Go to commentsOBRZYDLIWA ULICA
Text 15 of 40 from volume: Inne opowiadania
Author
Genreprose poetry
Formprose
Date added2015-03-06
Linguistic correctness
Text quality
Views2336

1


OBRZYDLIWA ULICA


Jak zakalec w cieście była ta ulica. Na oko – niczego sobie... Stały przy niej niewysokie, szare kamienice pobudowane w początkach poprzedniego stulecia a na końcu kilka budynków z czerwonej cegły – takich, co na Śląsku mówią na nie: familoki.

Chodziło się po niej dobrze, bo chodniki miała proste i jeśli ktoś tu nie mieszkał, to w gruncie rzeczy nie widział powodów, żeby znienawidzić ją. Tylko my, mieszkańcy ulicy sąsiedniej wiedzieliśmy co o tym myśleć...

Z tamtą ulicą łączyło nas wspólne podwórze. Wprawdzie było ono rozległe ale nie dało się go przegrodzić, toteż punkt graniczny stanowił śmietnik. Do śmietnika każdy miał prawo dojść. Dalsze posuwanie się po obcym sobie terenie było bardzo źle widziane. I kiedy dobudowana dwa następne budynki, to też postawiono przy nich śmietniki, żeby wiadomo było jaki jest podział ziemi.

Naszym sprzymierzeńcem w walce z obrzydliwą ulicą była kapela podwórkowa. Kapela pojawiała się niezbyt często. Składała się z trzech czy czterech mężczyzn. Koniecznie musiał być w niej skrzypek. Wolno przechodziła pod oknami naszych wrogów katując ich swoją muzyką. Tamci chowali się za firankami albo szybko zamykali okna. Czasami ktoś rzucił pieniądze, licząc, że kapela pójdzie sobie. Ona jednak zatrzymywała się przy śmietniku i grała im dalej. My tymczasem przygotowywaliśmy złotówki dla muzykantów, którzy pod nasze okna przychodzili tylko po to, żeby odebrać zapłatę.

Na obrzydliwej ulicy nikt ważny nie mieszkał – przeważnie „bida” walcząca o każdy grosz. Pchali się do nas pod byle pretekstem, jakbyśmy my mogli stać się dla nich kopalnią pieniędzy. A u nas nie było wiele lepiej i tylko pogarszali naszą sytuację swoimi kombinacjami. I trzeba było ich gnać, za przeproszeniem, osraną miotłą, żeby nie pchali się tam, gdzie nie ich miejsce. Ale oni i tak pchali się, bo to była ciemnota gorsza niż cokolwiek innego... My przynajmniej mieliśmy świadomość a oni nie...

Im się wydawało, że to jest świadomość komunistyczna, jakby nie było świadomości

poza ideologią - i dlatego to była ciemnota.

Nasze miasto nawet nie przeczuwało ile zawdzięcza NAM, mieszkańcom ulicy

walczącej z obrzydliwą ulicą. Ci, tymczasem knuli coś, plotkowali, zgłaszali pretensje, nasyłali na nas swoje bachory, bo przecież każdy grosz się liczy a oni nie mogą na nas zarobić...

Dlatego kontakty z mieszkańcami tamtej ulicy podlegały ograniczeniom a kto wdał się w nie, wcześniej czy później mógł się przekonać, że popełnił poważny błąd. Tracił też taki człowiek zaufanie mieszkańców naszej ulicy.

I nigdy nie stałoby się nic złego, gdyby ten stan rzeczy przetrwał i gdyby nie doszło do bratania się. Ale zanim do tego doszło, zaczęli przesuwać jeden ze śmietników w kierunku tego, który był głównym słupem granicznym – niby, że niehigienicznie, za blisko okien i śmierdzi. Śmietnik nie należał do nich – za to podział zakłócili. A jak już doszło do bratania się, to jakaś ślepota ogarnęła ludzi. I myśleli, że pobratanie się coś zmieni a śmietnik przestanie być punktem granicznym i punkt graniczny przesunie się na ten drugi śmietnik co to powinien być na końcu podwórza. Nikomu do głowy nie przyszło, że z ciemnotą trzeba walczyć smrodem... Wszyscy chcieli żeby ładnie pachniało.

Takim sposobem ich nieszczęścia przeszły na nas a nasze na nich, pomieszały się w paskudny sposób, pomnożyły i spadły na wszystkich jak plagi - a lepiej by było, żeby każdy pozostał przy swoim...




  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo dobry tekst prozatorski. Napisany barwnym, żywym językiem i ze swadą. To taka swoista minisocjologia zachowań społecznych w familokach, która nieco przypomina sąsiedztwo Kargula i Pawlaka. W zakresie poprawności językowej mam jedynie drobne zastrzeżenia do interpunkcji. Brakuje przecinków przed:a na, co o tym, ale, jaki jest, katując, a oni (2), co zawdzięcza, a kto, a śmietnik, co to, żeby nasze, a nasze. Czyli generalnie brakuje przecinków przed zdaniami podrzędnymi. Zbędne są przecinki przed: tymczasem, że (w konstrukcji: niby że). Usunąłbym też jedyny dwukropek sprzed słowa "familoki".
avatar
Wpierw treść i sposób narracji - bardzo dobrze mi się czytało. Jest nastrój, nostalgia za minionym, dziecięcym czasem. W pierwszej chwili zabrakło mi zakończenia, ale zerknąłem do góry - to dopiero pierwsza część. Z chęcią przeczytam kolejne części, zwłaszcza że sam teraz "siedzę we wspomnieniach" :)

Co do sposobu zapisu - interpunkcję ocenił Janko. Są dwie niezręczności w stylu - powtórzenia. Łatwo można je usunąć:
- blisko siebie powtórzenie "nas - nas - naszą". "A u nas nie było wiele lepiej" zmieniłbym więc na "A nie było wiele lepiej". Sens się nie zmienia, powtórzenie znika,
- jw. "pchali się - pchali się" (drugie można zastąpić np. synonimem "wciskali się").

PS. literówka "dobudowana" (dobudowano),
avatar
Pośmiałam się :-))) Gdyby nie te uszy, to pewnie dokoła głowy :-))))))))
avatar
Pisząc komentarz, zapomniałem zapytać, dlaczego ten tekst został nazwany prozą poetycką. Więc teraz stawiam pytanie: Dlaczego?
avatar
Tekst został nazwany prozą poetycką właściwie dla żartu ale również dlatego, że jest zrytmizowany.
avatar
Podobał mi się Twój tekst. Nie wypowiadam się pod prozą za często, ale ten krótki kawałek przeczytałam z zainteresowaniem i postanowiłam ocenić.
© 2010-2016 by Creative Media