Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | drama |
Date added | 2015-01-12 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2150 |
...
To nic,nic jeszcze starconego.Udaj się za gór wiele i rzek tyle.Do źródła nadzwyczajnego,które jest źródłem,gdzie jest światło rodzone.Naczerp z niego wody,a kwiat twój,który nie twój tak naprawdę,ze wschodem słońca,gdy wodą tą go podlejesz,ze snu swego się zbudzi,gdy...
Zadrżał głos przemawiającego do mnie dziecka.Usłyszałem inny,niemiły,zupełnie niedźwięczny,głos chorego starca.
Człowieka,który cierpiał z powodu swojej choroby.
Krzyczał ,ze słowa pociechy,które usłyszałem są kłamstwem,ze to nie prawda,że prawdą,jest to,co widziałem,ze jest nią tylko to,na co patrzę.
Wtedy też właśnie,i tylko przez chwilę,ujrzałem kwiat,ten,który mi dano,ze nie był martwy,zaa to martwe było wszystko,co wokól niego wcześniej żyło,było żywe.
Przymrużywszy oczy ujrzałem starca,którego choroba zżerała.
Nie mówił do mnie ,ale krzyczał,ze ode mnie zależy życie wielu-za życie jednego,za jedno życie.
Mówił,zebym zrozumiał,zeby pamięć moja nie stała sie jak ścieżka w lesie,która chwastem zarasta.Żebym w siebie to wszył niczym tatuaż:że nie życie jednego za wielu,ale naprawdę wielu za to jedno,za to jedynie jedno.
Wystarszyłem się tak mocno,jak nigdy wcześniej.Tak,ze serce moje znalazło się w nienormalnym uscisku.Tak,ze paraliż uczynił mnie nieprzytomnym.
Czułem się jak jedno drzewo,gdy zostało powyrywanych wiele.
Pozostawiony sam sobie i tylko sobie samemu,w oddali szukałem pociechy.
Zostałem jeden.
Czułem sie jak przewrócony wojownik,któremu zbroja okazuje sie zbytecznym ciężarem.Jak przewrócony robak,który nie może się podnieść.
Zapomnainy i stary jak pożółkłe kartki papieru.
Wtedy to w umyśle mym obłakanym,jak rodzace się zboze,pojawiła się myśl,niegdyś ukrywana,ze ja jeden jestem lepszy od innych.
I co z tego,ze sam,moze to nawet dobrze.
Wiedziałem,ze na pewno jest dzisiaj i że jutro będzie.
I te pojawiły się piekące słowa,które w sobie trzymałem,jak groźne na uwięzi zwierzęta:niebo jest puste.Nikt tam nie mieszka.Nikt tam nie mieszkał.
Kwiat mój jest i mój jedynie.Tylko do mnie należy.
Sam do siebie mówiłem,ze nie miało racji dziecko to prawdziwe,czy tylko zmyślone.Nie miało racji,gdy szeptało mi do uszu,żekwiat ten,który jest mój,nie mój jest tak naprawdę.
Wówczas to podniosłem oczy,jakby z omdlenia,i zobaczyłem w zupełnych ciemnościach świetliki,które nad moim kwiatem sie unosiły,próbując oświetlić,niczym świeczki na grobie,miejsce,gdzie śmierć zwiększyła swe zniwo.
I tak naprawdę,gdyby tamto światło kroków swych ku mym krokom nie uczyniło,popadłbym w obłed nieodwracalny.
Tymczasem, chociaż ciemność zapanowała,stało sie widno w moim ogrodzie.
Zdawało mi się,ze ujrzałem niewidoczny wiatr,jak wstrząsnął kiścią winogron.Potem,jakby palcem wskazał mi na dobro,które jest tam widoczne.
Wiatr,który chociaż,przecież nie ma głosu,albo ktoś w wietrze -tego nie wiem- odezwał się do mnie.
- Jedz zgodnie ze swym przeznaczeniem.
Mówił,ze dla mnie takie i podobne do tych pokarmy sa mi przeznaczone.Mówił ktos,zebym nie próbował tego zmienić.
Rozegrała się w mej głowie,jak na polu bitewnym walka,bym zrozumiał,że mogę,że jest to możliwe,by zmienić własne przeznaczenie.
Tego,co jest we mnie od wieków-nie.I ja, i nikt inny,chociaz są tego nieświadomi.
Dziwne wydały mi się te słowa:jedz to,co jest zgodne z twoim dziedzictwem.Poddaj sie temu,czego nie potrafisz zmienić i czego się zmienic nie uda.Jak rzeki,której nie zawrócisz do źródła.
A moim pragnieniem stało sie pójść do źródła za gór wiele i rzek tyle.I nic nie było w stanie zagasić mojego pragnienia,moze tylko,moze wyłącznie tajemnicze wody,które z tego źródła wypływały.
Nie mi jednak,tylko kwiatu mojemu,którego nasiona tamtej wiosny wraz z pierwszą wtedy burzą pojawiły ,by zakwitnąć w moim ogrodzie.
Tylko kwiatu temu pragnąłem ofiarować chociąż kilka kropli tej wody.Ofiarować wiecej,niż tylko kilka kropli wody.
Tej o której mówiono,ze jest wodą niezwykłą.taką,która pamieta narodziny bram,które przeznaczono ludziom i takich,których nam nie dano.
Wstałem więc,chociaż był to środek nocy,by pójść tą drogą.po to by sie w niej jak w wodach jeziora zatopić.
Liczyłem ,ze okaże się właśnie tą droga,którą za mnie wybrano,ze doprowadzi mnie do wyzanczonego mi celu.
Nic przecież nie pzryjdzie mi z tego,ze miało być inaczej.Pojawiło się to co drogę prostą wykrzywiło,krzywizny innego wyprostowało.
-Potem,zaraz po moim postanowieniu zapanowała zupełan ciemność...
c.d.n.
ratings: perfect / excellent
i sensu życia w ogóle:
PO CO TU JESTEM I CO JEST ZADANIEM MEGO JEDNORAZOWEGO ŻYCIA
(patrz końcowe akapity)
Metaforyczne poszukiwanie źródeł jest odnajdywaniem W SOBIE własnego coraz lepszego "ja". Niektórzy przeżyją całe swoje życie na etapie uśpionego jaja
i nawet mimo oznak sędziwego wieku n i g d y nie dorastają
(vide tytuł)
to logiczna sprzeczność. Mrok i światło w sensie zajmowanej przestrzeni to to samo, tyle że uwarunkowane cyklami kolejno po sobie następujących tzw. "wschodów" i "zachodów" jakiejś /nieruchomej!/ gwiazdy /u nas Słońca/.
Bez źródła /także źródła światła/ nie ma niczego