach. Doktorze Wardes. Miewam znów koszmary. Powróciły.- po czym usiadł z powrotem na krzesło. 


Vladimir Povlawsky był w średnim wieku, broda, wąsy, nieco długie czarne włosy, wskazywały na jego styl życia, jaki prowadził. Miał wyraźny czeski akcent, a jego głos był lekko ochrypły. Pierwszą osobą z jaką Wardes go skojarzył, był Karol Marks. Jednak nie wiedział do końca dlaczego akurat z, nim skojarzył Povlawskyego. Darren nie bardzo wiedział jak wyjaśnić mu całą sytuację i to, że nie jest lekarzem. Bał się również reakcji na pytania dotyczące tamtego feralnego dnia. Doszedł w końcu do wniosku, że będzie lepiej jak będzie zachowywał się, jak lekarz, który przeprowadza wywiad z pacjentem. Chciał zostawić jak najmniej śladów swojej obecności. Wziął krzesło stojące obok i przysiadł się ze słowami: 


- Panie Povlawsky. Rozumiem doskonale w jakim jest pan stanie, jednak muszę zadać panu kilka pytań, które mogą mieć jakieś znaczenie w dalszym pana leczeniu. Chodzi mi o wydarzenia sprzed kilku miesięcy. Chodzi mi o sprawę związaną z Silver Wood. 

- Wszystko, co miałem w tej sprawie do powiedzenia, powiedziałem policji. 

- Chciałbym jednak, aby odpowiedział mi pan na kilka moich pytań. 


Povlawsky stał się nagle nerwowy.  Zaczął nerwowo poruszać palcami, co wyglądało jakby grał na niewidzialnym fortepianie, a na dodatek zaczął trząść w dziwny sposób głową. Po ciele Darrena przeszły ciarki, zaczęły mu się pocić ręce. Nie wiedział co robić. Po chwili jednak dziwne objawy, które pojawiły się u profesora, nieco się uspokoiły.  


- Wszystko w porządku? - zapytał Wardes. 


Profesor Povlawsky patrzył teraz na Darrena otępiałymi oczami. Był całkowicie odrealniony. Wyglądał jakby jego duch przeniósł się do innego świata. Wardes w tym momencie zwątpił. Po chwili profesor jednak przemówił: 

- On powróci. Powróci! 


Darren nie do końca wiedział, o co mu chodzi: 


- Kto powróci? 

- Ten, który powinien był  już dawno sczeznąć w piekle za swoje zbrodnie. 


W tej chwili Povlawsky chwycił dość mocno Wardesa za rękę i powiedział: 


- To, co widziałeś to dopiero początek. Przed tym nie można uciec. Klątwa raz jeszcze dotknie Ziemię. A piekło wyjdzie na powierzchnię. 


Wardes wyrwał swoją rękę z uścisku tego człowieka, na co ten zaczął się śmiać. 


- Tak. Widzisz we mnie szaleńca. - powiedział profesor – Ale ja to widziałem. Nie ważne, gdzie się ukryjesz, oni i tak cię znajdą. 

- Kto? Do cholery, kto? 

- Ci, którzy nie należą do tego świata. Ci, z dalekich zakątków wszechświata, którzy istnieją od niepamiętnych czasów. 

- Tamtego dnia, czy tamtego dnia widziałeś jednego z nich? 

- Hehe. Nie. Lecz widziałem jednego z ich posłańców. Zwykłe oko śmiertelnika, takiego jak ja, czy ty, nie jest w stanie ich ujrzeć. 

- Jak on wyglądał? Ten, którego widziałeś. 

- Widziałem go tylko przez moment. Był  ubrany w jakieś czarne szaty. Miał kaptur na głowie. Gdy spojrzał, wtedy na mnie, zobaczyłem jego odrażającą gębę. Jego oczy, czerwone jak ogień, jak u diabła jakiego. Potem zniknął. Tyle go widziałem. 


Opis, jaki przedstawił mu Povlawsky, nie pozostawiał mu wiele do myślenia. Teraz wiedział, że to, co widział w lesie było tym samym co było w laboratorium. Są oni niczym szpiedzy. Posłańcy? To pytanie narodziło się teraz w jego myśli.  


-Ten dziwny pył – powiedział Wardes – Pył z Silver Wood. Co to jest? 


Profesor myślał chwilę, jakby chciał sobie przypomnieć tę substancję, po czym odpowiedział: 


- Różnego rodzaju sole. Głównie sole sodu, wapnia, fosforu. Reszty składu nie poznałem. Nie znam jego pochodzenia. Jednak mój, świętej pamięci, przyjaciel zadzwonił do mnie tamtego dnia i powiedział, że znalazł coś ciekawego i, że nie jest to rozmowa na telefon. Gdy przyjechałem, on już... 

- Rozumiem. Współczuję. 

- Wszelkie próbki i dzienniki zniknęły, wyparowały. Pewnie ten stwór je zabrał. 


Umysł Wardesa zaczął się pomału rozjaśniać. Jednak nadal nie mógł pojąć dlaczego te dziwne istoty obrały sobie za miejsce właśnie las w miasteczku Dunwers.  

Na to pytanie znalazł odpowiedź, ale nieco później, o czym potem napiszę. Darren Wardes miał jeszcze jedno pytanie do profesora, widział on jednak, że Povlawsky jest już wyczerpany: 


- Na samym początku wspomniałeś o kimś, kto ma powrócić. Kto to taki? 


Wtedy stan profesora gwałtownie się pogorszył, jakby ktoś nie chciał, aby wyjawił tę tajemnicę. Nieoczekiwanie dostał on drgawek, upadł na podłogę i dostał ataku epilepsji, a z jego ust zaczęła wydobywać się piana. Wardes nie miał w tej chwili pojęcia co ma robić. Nerwy przeszkadzały mu w racjonalnym myśleniu. Teraz był pewien, że musi się z tamtą wynosić, jednak chciał za wszelką cenę poznać nazwisko tego tajemniczego człowieka, o którym wspominał profesor. Pochylił się nad Povlawskym i zapytał: 


- Powiedz. Kto ma powrócić? Jak on się nazywa? 


Povlawsky zaś, ostatnimi resztkami sił wydusił: 


- Ten, w, którego domu dane jest ci mieszkać. Odwiedził mnie we śnie. 


Po tych słowach, Vladimir Povlawsky oddał ducha, a Darren Wardes wybiegł pośpiesznie z jego pokoju, wiedząc, że ma poważne kłopoty. Biegł przez korytarze, które jeszcze kilka minut temu przemierzał, w poszukiwaniu pokoju nieżyjącego teraz naukowca z Uniwersytetu Miscares. Wcześniej, przed wejściem do ośrodka wszystko ustalił ze swoim kierowcą, aby ten czekał już na niego przed zakładem. Zrobił to na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. I wcale się co do tego nie pomylił. Podczas gdy biegł w stronę wyjścia, co oczywiście zwróciło na niego uwagę, dzwonił do kierowcy, który go tu przywiózł, aby włączył już silnik i był gotowy na powrót do Dunwers. Chciał jak najszybciej opuścić ten budynek i to miasto, zanim zorientują się co się stało, a do czego niedługo dojdzie. Mknął w lekarskim fartuchu w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie. Będąc krok od wyjściowych drzwi, usłyszał jak ktoś go woła. Ignorując to, wyszedł z ośrodka, zdjął fartuch, który wyrzucił do najbliższego kosza i wsiadł do samochodu, po czym wraz z kierowcą odjechał z tego miejsca.  

Podczas podróży powrotnej, Darren Wardes analizował wszystko, co udało mu się dowiedzieć podczas rozmowy z profesorem Vladimirem Povlawskym. Co prawda nie było tego za wiele, ale rozjaśniło nieco jego umysł. Przez jego głowę przechodziły najróżniejsze myśli. Na jego oczach zmarł człowiek, który posiadał pewną wiedzę dotyczącą tamtych wydarzeń, które rozegrały się w laboratorium Uniwersytetu Miscares. Na dodatek mówił o rzeczach, które nie mogą mieć miejsca. Wspominał o człowieku, który miał powrócić. Jaki jest cel jego powrotu? I jak zamierza on tego dokonać? Darren nie miał pojęcia. Wiedział, że człowiekiem tym ma być poprzedni właściciel domu, w którym on sam teraz mieszka. Nie interesowało go wcześniej jednak kim dokładnie był ten człowiek, ani jak się nazywał. Jedyne co wiedział to to, że był jakimś naukowcem, który badał różne zjawiska paranormalne. To, co pozostało po tym człowieku, to dzienniki z jego osobistymi notatkami z własnych badań, aparatura i odczynniki chemiczne oraz kilka starych ubrań. No i tajemnicza księga, która została ukryta z nieznanych Darrenowi powodów. Prawdopodobnie to właśnie ten sam naukowiec korzystał z tej księgi i zapisał w niej swoje komentarze. Ale co do tego nie miał stuprocentowej pewności. Charakter pisma znacznie się różni między tym z dzienników a tym w księdze. Wardesowi nasunęło się jeszcze jedno pytanie. 

Wardes obiecał sobie, że gdy tylko wróci do Dunwers, podejmie się poszukiwań informacji na temat tego człowieka. Może to rzuci jakieś, choćby maleńkie, światło na całą sprawę. Kiedy Wardes rozmyślał, samochód mknął w stronę miasteczka Dunwers. 





Rozdział VI 


Gdy Darren Wardes wrócił do Dunwers było już dość późno. Przyczyną tego opóźnienia były pewne problemy na drodze. Zaraz po przyjeździe, udał się na strych, gdzie teraz znajdował się jego osobisty pokój, rozpakował się i przysiadł na chwilę. Musiał zebrać myśli po tym, co przeżył. Po raz kolejny, na jego oczach zginął człowiek, a on nic nie zrobił. Zdawałoby się, jakby śmierć podążała za Wardesem i zabierała wszystkich, którzy mają z, nim kontakt. Prawdopodobnie jednak, to nie śmierć, a inny byt podążał za, nim. 

Było około godziny dwudziestej pierwszej. Darren przeglądał dzienniki tajemniczego naukowca. Wziął również wszystkie dokumenty związane z domem, w którym mieszkał, a nawet plan całego domu. Szukał jakiejkolwiek wzmianki o tym, kim był poprzedni właściciel. Przez moment pomyślał, że ktoś specjalnie starał się za wszelką cenę wymazać istnienie tego człowieka. Ani dzienniki nie wspominały, kto jest ich autorem ani dokumenty związane z domem, nie wspominały, kto był jego właścicielem. Wardes odkrył, że brakuje pewnych dokumentów, co było trochę dziwne. Dziwiło go, że nie ma ani jednej informacji o tym człowieku. Postanowił, że następnego dnia wybierze się do pobliskiej biblioteki, gdzie były przechowywane wszelkie gazety, dokumenty i księgi związane z życiem całego miasteczka Dunwers. 

Do biblioteki wybrał się około godziny jedenastej następnego dnia. Biblioteka znajdowała się o jakieś dziesięć minut drogi od domu Wardesów. Mieściła się w dość starym, zabytkowym budynku, gdzie wcześniej znajdowała się szkoła. Była to jedyna szkoła, jednak h opowieści, tak się rozeszła, że miasteczko to omijano szerokim łukiem. Każdy w miasteczku znał plotki o tych dziwacznych wydarzeniach.  

Wardes spędził prawie cały dzień na czytaniu najróżniejszych artykułów, w nadziei, że w końcu któryś z nich zdradzi postać tajemniczego człowieka. I wcale się nie pomylił. Lekko już senny, natknął się na pewien dziwny artykuł: 


Hieny cmentarne z Dunwers. 


Nocny stróż, Charles Gender z cmentarza znajdującego się w południowej części miasteczka, zastał na miejscu splądrowany grób. Gender odnalazł, bowiem głęboki dół, który był pusty, a nagrobek, który tam się znajdował, został zniszczony jakimś ciężkim narzędziem. Komisarz Anthony Lyman z pobliskiego posterunku obejrzał to miejsce i oświadczył, że grób mogli wykopać jacyś przemytnicy, którzy w makabryczny sposób szukali odpowiedniego schowka, którego nikt raczej, by nie ruszył. Oznajmił również, że najwyraźniej ktoś musiał ich spłoszyć, skoro nie zrealizowali swojego celu. Jednak pan Gender miał inne zdanie co do tego. Jego zdaniem, celem było splądrowanie grobu, w celu pozyskania ewentualnych kosztowności. Szokujące w tym wszystkim było jednak to, iż nie znaleziono ani trumny ani zwłok. Komisarz obiecał, że zrobi wszystko, aby sprawcy zostali schwytani. 


Darren, pomimo wszystkich plotek jakie już słyszał, o tym wydarzeniu dowiedział się dopiero teraz. Chwilę później wygrzebał podobny artykuł: 


Kolejne przypadki plądrowania grobów. 


Historia, która miała miejsce niecały miesiąc temu, znów się powtórzyła. 

Charles Gender, nocny stróż, odkrył tego ranka kolejne splądrowane groby. 

Grób Wolfganga Herta, jak głosi połamana płyta nagrobna, zostano rozkopany i bez skrupułów rozgrabiony. Ewentualna zawartość jaka została pochowana wraz z ciałem, ponad pół wieku temu, zniknęła w całości. Jedynie co pozostało, to kilka zbutwiałych desek z trumny. 

Policja znalazła tym razem odciski butów, jak potem ustalono, były to drogie buty, dobrej, włoskiej firmy. Komisarz Lyman wyklucza teorię, aby obie te sprawy były w jakikolwiek sposób powiązane... 


Wardes odnalazł natychmiast dokumenty dotyczące niejakiego pana Wolfganga Herta, z których wynikało, iż był on niegdyś zamieszany w morderstwo, a, który sam został zamordowany. Należał do niejakiego Towarzystwa Kimdsona. Darren od razu skojarzył to nazwisko z właścicielem opuszczonego, od wielu lat, domu, obok, którego zawsze przechodził podczas swoich samotnych wędrówek przez miasto.  

Przez ręce Wardesa przechodziły kolejne artykuły, między innymi mówiące o niezwykłym ujadaniu psów w godzinach wieczornych, z niewyjaśnionych przyczyn; o kolejnych przypadkach grabienia ludzkich zwłok, gdzie jeden z artykułów wyraźnie o tym wspominał, a co było jednym z najgłośniejszych afer tamtych czasów: 



Makabryczne działania na cmentarzu. 


Po raz kolejny doszło do makabrycznego działania nieustalonych jak dotąd sprawców, na terenie cmentarza, znajdującego się w południowej części miasta Dunwers. Sprawcy, tej nocy posunęli się do najwyższego aktu wandalizmu, jaki do tej pory miał miejsce. Bez skrupułów splądrowano cztery stare groby, znajdujące się w zachodniej części cmentarza. Teraz bez wątpienia, jednogłośnie można stwierdzić, iż jedynym celem tajemniczych sprawców jest kradzież ludzkich zwłok. 

Policja, pomimo wszelkich starań, czuje się bezsilna w tej sprawie. 

Komisarz Lyman oświadczył, iż od tej pory policja podejmie odpowiednie kroki i sprawcy zostaną jak najszybciej ujęci. Wiemy jednak, że komisarz Lyman pracuje nad inną sprawą i niechętnie podejmuje się działań względem wydarzeń z Dunwers. Mieszkańcy Dunwers wydali dość mocne oskarżenie, iż za tajemniczą sprawą plądrowania grobów ma stać niejaki pan Albrecht Dunnewer, szlachetnie urodzony człowiek i naukowiec, mający być dość często widziany w tamtych okolicach. Jednak ze względu na brak dowodów, zignorowano to oskarżenie. Mimo wszystko wiemy, że pan Dunnewer był członkiem Towarzystwa Kimdsona, jednak odszedł on ze względu na kłótnię jaka wyszła pomiędzy panem Dunnewerem a panem Kimdsonem. 

Wardes od razu skojarzył tę osobę z autorem tych dziwnych dzienników, które znalazł na strychu. Albrecht Dunnewer. Powtarzał to nazwisko jak mantrę. Czyżby to ten człowiek zamieszkiwał dom, w którym mieszkała teraz jego rodzina? Takie pytanie teraz stawiał sobie pan Darren Wardes. Natychmiast zaczął wyszukiwać nazwisko Dunnewer, tam, gdzie tylko było to możliwe. Niestety, na jego temat pozostało tak niewiele publicznie dostępnych zapisków, że zdawało się niemal, iż istniał jakiś spisek, by wymazać tego człowieka z pamięci. W żadnych dostępnych Darrenowi dokumentach, nazwisko tego człowieka więcej się już nie pojawiło. Ostatnim źródłem, gdzie mógłby się jeszcze czegoś dowiedzieć na temat niejakiego Albrechta Dunnewera, była narodowa, elektroniczna baza danych. Wardes miał jednak wątpliwości, co do tego, czy znajdzie jeszcze cokolwiek na temat człowieka, który prawdopodobnie jest zamieszany we wszystkie dziwne wydarzenia, które miały miejsce w Dunwers. Nie bez przyczyny próbowano wymazać tego człowieka z kart historii. Stwierdzenie to, jak się niebawem okaże, jest całkowicie uzasadnione. 

Po chwili udał się w stronę komputera, który stał, zaledwie kilka metrów od stoiska, gdzie teraz był Darren Wardes. Bez zbędnego zastanawiania się, włączył go i przysiadł, by rozpocząć wyszukiwanie. Uruchomił bazę danych, wpisał w okno wyszukiwarki: Albrecht Dunnewer, Dunwers  i czekał na wyniki wyszukiwania. Jego ręce trzęsły się ze zdenerwowania, w oczekiwaniu na wyniki. W końcu po około dziesięciu minutach, na ekranie komputera pojawiło się kilka wyników odpowiadających kryteriom wyszukiwania. Między innymi był to skan artykułu z gazety, skan listu, krótka notka oraz czarno-białe zdjęcie, które miało przedstawiać tego człowieka. Na zdjęciu był widoczny wysoki mężczyzna, wyglądający na około czterdzieści pięć lat, z wąsami i średniej długości brodą. Ubrany był w szykowny garnitur, na głowie miał staromodny cylinder, a w ręce trzymał laskę. Wyglądał na człowieka zamożnego, co zostało potem potwierdzone oraz pewnego siebie. W oczach tego mężczyzny było coś, co wzbudzało pewien lęk, strach. Jednak to, czego Darren dowiedział się o, nim trochę później, najbardziej go przeraziło. Artykuł był dość dziwny, a brzmiał mniej więcej tak: 


Hiena z Dunwers schwytana. 


Wiadome jest teraz, iż pomieszczenie, w którym znaleziono aparaturę chemiczną oraz zwłoki skradzione z pobliskiego cmentarza, należało prawdopodobnie do pana Albrechta Dunnewera. Makabryczne działania, jakie miały miejsce w tym pomieszczeniu, wskazują wyraźnie na niepoczytalność sprawcy. Sprawca został już aresztowany i zostały mu przedstawione zarzuty. 

Zgodnie z orzeczeniem sądu, pan Albrecht Dunnewer, ze względu na jego niepoczytalność, ma trafić do zakładu psychiatrycznego w Whalley, gdzie zostanie poddany leczenieniu. 

Darrena zdziwił fakt, iż artykuł ten, przetrwał tylko w takiej formie. Pomimo tego, iż artykuł zdawał się tłumaczyć wszystko, to jednak nie wyjaśnia dlaczego starano się zapomnieć o tym człowieku. Miał nadzieję, że odpowiedź na to pytanie znajdzie w liście napisanym przez Dunnewera do kogoś o inicjałach C. A. oraz krótka notka napisana przez jakiegoś anonima. List zdawał się być napisany w zaszyfrowanym stylu: 


Barnes St. 6, Dunwers 


9 marca roku 1860 


Drogi Przyjacielu. 


Od pewnego czasu, moje mój stan, zarówno psychiczny jak i fizyczny uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie w tym śmiertelnym świecie. Zbyt wiele krzywd doświadczyłem w moim życiu, by teraz móc żyć w spokoju. Mimo wszystko robię co w mojej mocy, aby zadanie mi powierzone, zostało należycie wykonane. Muszę wypełnić moje przeznaczenie. 

Pamiętaj o tym, co Ci mówiłem na temat tego znaleziska z nekropolii. Pilnuj tego jak oka w głowie. To bardzo ważne. Niech pozostanie tam, gdzie jest. Tak będzie najlepiej, do momentu, aż nadejdzie odpowiednia chwila. 

I jeszcze jedno. Jak już Ci mówiłem dawno temu, nie wzywaj niczego, czego nie byłbyś w stanie poskromić ani ze spreparowanych soli ani z zaświatów. W każdym razie, miej zawsze przy sobie odpowiednie formuły, dzięki, którym będziesz mógł to znieść z tego świata. Bądź też pewien, co do tego, kogo masz u siebie. Nie możemy mieć pewności, czy aby na pewno posiadamy odpowiednie osoby. Inskrypcje mogą być pozamieniane albo mogli przekopać te tereny. Po za tym, receptury, które otrzymałem, wydają się mieć pewne nieścisłości. Dlatego bądź czujny. Człowiek nie może być pewien przed zbadaniem. Tymczasem, nie zapominaj, że pragnę P., jeśli możesz, oszczędzaj materiał, jaki Ci powierzono. Jeśli taka twoja wola, rozpocznij proces. To trochę ułatwi nam dalsze działania. W końcu trzeba zakończyć to raz na zawsze. 


Albrecht Dunnewer, 

Do pana C. A. w Halton. 


List ten wniósł, co prawda dość niejasne, informacje na temat Dunnewera. Czym ten człowiek się zajmował? Kolejne pytanie narodziło się w umyśle Wardesa. To On okradał groby? Ale po co? Co z nimi robił? Kto jeszcze w tym siedział? Jedno pytanie ciągnie za sobą kolejne, a i odpowiedzi na nie są dość niejasne. Darren Wardes odetchnął i na chwilę odwrócił głowę od monitora komputera, aby zebrać wszystko, czego się dowiedział, w jedną całość. Po czym postanowił przeczytać anonimową notkę. Notka ta, przypominała nieco zapiski jakiegoś studenta, który zbierał informacje na temat dziwnych wydarzeń. Notka ta wyglądała mniej więcej tak: 


Na temat Albrechta Dunnewera. 


Człowiek, który dokonał nieludzkich działań w niewielkim mieście – Dunwers. Należał chyba do jakiejś sekty (nie znam nazwy). Oskarżono go o kradzież zwłok z pobliskiego cmentarza oraz za wykorzystywanie ich do nieokreślonych dotąd celów, za co go aresztowano. Zamknięto go w zakładzie psychiatrycznym w Whalley, gdzie w 1864 roku oblał się benzyną i podpalił. Nie ustalono do tej pory jak mogło dojść do tego zdarzenia. Jego zwłoki pochowano na cmentarzu Brixstone. Podobno (według niektórych ludzi, którzy mieli z, nim jakiś kontakt) był to człowiek pozbawiony zupełnie wszelkich skłonności do przemocy czy dzikich instynktów. Wyróżniał się wysoką kulturą osobistą (pochodził z arystokratycznej rodziny-wygnanej dawno temu), był człowiekiem wykształconym. Wszystko to, było jakby zaprzeczeniem tego, co miało miejsce w zakładzie psychiatrycznym. Miał tam się awanturować, wydzierać i miał nawet pobić tamtejszego lekarza. 


Jego przodkowie byli oskarżeni o czary (skazano na śmierć kilku jego przodków). W końcu ich wygnali. Pomimo śmierci Dunnewera - „Postrachu z Dunwers” - mówi się, że istnieją jeszcze jacyś jego krewni. Nie udało mi się jednak tego potwierdzić. 


Był już wieczór. Darren spędził w bibliotece prawie cały dzień, szukając informacji, które w jakiś sposób odpowiedzą na jego pytania. Odkrycie jakiego dokonał, poruszyło go w dwójnasób. Wardes nie miał do tej pory pojęcia w czyim domu dane mu było mieszkać. Teraz już poznał ten sekret. Jednak tutaj tajemnice się nie kończą. Wardes nie był świadomy tego, co wkrótce miało się wydarzyć, a co odmieniło całkowicie jego życie. Zdenerwowany odkryciem jakiego dokonał, zrobił szybkie notatki na podstawie tego co znalazł, po czym opuścił budynek biblioteki. W drodze powrotnej analizował wszystkie zebrane informacje. Był tak zainteresowany całą sprawą, że wręcz biegł do swojego intymnego azylu, aby ponownie przeanalizować dzienniki naukowca, który przestał być już dla niego zagadką.  

Prawdopodobnie już, wtedy Darren Wardes nieświadomie rozpoczął swoją przemianę. To, co zwróciło na Wardesa uwagę, gdy ten czytał starożytny tekst z mrocznej księgi ze strychu, z obserwacji przeszedł w fazę działania. To było jak nowotwór. Początkowo rozwija się bezobjawowo, by potem uderzyć niespodziewanie  całą siłą i doprowadzić do destrukcji.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media