Go to commentsSzaleńczy Pościg
Text 2 of 2 from volume: Wprawki
Author
Genrehumor / grotesque
Formprose
Date added2014-04-27
Linguistic correctness
Text quality
Views2367

Szaleńczy pościg

— Przepraszam — wyrwał mnie z drzemki niespokojny głos. — Czy to pański rower?

Uniosłem leniwie powieki i przyjrzałem się intruzowi zakłócającemu mi popołudniowy wypoczynek. To był młody, krótko ostrzyżony, może dwudziestoletni mężczyzna. Co chwilę oglądał się za siebie, drepcząc nerwowo w miejscu.

— Nie przepraszaj, tylko siadaj — odpowiedziałem życzliwie. — Mam tu jeszcze drugą butelkę.

— Nie mogę. Czy to pański rower?

— Ależ możesz! O co chodzi, nie lubisz Lecha? W domu mam jeszcze Żywca. Tak mi się przynajmniej zdaje…

— Przepraszam, to znaczy dziękuję, ale ja się trochę śpieszę. Czy to pański rower?

— Gdybyś się chłopcze śpieszył, nie sterczałbyś mi tutaj nad głową i nawijał jak zacięta pozytywka — pouczyłem go łagodnie. — A skoro sterczysz mi nad głową, to się nie śpieszysz. A teraz, kiedy sobie już tę kwestię wyjaśniliśmy, możesz spokojnie usiąść i coś wypić. Bo pić, mój drogi przyjacielu, zawsze lepiej w towarzystwie, niż samemu.

— Ale ja naprawdę się śpieszę! Chciałbym pożyczyć pański rower.

— Daj spokój, chłopcze. — Machnąłem ręką. — Wchodzisz do mojego ogródka, przerywasz mi drzemkę, i nawet nie chcesz się ze mną napić. Na dodatek w ogóle ciebie nie znam. Dlaczego niby miałbym ci pożyczyć rower?

— Ale on mi jest bardzo potrzebny! — Młodzieniec wyłamywał nerwowo palce. — Błagam! Mógłby mi pan go pożyczyć?

— Mógłbym. — Sięgnąłem po piwo i pociągnąłem jeden łyk. — Ale nie chcę.

— Ale to sprawa życia i śmierci! — wykrzyknął rozpaczliwie coraz bledszy młodzieniec. — Jestem ścigany!

Upiłem leniwie jeszcze jeden łyk i spojrzałem na młodego człowieka spod przymrużonych powiek. Miał elegancką marynarkę, przekrzywiony krawat i nieco pogniecione spodnie. Nie był nawet spocony. Wyglądał na całkiem normalnego. Tak to już jest, że w dzisiejszych czasach wszyscy wyglądają na całkiem normalnych. Nie można oceniać człowieka po wyglądzie.

— Gdyby to była sprawa życia i śmierci, chłopcze — powiedziałem, podkreślając wyciągniętym palcem najważniejsze słowa — to byś mnie nie pytał o zdanie. Gdyby mnie ktoś ścigał, to zamiast się pytać, po prostu porwałbym rower i popędziłbym przed siebie.

Młodzieniec rzucił się do roweru, wskoczył na siodełko i szarpnął kierownicą.

Podrapałem się po piersi.

— Oczywiście, gdyby to mnie ścigano — powiedziałem w zamyśleniu, patrząc, jak młodzieniec gramoli się z ziemi, — najpierw odczepiłbym od tylnego koła łańcuch.

— Ma pan klucz od kłódki? — zapytał nieszczęśliwym tonem, otrzepując spodnie.

— Co za głupie pytanie. Pewnie, że mam. To w końcu mój rower i moja kłódka. — Zastanowiłem się chwilę. — Słuchaj, młody człowieku, co ci powiem. Przyniosę szachownicę. Jak ze mną wygrasz, pożyczę ci ten rower.

— Ja naprawdę się śpieszę! — krzyknął młodzieniec. Wyglądał na zdesperowanego.

— To będziemy grali na czas. Dziesięć minut łącznie na posunięcia. Gdzieś na strychu mam zegar szachowy, czekaj…

Wstałem nieśpiesznie i przeciągnąłem się. Słoneczko przyjemnie grzało mi w brzuszek. Młodzieniec opadł na krzesło i schował głowę w dłoniach. Schowałem piwo pod stolik i bez pośpiechu wkroczyłem do domu. Wróciłem z szachownicą pod pachą, zgrzewką puszek Żywca w jednej ręce i zegarem szachowym w drugiej.

— Ha! Mam cię, łajdaku! — Tuż przed furtką stał drugi młody człowiek. Był cały czerwony i spocony. — Już mi nie uciekniesz!

Młodzieniec, który chciał pożyczyć mój rower, jęknął i poderwał się na nogi. Tamten, który go ścigał, wpadł przez furtkę do ogrodu.

— Wypadałoby powiedzieć dzień dobry — zwróciłem mu uwagę.

— Nie teraz! — warknął intruz. — Przybyłem pozbawić tego łajdaka życia. Zginiesz śmiercią marną, a twoje ścierwo toczyć będzie robactwo…

— Nie! — jęknął ten pierwszy i zakrył oczy. Cofając się, omal nie przewrócił krzesła.

— Tak! — ten drugi zbliżał się do niego pochylony, wymachując rękoma. — Zamorduję ciebie! Zapłacisz za swoje grzechy, podły banito. Umrzesz, i nikt po tobie nie zapłacze…

— Przepraszam, czy panowie uciekliście może z jakiegoś brazylijskiego serialu? — zainteresowałem się uprzejmie, sadowiąc się znowu na krześle. Zgrzewkę położyłem koło nogi, a szachownicę na stoliku.

— Co? — powiedział intruz i przyjrzał mi się nieco nieprzytomnie. — Co to za kretyn?

W pierwszej chwili chciałem się obrazić, ale potem to przemyślałem i doszedłem do wniosku, że jednak tego nie zrobię. Za piękny był dzień.

— Po pierwsze, jak niby masz zamiar zabić swoją ofiarę, młody człowieku, jeżeli nie masz ani pistoletu, ani noża?

— Faktycznie — stropił się tamten i zmarszczył czoło. — Aha! Uduszę ciebie gołymi rękoma, zdechniesz wijąc się w męczarniach, a potem…

— A po drugie — przerwałem mu, sięgając po butelkę z piwem. — Gdybym to ja miał kogoś zabić, to bym przystąpił do rzeczy od razu, bez trwającego pół godziny wstępu.

— Niby racja — zdumiał się intruz.

— Nie słuchaj go! — jęknął ten pierwszy. — Sam mówiłeś, że to kretyn!

— Wiecie co, chłopaki, mam pomysł. — Odstawiłem butelkę i poklepałem szachownicę. — Rozstrzygnijcie tę sprawę jak prawdziwi mężczyźni.

Odwrócili do mnie jednocześnie głowy. Niezrażony spojrzeniami, rozłożyłem szachownicę i zabrałem się do wyjaśniania reguł gry.

I tak to się zaczęło. Siedzą u mnie już jakieś dwa lata. Na zimę wnoszę im stolik do salonu. Nie mają dużych wymagań — paluszki, jakieś chipsy, rzecz jasna piwo, od czasu do czasu nocnik i świeża zmiana bielizny. A ja zyskałem oryginalną ozdobę trawnika i — co też jest nie do pogardzenia — towarzystwo do butelki. Niektórzy twierdzą w związku z tym, że porcelanowe krasnale wyniosłyby mnie taniej. Pewnie mają rację. Ale porcelanowego krasnala może sobie kupić każdy. A dwóch grających w szachy dziwaków mam w ogródku


KOMENTARZ: Napisane jako odskocznia przy tworzeniu śmiertelnie poważnego opowiadania na pewien konkurs. Uprzednio wrzucone na inne forum - ta wersja uwzględnia poprawki zasugerowane przez tamtejszych użytkowników. 

  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Dobre i zgrabnie napisane.
avatar
Tego mi było potrzeba dla odstresowania. Ciekawie i zgrabnie napisane.Fajny pomysł.Z podobaniem ☺
avatar
Pijany wyluzowany gospodarz posesji i dwaj jego intruzi: ścigany i ścigający, po wstępnych pana domu mediacjach grający w finale przez kolejne lata u niego w szachy - oto prosty patent na całkiem dobrą groteskę i purnonsens
© 2010-2016 by Creative Media