Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2011-05-26 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 3583 |
Dąb Jan
Zapomniany przez żywych staruch stoi na skraju podmokłego lasu w chmurze komarów nad dawną polsko niemiecką granicą. Jego zeschnięte konary sterczą jak kikuty inwalidy.
Ostatni orzeł opuścił go może jakieś dwieście lat temu i przeniósł się pod odległy o dwadzieścia kilometrów Dziewiętlin, gdzie do niedawna żył jeszcze człowiek - serce, leśniczy Stasiu Woliński.
Teraz nad dębem zaskrzeczy czasem jakaś sroka. Oglądam jego rany opatrzone betonową zaprawą. Leje po pociskach widoczne w lesie mówią o przygranicznej bitwie z trzydziestego dziewiątego, w której Jan został ranny.
Bywa, że pokazuję go moim gościom którzy przyjeżdżają do Starej Huty. Idąc lasem do położonego po jego drugiej stronie Możdżanowa przekraczamy starą granicę, nie zdając dziś sobie z tego sprawy. Przed wojną jednak mój obecny przyjaciel, wtedy przemytnik zapalniczek, w każdym momencie musiał wiedzieć, jak daleko i po której stronie granicy się znajduje.
Dzieciom, które przyprowadzam do staruszka, opowiadam jak w tysiąc czterysta dziesiątym roku biwakowali pod dębem rycerze ze Śląska i Czech, znani potem z bitwy pod Grunwaldem. Żyli tutaj w szałasach dawni rybacy, którzy palili tu ogniska i śpiewali tęskne pieśni do słońca.
Podziwiał jego potęgę car Aleksander jadący do Milicza, by naradzić się z książętami Niemiec i Szwecji, w jakie bagno można by zwabić chytrego Napoleona. Sam Napoleon, zmęczony konną wycieczką pod Moskwę, zamyślił się poważnie nad sensem swoich wyczynów w jego cieniu.
Słowacki pod przytulnym parasolem jego konarów odpoczywał w drodze do Paryża, przed noclegiem w pobliskim Sułowie.
Gdy tak mówię, dzieci może i nie wierzą, a przecież kroniki doliny Baryczy wspominają tych i innych jeszcze wielkich ludzi, którzy pojawiali się właśnie tu, w tych lasach.
Wsłuchujemy się potem w język tegorocznych liści Jana, które wyssały z prapradziadka niemal tysiącletnią mądrość i wiemy, że dąb niemal wszystko wie, wszystko widział i słyszał, a w jego cieniu przytulnie i bezpiecznie. Jan nie tęskni do tłumów zadeptujących groblę, na której stoi od daty mało czytelnej na drewnianej tabliczce. Jedyny w tym lesie nosi taki emblemat, jak medal za ......Jedna kreska może nie starczyć na całe moje życie, chociaż tak bardzo się staram...
O siebie się jednak nie martwię, tylko o niego, gdy pomyślę sobie, że kiedyś leśniczy z Możdżanowa i konserwator zabytków przyrody, tak jak mnie urzędnik z USC, wykreślą go ze swego rejestru.
Spotkamy się wtedy po tej samej, drugiej stronie granicy. Zostanę z nim na tych Kresach Zachodnich, nie wrócę już nigdy na swój pradawny Wołyń, gdzie ojciec pod innym dębem pasł po nocach konie, zanim podpalona przez najbliższych sasiadów nie spłonęła moja rodzinna Kamienna Góra.