Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2014-05-07 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2368 |
Słońce zaczęło powoli wysuwać się zza horyzontu. Jego tarcza unosiła się między grubymi konarami bezlistnych drzew i roziskrzała swym złocistym blaskiem pokrywający ziemię śnieg. Nie mogłam uwierzyć, że to już, że w końcu nastał świt.
- Suz, chodź, zobacz, słońce wstaje! – szepnęłam gorączkowo, a powietrze wydobywające się z moich ust natychmiast zamieniło się w parę.
Suzanne podniosła się na rękach i przetarła zaspane oczy, potem, gdy dotarł do niej sens moich słów, szybko wyskoczyła z łóżka. Nie minęła nawet sekunda, a już stała obok i razem obserwowałyśmy brzask.
- Powinni niedługo wrócić – pierwsza przerwała ciszę.
Kiwnęłam tylko głową i uśmiechnęłam się szerzej, ścisnęłam mocno jej dłoń.
- Wiesz co? – zaczęłam. – Stęskniłam się za nimi.
- Ja też, Rubi, ja też – odpowiedziała, układając wargi w szczerym uśmiechu.
Jeszcze chwilę stałyśmy nieruchomo i wpatrywałyśmy się w jaśniejące niebo, gdy do naszych uszu dotarł kobiecy krzyk, potem kolejny i jeszcze jeden. Mogło to oznaczać tylko jedno – wrócili. Wyrwałam się do przodu i zaczęłam mocować z ryglem blokującym drzwi.
- Pomóż mi, Suz! – zawołałam, a ona z wahaniem podeszła do mnie.
- Coś jest nie tak… – mruknęła, ale pomogła mi uporać się z kawałkiem ciężkiego drewna.
Głośno się śmiejąc, otworzyłam drzwi i wybiegłam boso na śnieg. Nie zważałam na to, że był okropnie zimny i ranił w stopy; zobaczyłam mamę – to ona była w tamtej chwili najważniejsza. Uparcie dążyłam ku niej, wołając przy tym głośno. Gdy tylko usłyszała mój głos gwałtownie odwróciła głowę, a na jej nienaturalnie bladej twarzy pojawił się strach.
- Wracaj do domu! – krzyknęła, lecz jej nie posłuchałam.
Biegłam dalej, dopóki moje stopy nie dotknęły czegoś gorącego. Było to tak niespodziewane pośród morza lodu, że stanęłam nieruchomo, by spojrzeć pod nogi.
Śnieg u moich stóp miał kolor ciemnej czerwieni. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam ogromną łąkę bieli pokrytą rdzawymi plamami. Wyglądało to tak, jakby na śniegu nagle rozkwitły kwiaty. Zauroczona wcześniej nieznanym pięknem pochyliłam się, by go dotknąć – był gęsty i lepki.
- Co to jest, mamusiu? – zapytałam autentycznie ciekawa.
- Nie dotykaj tego, Rubi! – odpowiedziała łamiącym się głosem. Potem zwróciła się do Suzanne – zabierz ją stąd, szybko!
Siostra w mgnieniu oka pojawiła się przy mnie i zaczęła ciągnąć z powrotem do domu.
- Mamo, powiedz mi! – dociekałam, nie rozumiałam co się dzieje.
Jednak ona już odwróciła głowę i wpatrywała się w coś uparcie. Podążyłam za jej wzrokiem i dostrzegłam praktycznie niewidoczny w świetle wczesnego poranka nieruchomy kształt. Leżał skulony na śniegu. Puch wokół niego miał jeszcze intensywniejszy kolor – ciemna, prawie czarna maź pokrywała wszystko grubą warstwą. Zmrużyłam oczy i dokładniej się temu przyjrzałam.
- Tata! – krzyknęłam uradowana, gdy wreszcie rozpoznałam nieruchomą sylwetkę.
Suz znieruchomiała słysząc moje słowa, tak jakbym powiedziała coś złego. Jej ramiona nagle zwiotczały, przez co udało mi się wreszcie wyrwać z jej objęć. Zaczęłam biec w stronę taty. Chciałam się do niego przytulić, uśmiechnąć, powiedzieć jak bardzo tęskniłam, lecz nie udało mi się nawet ujść pięciu kroków, gdy siostra złapała mnie w pół i zaciągnęła do domu. Ostatnim co zobaczyłam były ciemne kształty wyłaniające się spomiędzy drzew, a potem Suz zaryglowała drzwi i z westchnieniem oparła się o nie plecami. Prawie natychmiast ukryła twarz w dłoniach.
- Suz, tam jest tata! Wypuść mnie – zawołałam nie rozumiejąc jej zachowania.
Z jej piersi wydobył się najpierw jęk, a potem głośny szloch. Podbiegłam do niej i złapałam jej łokieć, próbując odciągnąć dłoń, którą zakrywała twarz. Pomiędzy jej przyciśniętymi do policzków palcami ujrzałam krople łez.
- Suzanne! Tam jest tata! Wszystko będzie dobrze! Zaraz tu przyjdzie, otwórz mu! – mówiłam głośno.
Zamiast się uśmiechnąć, skrzywiła się jeszcze bardziej i przestała ukrywać, że płacze. Opadła na kolana i oparła się ramieniem o zamknięte drzwi. Zacisnęła powieki, a potem szepnęła tak cichym i drżącym głosem, że ledwo ją zrozumiałam:
- Nie, Rubi. Tata już nie przyjdzie.
- Co ty mówisz, Suz? Przecież on tam jest, tuż za drzwiami, wszyscy tam są! – bełkotałam.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążyłam – powietrze przeszył przeraźliwy krzyk. Wstrzymałam oddech i otworzyłam szeroko oczy.
- Suz? Co się dzieje? Suz?! – pytałam przerażona.
Ale ona tylko przyciągnęła mnie blisko do siebie i przycisnęła dłonie do moich uszu. Kołysała się w przód i w tył, nucąc zachrypniętym głosem jakąś melodię, jednak i tak słyszałam wdzierające się do mózgu krzyki, jęki i powarkiwania. Te dźwięki, rubinowy śnieg i jej łzy już na zawsze miały pozostać w mojej pamięci.