Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2015-02-25 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2603 |
WINO Z NIEWINNYM
Bezmiar czasu do wykorzystania. Kilka ... naście? ... dziesiąt? ścieżek po których można się poruszać. I naście lat. Tego dnia spotkałem Krzyśka Niewinnego. Po krótkiej rozmowie postanowiliśmy się czegoś napić – obaj mieliśmy chęć na wino. Ale kulturalnie, nie tak jak zawsze. W knajpie. Najbliżej była „Świętokrzyska”, dziś już nieistniejąca. Kiedy przy stoliku pojawiła się kelnerka zamówiliśmy dwie lampki wina. Alkohol podajemy tylko z zakąską – tak, ten tekst słyszało się wówczas w każdej knajpie, także i tej znanej jako „Świntuch”. Liczyliśmy się z tym, wiedzieliśmy mniej więcej jakie możliwości wyboru mamy. Większość zakąsek była nawet zjadliwa – jajko z majonezem, kanapka z serem – czemu nie? Tym razem nic z tej puli nie było dostępne. A co jest? Śledź z dżemem. No dobra, niech pani da.
Śledź z dżemem okazał się być śledziem z powidłami śliwkowymi, które na płacie ryby wyglądały jak kupa. Nie wiem kto wymyślił taką zakąskę. Może liczba kalorii zestawu była w sam raz. Może to jakiś szalony dietetyk przecierał nowe szlaki. A gdyby tak zamknąć oczy – kto wie? – to mogłoby być nawet ciekawe smakowo. Ale kupka powideł na płacie śledzia wyglądała jak kupka rzadkiego kału. Miała podobną konsystencję i barwę.
Patrzyliśmy smutno na talerzyk z zakąską. Aby nie psuła nam widoku przesunęliśmy go na pusty skraj stołu i zamówiliśmy po kolejnej lampce. Dosiadło się do nas dwóch żołnierzy. Też coś pili. Talerzyk z zakąską krążył – każdy przepychał go poza zasięg swojego wzroku, ale stolik nie miał nieograniczonego blatu. Można patrzeć w okno, na bufet, ale kiedy sięgało się po kieliszek z winem wzrok znów spotykał śledzia z dżemem.
A potem wstaliśmy i poszliśmy. Trafiliśmy do kina „Romantica”, dziś już nieistniejącego, na pierwszą część „Terminatora”. Trafili tam też ci żołnierze. Nie wiedziałbym tego, gdyby nie scena, w której terminator wykonuje na sobie operację w podrzędnym hotelu – rozcina rękę, wyjmuje oko. Jeden z tych żołnierzy zaczął wymiotować. Wymiociny ściekały po schodach. Cała sala to słyszała. Bileterka ich wyprowadziła. Może liczba kalorii była w sam raz, ale kiedy wyszliśmy, jeden z żołnierzy zjadł śledzia z dżemem? I to z kulinarnego punktu widzenia było ślepą uliczką?
Pozdrawiam.
ratings: perfect / excellent
/Na stronie i tylko dla młodych: szwedzki stół w PRL-u - z tym po szwedzku śledziem na słodko - był wtedy u nas dyżurnie i ogólnie dostępny. Pamiętam np. za moich bieszczadzkich czasów, kiedy był codzienny kłopot z głupim takim chlebem nawet, wszędzie na półkach sklepowych obecne drogie bardzo fińskie czekolady i norweską? chałwę, konfekcjonowaną jak sardynki... w konserwie??
A propos: nieźle już napici bohaterowie scenki oraz zaplątani w niej (scence) cudowni nasi żołnierze LWP(co za rozmach literacki!) mogli chyba coś z tą kupą na rybie zrobić i przekąskę jakoś jednak - dla swoich zdrowych kości - z tym winkiem NA ZDROWIE! skonsumować??
Polska biedota żywiła się od zawsze kartoflami, kaszą i bałtyckim śledziem. To dlatego nawet starcy nasi mieli WŁASNE zdrowe zęby, i lud był krzepki i nie do zdarcia. Na przekór wszelkim zawieruchom ze wschodu i zachodu dziejów!/
powszechna próchnica zębów, otyłość, cukrzyca, choroby układu krwionośnego, choroby onkologiczne, et cetera, et cetera
nasza kondycja dramatycznie "siadła".
Pytanie, dlaczego?
ratings: perfect / excellent